Czy świadkowi przestępstwa można wierzyć?
Czy świadkowie jakiegoś zdarzenia - napadu rabunkowego lub wypadku - zeznając przed policją czy prokuratorem, opisują to, co rzeczywiście się stało? Chociaż działają w dobrej wierze, często zniekształcają prawdę.
Historia kryminalistyki nie tylko w Polsce zna podobne przypadki: pada strzał, na oczach żony ginie jej mąż. Kobieta jest przekonana, że zna sprawcę i go rozpoznaje. Składa odpowiednie zeznanie, które później podtrzymuje na sali sądowej. A jednak czasami nieświadomie oskarża niewinną osobę. Dlaczego tak się dzieje? Jakie procesy pamięciowe prowadzą do zniekształcenia przypominania?
Czy zeznania świadków mogą pomóc
w poszukiwaniu przestępcy? Kiedy można uznać je za wiarygodne? Aby stwierdzić, jaką wartość mają zeznania świadków, przeprowadzane są rozmaite eksperymenty. Podczas szkolenia oficerów śledczych policji również przeprowadziłem pewien eksperyment. W szkoleniu uczestniczyło 22 mężczyzn i dwie kobiety. W trakcie wykładu na temat psychologii zeznań świadków na salę weszła młoda, atrakcyjna dziewczyna i wręczyła mi jakieś pismo. Przez mniej więcej dwie minuty udawałem, że je czytam. W tym czasie dziewczyna stała przodem do szkolonych.
Tydzień później na następnym wykładzie poprosiłem oficerów o wykonanie rysopisu i o opis ubioru dziewczyny. Mimo że byli profesjonalistami, tylko mniej więcej połowa z nich zadanie wykonała poprawnie. Inni popełnili pomyłki: podawali niewłaściwy kolor i długość włosów, bardzo różnie opisywali jej twarz, sylwetkę oraz ubranie. Dla jednych była smukła, dla drugich "przy kości". Jedni twierdzili, że miała na sobie dżinsy, inni, że garsonkę. Następnie odbyło się tzw. okazanie - do sali weszło dziesięć młodych kobiet tego samego wzrostu i w podobnym wieku. Tym razem nie było pomyłek. Wszyscy wskazali właściwą osobę.
Eksperyment jeszcze raz dowiódł, że przypominanie sobie wyglądu jakiejś osoby jest znacznie trudniejsze od rozpoznania. W przypominaniu zwraca się uwagę na różne szczegóły fizjonomii - jedni pamiętają oczy, usta, owal twarzy, drudzy kolor i długość włosów. Ponadto trudno jest słowami precyzyjnie opisać specyficzne szczegóły wyglądu człowieka. Dlatego opracowanie portretu pamięciowego nie jest łatwe. Rozpoznanie jest natomiast prostsze dlatego, że porównujemy to, co zapamiętaliśmy, z tym, co widzimy.
Przesłuchanie świadka może odbyć się w tendencyjnych warunkach,
co czyni zeznania niemal bezwartościowymi. Oto przykład rzeczywistych zdarzeń. W 1995 roku podczas napadu na kantor walutowy w Łomży jedna pracowniczka została zabita, druga odniosła bardzo poważne rany postrzałowe głowy i przez dwa tygodnie była nieprzytomna. Po sześciu miesiącach (okres leczenia i rehabilitacji) rozpoczęły się przesłuchania pokrzywdzonej kobiety.
Nie mogła ona jednak niczego sobie przypomnieć. W tej sytuacji siedem miesięcy po napadzie podczas trzech sesji (w odstępach tygodniowych) poddałem ją hipnozie. Po każdej z nich składała zeznania przed prowadzącymi śledztwo. Najpierw twierdziła, że przypomina sobie jedynie fragmentaryczny zarys twarzy i sylwetki osób wchodzących do kantoru. Po drugiej sesji mówiła, że do kantoru weszło dwóch mężczyzn - drugi z pistoletem w ręce. Pierwszy był szczupły, wysoki, o ciemnych włosach, drugi, krępej budowy, miał włosy jaśniejsze. W zeznaniach po trzeciej sesji poinformowała, że druga osoba, o ciemnej karnacji, miała kręcone, kędzierzawe, prawdopodobnie tlenione włosy.
