Jan "Kuba" Tatarkiewicz i jego startup: Nasi inwestorzy są młodsi od naszych dzieci i nikomu to nie przeszkadza

Rozmawiamy z Janem "Kubą" Tatarkiewiczem, który będąc po 70-tce, wraz z kolegami w podobnym wieku, otworzył startup i chce zrewolucjonizować współczesne systemy bezpieczeństwa danych.

Rozmawiamy z Janem "Kubą" Tatarkiewiczem, który będąc po 70-tce, wraz z kolegami w podobnym wieku, otworzył startup i chce zrewolucjonizować współczesne systemy bezpieczeństwa danych.
Jan "Kuba" Tatarkiewicz wraz z częścią twórców RANDAEMON: Wiesławem Kuźmiczem oraz Januszem Borodzińskim /archiwum prywatne

Przemysław Białkowski: Panie doktorze...

Dr hab. Jan "Kuba" Tatarkiewicz: Darujmy sobie te tytuły. Jestem Kuba, w Stanach wszyscy mówimy sobie po imieniu.

OK, a wszyscy w Stanach otwieracie biznesy po 70-tce?

- (śmiech) Ludziom starszym jest łatwiej wbrew pozorom. My jesteśmy - jak mówi mój syn - hardcore level tej gry, bo przeżyliśmy PRL. Założyć firmę w latach 80-tych to była sztuka.

Ty w tej sztuce dostałeś rolę Mac Ewangelisty.

- Po rocznym pobycie naukowym w Stanach przywiozłem trochę pieniędzy. Było mnie stać na kupienie pierwszego Macintosha. Pomagał kolega, który był akurat w USA. Jako matematyk miał zniżkę edukacyjną, ale nie potrzebował komputera. Szmuglowanie sprzętu trwało rok. I tak się zaczęło.

Reklama

Tajne komplety z programowania?

- Prowadziłem taki nieformalny klub, gdzie wymienialiśmy się kradzionym oprogramowaniem, bo innego nie było. Później otworzyliśmy serwis komputerów i pierwsze polskie przedstawicielstwo Apple. Jako pracownik tej firmy miałem wizytówkę z jabłuszkiem i tytułem "Macintosh Evangelist".

Przez 40 lat swojej pracy byłeś fizykiem doświadczalnym, specjalistą IT, felietonistą, oceanografem, inżynierem, aż w końcu zostałeś startupowcem. Czym jest RANDAEMON?

- Komputery kwantowe niosą poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa komunikacji w internecie, gdyż już dziś pozwalają łamać w rozsądnym czasie dostępne metody szyfrowania. Jednocześnie wprowadzenie tzw. kwantowych sieci będzie wymagało olbrzymich ilości liczb losowych do inicjalizacji połączeń. My stworzyliśmy generator liczb losowych oparty na fizyce jądrowej. Bazuje on na rozpadach beta, które są w warunkach normalnych kompletnie niezależne od środowiska.

A można trochę prościej?

- Ten wynalazek jest w zasadzie prosty.

Nikt tego wcześniej nie zrobił?

W tej chwili szwajcarska firma IDquantifique produkuje komercyjne kwantowe generatory liczb losowych w układach scalonych, ale bazują one na źródłach światła (diodach). Ta technologia nie pozwala na umieszczanie ich na typowych układach scalonych zrobionych wg standardowej technologii, zaś same źródła fotonów są zależne od środowiska (napięcie zasilania, temperatura).

A wasza?

- Nasze generatory zawierają źródło niklu-63, który jest wyjątkowo nisko radioaktywny, czyli bezpieczny dla człowieka, a jego produkcja jest prosta (reaktor jądrowy) oraz bazują na detektorach typu SPAD, które łatwo mogą być umieszczane na typowym układzie scalonym wytwarzanym standardowymi metodami. Generator próbny jest testowany w Instytucie Mikroelektroniki i Fotoniki sieci Łukasiewicz.

Gdzie może być wykorzystana ta technologia?

- W Polsce prawdopodobnie nie ma firmy, która byłaby zainteresowana naszą technologią, ale na świecie może to zainteresować takich gigantów jak: Apple, Microsoft czy Qualcomm (główny wytwórca modemów do telefonii komórkowej, ale także procesorów Snapdragon).

Otrzymaliście patenty w rekordowym czasie, jak to się robi?

- Osoba powyżej 65 roku życia ma łatwiej, dostaje priorytet w kolejce (śmiech) i zniżki. Mamy już przyznanych 6 patentów w USA i jeden w Korei Południowej. To zasługa dobrych prawników i dobrego opisania wynalazku. Z patentami zetknąłem się już zresztą znacznie wcześniej.

I co dalej? Na jakim etapie jest biznes?

- Szukamy inwestorów, czeka nas druga runda finansowania. Naszym celem nie jest stworzenie koncernu, tylko stworzenie technologii, którą ktoś kupi.


Mówisz my, kim są pozostali twórcy RANDAEMON?

- Jest nas czterech. Mój kolega ze szkolnej ławki w liceum Janusz Borodziński ma doktorat z chemii. Wiesław Kuźmicz jest profesorem belwederskim, poznaliśmy się w klubie Macintoshy w latach osiemdziesiątych, a Krzysztofa Appelta poznałem w San Diego, gdzie teraz mieszkam. To świetny specjalista z biotechnologii. Wiesiek jest trochę starszy, reszta rocznik ’52.

Gdy wspominasz o roczniku, to zastanawiam się, skąd taki zapał w wieku, który większość osób kojarzy ze spokojnym życiem emeryta.

- Życie jest nudne, a już szczególnie życie emeryta. Według tablic umieralności, które niedawno dostałem od amerykańskiego fiskusa, zostało mi jeszcze 19 lat. Nie wyobrażam sobie przez ten czas tylko chodzić na spacery i oglądać telewizję. W całym życiu zawodowym miałem szerokie zainteresowania. Np. niedawno, po 45 latach przerwy, zacząłem całkować na potrzeby patentu.

Najnowszy wynalazek to przebłysk geniuszu, czy raczej zasługa doświadczenia?

- Wszystkie wynalazki to na ogół połączenie paru rzeczy. Myślę, że jest wielu ludzi, którzy mogliby coś robić, ale się boją, bo co powiedzą inni. Nasi inwestorzy są młodsi od naszych dzieci i nikomu to nie przeszkadza.

A to wspominanie wieku nie wprawia cię w zakłopotanie?

- Nie. Pod koniec zeszłego roku obrabiałem dzienniki mojego dziadka (prof. Władysław Tatarkiewicz, legendarny filozof - red.). Gdy wyrzucili go z Uniwersytetu Warszawskiego w 1951 roku miał 65 lat. Wielu ludzi przeszłoby na emeryturę, a on zamiast siąść na laurach napisał Historię Estetyki - bardzo duży podręcznik, tłumaczony w wielu krajach. Ja to wyniosłem z domu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komputery
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy