Ukraińscy partyzanci mają nową taktykę. Trują Rosjan na potęgę
Ukraińscy partyzanci chwalą się sukcesem operacji trucia Rosjan w Mariupolu. Przekonują, że za pomocą zatrutej żywności zlikwidowali już dziesiątki rosyjskich żołnierzy, "bo orki to idioci".
Może świeżą bułeczkę albo... pasztecik?
Na początku inwazji Rosji na Ukrainę głośno było o pewnej ukraińskiej staruszce, która postanowiła aktywnie włączyć się w działania wojenne, częstując najeźdźcę własnoręcznie przygotowanymi zatrutymi pasztecikami. Ośmiu rosyjskich żołnierzy niedługo później zmarło, ale najwyraźniej armia Kremla nie potrafi uczyć się na własnych błędach.
Ukraińscy bojownicy ruchu oporu w okupowanym Mariupolu poinformowali właśnie, że w ten sam sposób - w ramach większej zorganizowanej akcji - rozprawili się z kilkudziesięcioma kolejnymi żołnierzami. Ich zdaniem w ostatnich miesiącach odprawili w ten sposób na tamten świat ponad 40 Rosjan.
Co więcej, w wyniku samej tylko ostatniej akcji (nie dowiadujemy się, kiedy dokładnie przeprowadzonej) 26 rosyjskich żołnierzy nie żyje, a 15 kolejnych leży w szpitalu na oddziale intensywnej terapii i trudno powiedzieć, czy przeżyją. Jak podkreślają partyzanci, cali i zdrowi są za to "kucharze", którzy odpowiadają za otrucia.
To aktywność partyzancka. Stało się to możliwe dzięki nowej rotacji i dlatego, że orkowie to idioci
Rosjanie nie uczą się na błędach... albo są tak głodni
I faktycznie latem można było usłyszeć o kilku wydarzeniach tego typu, np. w sierpniu dwóch rosyjskich oficerów zginęło, a 15 innych trafiło do szpitala w wyniku masowego zatrucia dokonanego przez ukraińskich partyzantów podczas obchodów Dnia Marynarki Wojennej w Mariupolu (żywność zawierająca cyjanek i pestycydy), a dowiedzieliśmy się też o utonięciu pięciu rosyjskich żołnierzy po spożyciu zatrutego alkoholu.
Bo chociaż Mariupol znajduje się pod okupacją rosyjską od maja ubiegłego roku, a Kreml próbuje normalizować tu okupację, budując nowe domy i infrastrukturę oraz zachęcając obywateli Rosji do kupowania tam nieruchomości, to opór ze strony miasta nigdy nie ustał.
A przynajmniej tak przekonuje doradca burmistrza Mariupola, Petro Andriuszczenko, który w poście na Telegramie doprecyzował, że "w sumie latem i dwoma miesiącami jesieni mariupolski ruch oporu wyeliminował na różne sposoby ponad 40 okupantów".
Pomagamy wam, jak tylko możemy: gdzieś będziemy szpiegować magazyn, gdzieś rakieta poleci do kwatery głównej, gdzieś zostawimy zatrutą wódkę, gdzieś pomożemy z jedzeniem, gdzieś nagle eksploduje samochód...
Jak to możliwe, że Rosjanie nie podejrzewają, że Ukraińcy mogą próbować ich otruć, skoro częstują ich alkoholem i jedzeniem? Warto pamiętać, że Kreml przekonuje swoich żołnierzy, że jadą "ratować Ukrainę i zniewolonych tam Rosjan", nic więc dziwnego, że ktoś wita ich z radością, prawda?
Do tego część Ukraińców z ruchu oporu działa od środka w szeregach Rosjan, a część okupantów, szczególnie na froncie poza dużymi obszarami czy miastami, jest po prostu głodna, bo problemy Kremla z dostawami wyposażenia i racji żywnościowych dla armii są już legendarne.
Czytaj w Antyweb.pl: Najnowsze dane zupełnie zaskakują. Chodzi o sprzedaż telefonów!