Pokrzywdzona określała tę osobę jako "typ południowca".
Niestety, w dalszym postępowaniu popełniono błędy, które doprowadziły do zafałszowania jej wspomnień. W trakcie przesłuchania po trzeciej sesji prowadzący sprawę funkcjonariusze policji pokazali jej 22 zdjęcia, które przedstawiały twarze różnych mężczyzn; były to słabej jakości odbitki kserograficzne. Kobieta wskazała na dwie z nich. Były to zdjęcia Ormianina i Cygana, podejrzewanych także o inne przestępstwa. Dalszym etapem dochodzenia było wspomniane już okazanie. Kobiecie przedstawiono do rozpoznania dziesięciu mężczyzn. Wśród nich dziewięciu było szczupłych, łysiejących blondynów i jeden śniady, krępy Ormianin o bujnej fryzurze. Ofiara napadu bez wahania wybrała Ormianina. Na sali sądowej zrobiła to samo. Czy skazano go za zabójstwo i napad z bronią w ręku?
Sąd wydał wyrok uniewinniający, choć poszlaki wskazywały, że Ormianin rzeczywiście mógł być winnym. Wiarygodność zeznań kobiety była jednak niewielka. Badana pod hipnozą przypomniała sobie jedynie ogólny zarys twarzy i sylwetki bandyty. Na to wspomnienie nałożył się obraz konkretnej, przedstawionej jej podczas okazania osoby. W prawidłowo przeprowadzonej procedurze identyfikacyjnej powinno uczestniczyć co najmniej kilku mężczyzn podobnych do podejrzanego - w tym wypadku był tylko jeden. Sąd miał więc uzasadnione wątpliwości, które rozstrzygnął na korzyść oskarżonego.
Jest to klasyczny przykład "wdrukowania fałszywych wspomnień"
poszkodowanej kobiecie, innymi słowy - manipulacji pamięcią. Rozpoznanie podejrzanych odbywało się w tendencyjnych warunkach i nic dziwnego, że pamięć świadka została zniekształcona. W opisywanej historii można też było zaobserwować inne zachowania charakterystyczne dla naocznego świadka niezbyt dokładnie pamiętającego szczegóły wydarzenia. Gdy nie potrafimy sobie czegoś przypomnieć, powstaje luka pamięciowa. Mając jednak w pamięci inne wspomnienia dotyczące danej sprawy, notatki, rozmawiając ze znajomymi, można z pewnym marginesem błędu próbować zrekonstruować (ale nie przypomnieć sobie) to, co w danym momencie się wydarzyło. Można również lukę pamięciową wypełnić wyobrażeniami. W psychologii zjawisko to nazywamy konfabulacją. Na przykład ludzie starzy czasami, konfabulując, uzupełniają luki swej pamięci na temat dawno przeżytych wydarzeń. Dzieciństwo przypominają sobie jako pasmo nieszczęść lub wielkiej sielanki. W efekcie dochodzi do tak zwanej subiektywizacji wspomnień.
Pamięcią można również manipulować w nieetyczny sposób
i z nieetycznych pobudek. Znane są przypadki, gdy na przykład psychoterapeuta sugeruje pacjentowi pewne fakty, które jakoby wpłynęły na rozwój jego choroby - po to, aby jak najdłużej takiego pacjenta leczyć i oczywiście czerpać z tego korzyści materialne. Oto przykład.
W 1986 roku pewna młoda kobieta z Wisconsin (Stany Zjednoczone) zgłosiła się do psychiatry, skarżąc się na lęki i stany depresyjne. Po przeprowadzeniu z nią rozmowy terapeuta orzekł, że przyczyną zaburzeń są zapomniane stresy z dzieciństwa. Aby do nich dotrzeć, zalecił zastosowanie psychoterapii i hipnozy. Po kilku sesjach stwierdził, że dotarł do wypartych wspomnień o przemocy (bicie, znęcanie się psychiczne), której rzekomo pacjentka doświadczyła w dzieciństwie. Podczas dalszej "psychoterapii" lekarz pytaniami sugerującymi utrwalał w pacjentce przerażający obraz jej dzieciństwa. Zaczynał od niewinnych pytań: Czy ojciec ciebie całował? Jak ciebie wtedy trzymał? Czy widziałaś ojca nagiego? Czy rodzice interesowali się piekłem i szatanem? Czy oglądaliście wspólnie filmy satanistyczne?
Kobieta nabrała z czasem przekonania,
że wyparła ze swojej świadomości następujące wspomnienia: należała do sekty satanistycznej, pożerała niemowlęta, była gwałcona przez ojca, odbywała stosunki seksualne ze zwierzętami. W końcu po rozmowach z rodzicami i znajomymi zrozumiała, że zaszczepiono jej fałszywe wspomnienia. Pozwała psychiatrę do sądu i po trwającym pięć lat procesie przyznano jej znaczne odszkodowanie.
Naocznym świadkom trudno uniknąć zarówno konfabulacji, jak i subiektywizacji wspomnień. Także badania laboratoryjne dowodzą, że sugestia i wyobraźnia mogą przyczyniać się do powstania "wspomnień" o zdarzeniach, które nigdy nie zaistniały. Jak bardzo można zasugerować nieistniejące fakty, pokazuje eksperyment przeprowadzony w 1998 roku przez amerykańskiego psychologa Saula Kassina podczas kursu komputerowego. Uczestniczyła w nim grupa dwudziestu osób. Po zakończeniu każdą z nich indywidualnie informowano, że zepsuła komputer. Początkowo badani zdecydowanie odrzucali ten zarzut. Następnie jednak, gdy podstawieni przez eksperymentatora "świadkowie" twierdzili, iż widzieli, jak dana osoba uszkodziła komputer, przyznawali się do winy. Postąpiło tak około 60 proc. uczestników kursu, opisując nawet szczegółowo, jak do tego doszło.
W innym eksperymencie mającym udowodnić, jak silny może być wpływ sugestii, biorący w nim udział oglądali symulację wypadku samochodowego, który zdarzył się na skrzyżowaniu ze znakiem STOP. Następnie połowie z nich zasugerowano, że stojący przy skrzyżowaniu znak drogowy był znakiem podporządkowania. Gdy zapytano później o niego, ci, których poddano sugestii, skłonni byli twierdzić, że widzieli znak podporządkowania. Natomiast osoby, którym nie przekazano fałszywej informacji, trafniej przypominały sobie prawdziwy znak drogowy.
Następny problem związany z wiarygodnością zeznań,
też pokazany w przykładzie zeznającej w Łomży kobiety, dotyczy wykorzystywania hipnozy. Czy hipnoza może pomóc świadkom przypomnieć sobie pewne zdarzenia? Jest to kontrowersyjna, choć w niektórych przypadkach skuteczna metoda poprawy pamięci. Najczęściej stosuje się ją wówczas, gdy ofiara zdarzenia lub naoczny świadek nie mogą sobie spontanicznie przypomnieć jakiegoś ważnego faktu.
W 1997 roku badałem w ten sposób wojskowego odpowiedzialnego za magazyn broni, z którego zginęły trzy ręczne karabiny maszynowe. Żołnierz nie umiał powiedzieć, co się z tą bronią stało. Dochodzenie nie dało żadnych rezultatów. W tej sytuacji przełożeni żołnierza zwrócili się z prośbą do specjalisty o podjęcie próby wyjaśnienia tego wydarzenia pod hipnozą. W czasie jej trwania wojskowy przypomniał sobie, że był pod wpływem alkoholu i wtedy wrzucił do pobliskiego stawu trzy ręczne karabiny (odnaleziono je tam), a później o tym zapomniał.
Badanie pod hipnozą ofiar przestępstw zwykle dotyczy takich zdarzeń, które wywołały silny szok emocjonalny. Na przykład młodociane ofiary gwałtów często nie mogą sobie przypomnieć wielu istotnych szczegółów, mogących pomóc w śledztwie. Wynika to z pourazowej amnezji, która jest mechanizmem obronnym chroniącym przed lękiem wywołanym przypominaniem sobie traumatycznego wydarzenia. Przykładem może być sprawa, która zdarzyła się w Dobczycach. W 1997 roku nieznany sprawca dokonał kilku gwałtów na dziewczynach samotnie wracających do domu z dyskoteki. Czynił to w niezamieszkanej okolicy brzegów rzeki Raby. Poszkodowane niezbyt dokładnie opisywały sprawcę. Nie potrafiły też podać żadnych szczegółów go charakteryzujących. Badaniami pod hipnozą objęto dwie dziewczyny. Podczas niej przypomniały sobie, że gwałciciel miał czerwoną, okrągłą plamę na prawym łokciu. Po ujęciu sprawcy, dzięki zasadzce policyjnej przy brzegu rzeki, okazało się, że na łokciu miał on okrągłą bliznę po oparzeniu. Ułatwiło to jego identyfikację, oskarżenie i osądzenie.
Naczelną zasadą procesu jest zasada prawdy,
dążenie do wyjaśnienia wszystkich okoliczności, tak aby winny został skazany, a niewinny oczyszczony z zarzutów. Dotyczy to także naocznych świadków zdarzenia. Często uważa się, że ich pamięć niczym aparat fotograficzny jest zdolna zarejestrować prawie wszystkie szczegóły z niezwykłą dokładnością, a to, że nie potrafią sobie czegoś przypomnieć, wypływa tylko z ich słabej pamięci lub niechęci do współpracy. Czasami jednak podlegają tak silnym naciskom psychicznym i presji otoczenia, aby pomóc policji złapać przestępcę, że gotowi są wskazać kogokolwiek.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku stwierdzono, że między wynikami badań laboratoryjnych dotyczących spostrzegania i pamięci a codzienną praktyką istnieje ogromna rozbieżność. W badaniach ludzie zazwyczaj wykazują dobrą pamięć - w jednym z eksperymentów aż 90 proc. uczestników potrafiło spośród dwóch i pół tysiąca zdjęć różnych scen i obrazków pokazywanych przez kilka sekund wskazać te, które już widzieli.
W praktyce podczas napadu ludzie bywają zastraszeni,
są zaskoczeni, boją się. Później ich wiedza, różne przekonania mogą prowadzić do "innego", zniekształconego pamiętania zdarzeń. A podczas przesłuchania wystarczy jedno subtelnie sformułowane pytanie, aby świadek zdarzenia inaczej sobie "przypomniał". "Z jaką prędkością jechał czerwony samochód?" i "Jak szybko pędził czerwony samochód?" - to chyba wymowny przykład tego zagadnienia. W artykule wspomniałem też o innej sprawie - jednak warto ją mocno podkreślić: jeśli na przykład przestępstwa dokonał ktoś inaczej wyglądający niż my, często wskazujemy jakiegokolwiek "innego". Dla wielu ludzi, bowiem wszyscy "inni" (Ormianin, Cygan, Arab) wyglądają "podobnie".
Gdy więc weźmiemy pod uwagę wszystkie ograniczenia dotyczące wiarygodności zeznań naocznych świadków, o których wspomniałem - i jeszcze wiele innych, na przykład uprzedzenia rasowe itp. - to przedstawienie przez nich przebiegu zdarzenia oraz wskazanie winnego można uznać za źródło dowodów w sądzie.
Andrzej Augustynek