Grupa naukowców ze słynnej uczelni Massachusetts Institute of Technology kilka lat temu wyhodowała świecące w ciemności rośliny, ale nich niecodzienne właściwości znikały po około trzech godzinach. Mało kto wiedział, że ich projekt kontynuowała w tajemnicy inna ekipa, finansowana przez rosyjską firmę. Badacze wyszli właśnie z ukrycia, ogłaszając, iż zdołali doprowadzić projekt do końca i stworzyć w pełni luminescencyjną florę.
Zjawisko bioluminescencji, będące głównie wynikiem utleniania się enzymu lucyferazy, zaobserwowano na Ziemi już lata temu. Jednak jak dotąd właściwości takie wykazywały grzyby, bakterie, ryby żyjące na dnie oceanów i insekty, takie jak choćby znane dobrze każdemu świetliki. Niewiele mieliśmy błyszczących niczym na filmach science-fiction roślin. Aż do teraz.
Już samo nadanie nieświecącym "fabrycznie" organizmom właściwości bioluminescencyjnych to ogromne osiągniecie. W 2017 roku badaczom z MIT w ramach projektu Roślinnej Nanobiotyki udało się umieścić świecące nanocząsteczki w liściach rukwi wodnej. Obiekt emitował w światło przez około 3,5 godziny, po czym tracił swoje właściwości.
Badania zostały ostatecznie zawieszone. Jednak przez cały czas międzynarodowa grupa 27 naukowców pracowała nad jego kontynuacją na zlecenie moskiewskiego startupu Planta LLC . Celem było stworzenie rośliny, która będzie świecić przez całą długość swojego życia. Po kilku latach opublikowali w końcu wyniki swoich prac i jak się okazuje, zdołali wyhodować w florę emitującą światło od wyrośnięcia aż do śmierci.
Przełomowy projekt powiódł się dzięki zastosowaniu modyfikacji genetycznej. W dużym skrócie, mówiąc amatorskim językiem, badacze umieścili DNA bioluminescencyjnego grzyba w sekwencji roślin. Tak wyhodowane rośliny świecą nie tylko dłużej, ale też o wiele intensywniej niż te z MIT. Co najciekawsze, autorzy publikacji twierdzą, że są w stanie zmodyfikować w ten sposób absolutnie każdą roślinę.
Luminescencyjne kwiatki bez dwóch zdań wyglądają przepięknie w ciemnościach, ale nasuwa się pytanie o praktyczne zastosowanie projektu. Dlaczego prywatna firma miałaby fundować całkiem poważne badania nad czymś, co wygląda co najwyżej na przyjemną ozdobę? Dlatego że świecące rośliny to potencjalnie coś więcej niż tylko bajkowa dekoracja ogrodów bogatych ludzi (choć póki co Planta LLC ma zamiar zarabiać właśnie na tym).
Pomimo tego, że wizje takie nadal są w powijakach i istnieją głównie w głowach futurystów, to sukces projektu jest pierwszym krokiem do zielonego oświetlenia miast. Jeśli jesteśmy w stanie wyhodować rośliny, które dają światło bez źródło prądu, to może będziemy mogli oświetlić nimi ulice i chodniki bez konieczności produkowania prądu? Jak na razie pomysł wydawał się jedynie fantazją, ale teraz posunęliśmy się nieco w kierunku jego realizacji.
Zielone oświetlenie mogłoby ograniczyć zużycie energii elektrycznej, której produkcja jest dość droga, a sam proces jej wytworzenia nadal polega głównie na spalaniu paliw kopalnych, co systematycznie niszczy nasze środowisko. Dodatkowo ich "montaż" zwiększyłby znaczącą powierzchnię terenów zielonych w miastach. Pojawia się jednak problem, bo "paliwem" roślin jest przecież woda, którą należałoby podlewać takie żyjące latarnie. Zwiększenie jej zużycia także byłoby co najmniej kontrowersyjne.
Każdy kij ma więc dwa końce. Żywe latarnie to jednak pieśń przyszłości, która może nigdy nie nadejść. Póki co każdy będzie mógł kupić sobie świecącą w ciemności roślinkę, posadzić ją w doniczce na parapecie, zrobić zdjęcie i zaimponować znajomym.