Jedzą, by żyć. Żyją, by jeść. Niezwykłe odkrycie dotyczące słoni morskich

Samce jednych z najcięższych ssaków żyjących na naszej planecie – mirung północnych – ryzykują własnym życiem tylko po to, aby móc zjeść dodatkowe kilogramy żywności. W przeciwnym razie nigdy nie znalazłyby one partnerki, z którą mogłyby doczekać się potomstwa. Taka strategia wiąże się z wyjątkowo wysoką śmiertelnością.

Mirungi ryzykują życie, by móc zjeść jak najwięcej
Mirungi ryzykują życie, by móc zjeść jak najwięcejFrank SchulenburgWikimedia

Męscy przedstawiciele mirung północnych, nazywanych również słoniami morskimi, wypływają znacznie częściej od samic w głąb oceanu, aby móc zdobyć jak najwięcej pożywienia, pozwalającego zgromadzić im jak największą masę - wynika z najnowszych badań naukowych opublikowanych w czasopiśmie "Royal Society Open Science".

Takie ryzykowne zachowanie i narażanie się na bezpośredni kontakt z orkami oraz żarłaczami białymi często kończy się dla samców tragicznie. Sześć razy częściej od żeńskich osobników kończą one swój żywot właśnie na otwartym oceanie.

Jednak jeśli uda im się zjeść odpowiednią liczbę kalorii i zwiększyć swoją masę do niebotycznych rozmiarów, czeka na nich wyjątkowa nagroda w postaci zapłodnienia nawet 50 samic w jednym sezonie. Jak wynika z prostej matematyki, zaledwie garstka przedstawicieli doczeka się takiego zaszczytu. Konkurencja jest więc wyjątkowo wysoko.

Aby lepiej uzmysłowić sobie, jak bardzo samce starają się o sukces reprodukcyjny, warto wspomnieć, że ich waga wynosi od trzech do nawet siedmiu razy więcej niż w przypadku płci przeciwnej, a największe osobniki potrafią osiągnąć 3700 kilogramów masy.

Trudno wyobrazić sobie analogiczną sytuacją w przypadku naszego gatunku. Mężczyźni zajadający się tuzinami burgerów tylko po to, by móc w przyszłości ożenić się z wybraną partnerką. Brzmi to jak scenariusz bardzo nietypowej komedii romantycznej.

Do tej pory badania naukowe obejmujące słonie morskie w zdecydowanej większości dotyczyły samic, gdyż z powodu ich stabilniejszego życia o wiele łatwiej można je obserwować. Opracowania dotyczące męskich odpowiedników są więc na wagę złota.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas