Plaga malware'u nadciąga na Androida
Android to platforma marzeń. Otwarta i dostępna dla wszystkich może być żyznym polem pod uprawę wspaniałych i przydatnych aplikacji. Niestety, to tylko sielankowa wizja.
Pewien znany i szanowany producent oprogramowania antywirusowego już od dłuższego czasu przestrzega przed zagrożeniem ze strony złośliwego oprogramowania na Androida. Niecałą dobę temu przestrogi Kaspersky'ego zabrzmiały jednak wyjątkowo złowieszczo. Na Androida pojawiło się w ostatnim miesiącu ponad 70 szkodliwych aplikacji. Według informacji rosyjskiej firmy możemy już niedługo spodziewać się prawdziwej lawiny niebezpiecznych programów. O skali wzrostu mogą świadczyć dane sprzed pół roku, kiedy wykrywano w ciągu miesiąca jedno lub dwa zagrożenia tego typu.
Android Marketplace zaprasza wszystkich
Dosłownie wszystkich. Wystarczy jedynie uiścić opłatę 25 dolarów i zachwaszczać to urodzajne pole do woli. Osoby, które krytykują "zamordyzm" App Store'a, mogą w tym miejscu pokusić się o małą refleksję. Oczywiście, w pewnym wymiarze, Apple przykręcił śrubę developerom aż za bardzo, ale przeginanie w drugą stronę najwyraźniej też nie jest rozwiązaniem.
Android ma dwa systemy ochrony przed takimi szkodnikami. Pierwszy z nich to separacja uruchomionej aplikacji od reszty systemu. Drugi to zdalne usuwanie z telefonu potwierdzonego zagrożenia. Pośrednim sposobem jest także seria pytań systemu o konkretne pozwolenia dla instalowanej aplikacji. Możemy sami zdecydować, czy program będzie mógł wykorzystać kamerę, wibrować itp. Cóż jednak z tego, skoro liczba robactwa rośnie, a tempo wzrostu prowokuje do intensywnego podrapania się w zakłopotaną głowę. Coś tu poważnie nie gra...
Płodny marzec
Ten zwiastujący wiosnę miesiąc nie był zbyt szczęśliwy dla 400 000 użytkowników telefonów z Androidem. Bo tyle właśnie padło ofiarą jednego tylko malware'u o jakże słodkiej nazwie - DroidDream. Co ciekawe, twórcy szkodnika ukradli istniejące już aplikacje i wypuścili je pod nowymi nazwami z dołączoną niespodzianką. Jak widać, ochrona praw autorskich także bardziej leży niż stoi. A leży tak płasko, że Google nie odpowiada na prośby oryginalnych twórców o usunięcie ukradzionego oprogramowania.
Wybór w istocie należy do nas
Może się zdziwicie, ale z drobnymi poprawkami wybrałbym jednak model Google'a. Dużo wolności, pozostawienie ostatecznej decyzji i odpowiedzialności użytkownikowi jest według mnie kluczem do sukcesu. Oczywiście odpowiednia informacja i edukacja klienta przed wejściem na tak burzliwy rynek są niezbędne. Już nie wspominając o poszanowaniu praw autorskich.
Pozostaje mieć nadzieję, że Google nie przeistoczy się w tyrana w nagłej próbie zaradzenia temu problemowi. A jak niestety wykazuje jedna z zasad cybernetyki, tak się to z reguły kończy.
Mariusz Kamiński