Własnym ciałem zasłonił kolegę przed eksplozją granatu. Ukrainiec cudem przeżył

Widział lecący w jego kierunku granat i w ostatniej chwili przykrył własnym ciałem kolegę, ratując mu życie. Przeżył i trafił do niewoli. Relacja ukraińskiego strzelca Witalija "Topoli" to dowód, jak okrutnie Rosjanie traktują pojmanych jeńców.

Witalij "Topolia" spędził w niewoli 65 dni. W tym czasie schudł 16 kilogramów. / źródło: @Gerashchenko_en
Witalij "Topolia" spędził w niewoli 65 dni. W tym czasie schudł 16 kilogramów. / źródło: @Gerashchenko_enTwitter

Historia ukraińskiego strzelca maszynowego Witalija "Topoli" zasługuje na to, aby już po wojnie na jej podstawie ktoś w przyszłości napisał scenariusz filmu. Witalij pracował za granicą, kiedy dowiedział się, że Ukraina została zaatakowana przez putinowską Rosję. 24 lutego 2022 roku wrócił do kraju i tego samego dnia na ochotnika wstąpił do Sił Zbrojnych Ukrainy.

Walczył w 710-tej brygadzie strzelców. Jego jednostka  najpierw trafiła pod Charków, gdzie poniosła bardzo ciężkie straty. Potem Witalij zaczął walczyć na froncie we wschodniej części Ukrainy w okolicach Bachmutu. To właśnie tam miał okazję dokonać niezwykle bohaterskiego czynu, za który później otrzymał order "Za Odwagę".

Uratował kolegę zasłaniając go własnym ciałem

10 lutego 2023 Witalij "Topolia" walczył w mieście Krasna Hora. Jego oddział został zaatakowany przez Rosjan, którzy zaczęli rzucać w ich kierunku granaty. Jedna z eksplozji była tak silna, że podmuch powietrza poderwał go do góry i cisnął o ścianę. Kiedy spadał na ziemię kątem oka dostrzegł lecący w powietrzu kolejny granat.

Widziałem, jak ten granat leci w moim kierunku... Zrozumiałem, że nie będę w stanie nic zrobić poza osłonięciem własnym ciałem kolegi. W ostatniej chwili odepchnąłem granat rękami, aby eksplodował trochę dalej
Fragment relacji Witalija "Topoli"

Ukrainiec został ciężko ranny, bardzo dużo odłamków wbiło się w jego nogę. Jego koledzy z oddziału byli przekonani, że nie żyje. Film z relacją Witalija "Topoli" o tym tragicznym wydarzeniu zamieścił na portalu społecznościowym Anton Geraszczenko, doradca ukraińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych.

Strzelec maszynowy Witalij "Topolia" uratował swojego towarzysza broni przed granatem, zakrywając go swoim ciałem. Oddział bojowy "Topolii" myślał, że nie żyje, jednak Obrońca przeżył i dostał się do niewoli. Spędził tam dwa miesiące i schudł 16 kg. Do wymiany doszło 15 kwietnia. W sierpniu "Topolia" powrócił na linię frontu i kontynuuje obronę Ukrainy.
fragment wpisu na portalu społecznościowym twitter Antona Geraszczenko, doradcy ukraińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych

Z niewoli ponownie na front

Witalij "Topolia" opisał, jak odzyskał przytomność i zrozumiał, że zostanie pojmany przez Rosjan. - Rozejrzałem się i zobaczyłem sześć luf karabinów wycelowanych we mnie - relacjonował Ukrainiec. Rosjanie pojmali go i przewieźli do specjalnej jednostki medycznej, gdzie przebywali ciężko ranni jeńcy. Okazało się, że problemem nie są leki, ale jedzenie. Ukraińscy jeńcy otrzymywali raz dziennie paczkę z bardzo małą porcją żywności, bez chleba i cukru. Rosjanie wyraźnie postanowili zagłodzić pojmanych jeńców.

15 kwietnia Witalij dowiedział się, że wraz z grupą innych jeńców zostanie przekazany ukraińskiej armii w ramach wymiany jeńców. Rosjanie postanowili w bardzo szczególny sposób wywrzeć na pojmanych żołnierzach presję psychologiczną. Wymiana jeńców została przeprowadzona na drodze, gdzie wcześniej stoczona została okrutna bitwa i wszędzie wokół było bardzo dużo uszkodzonych ukraińskich pojazdów wojskowych. - Musieliśmy omijać spalone ciała żołnierzy - relacjonował Ukrainiec.

Witalij "Topolia" spędził w niewoli 65 dni. W tym czasie schudł 16 kilogramów.

28 sierpnia ponownie wrócił na front. W mediach społecznościowych zapewnił, że jedynym jego marzeniem jest spłacenie długu wdzięczności wobec jego kolegów z oddziału. Ma także marzenie: otrzymać dwa pociski przeciwpancerne Javelin i co najmniej dwa pociski typu Stinger. - Niech nam ktoś je przyśle, a będziemy wdzięczni - powiedział Ukrainiec.

Szkoccy hodowcy owiec sięgają po nowego ochroniarzaAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas