Nauka kontra Demony. Opętanie czy perfidne kłamstwo?
W chrześcijaństwie diabeł, w islamie dżin, w judaizmie dybuk, w hinduizmie i buddyzmie asurowie. Według amerykańskiej antropolog, profesor Eriki Bourguignon, która przebadała 488 społeczności żyjących w różnych częściach globu, aż 74 proc. z nich wierzy w opętania wpływające w sposób dramatyczny na ludzi. Zdaniem większości psychiatrów rzekome opętanie nie jest dowodem na istnienie zjawisk paranormalnych, lecz formą zaburzeń osobowości. Jednak część lekarzy twierdzi, że w niektórych przypadkach nawiedzenie przez demona jest jedynym wytłumaczeniem...
Profesor Felicitas Goodman specjalizowała się w badaniach mistycznych doświadczeń w różnych religiach. Ta pochodząca z Węgier antropolog kultury zainteresowała się m.in. słynnym przypadkiem egzorcyzmów przeprowadzanych w latach 1975-1976 na młodej Niemce, Anneliese Michel.
W 1981 roku opublikowała książkę przedstawiającą wyniki analizy - ponad dwie dekady później stała się ona kanwą scenariusza kinowego hitu "Egzorcyzmy Emily Rose".
Profesor Goodman przyglądała się zachowaniu dziewczyny przez pryzmat nauki, lecz trudno jej było patrzeć na nie chłodnym okiem. - Anneliese Michel trawiła bardzo wysoka gorączka. Była jak naczynie "kipiące wrzątkiem". Aby nieco sobie ulżyć, zaczęła tarzać się w pyle węglowym zalegającym w piwnicy. Napełniła lodowatą wodą kocioł i wskoczyła do niego lub wkładała głowę pod kran w umywalce. Zdjęła ubranie i pobiegła nago po domu... Wkładała muchy i pająki do ust i żuła węgiel albo przesiąknięte moczem majtki - relacjonowała Goodman.
Powyższy opis, jakkolwiek dramatyczny, trudno jednak uznać za dowód opętania. Mimo to prof. Goodman, opierając się na swych wieloletnich, międzykulturowych badaniach, była przekonana, że przypadek Michel potwierdza istnienie sił nieczystych.
Jednak większość antropologów, a także przedstawicieli innych dyscyplin akademickich, zdecydowanie odrzuca tego rodzaju teorie. Jakie są ich kontrargumenty?
Sceptycy najczęściej odwołują się do choroby określanej mianem zaburzeń dysocjacyjnych tożsamości (ang. multiple personality disorder, MPD). - Osobowość mnoga lub osobowość naprzemienna to występowanie wielu (co najmniej dwóch) osobowości u jednej osoby. Osobowości te określa się również jako wcielenia - wyjaśnia dr hab. Marek Krzystanek, kierownik Oddziału Dziennego Rehabilitacji Psychiatrycznej w Górnośląskim Centrum Medycznym.
Zdecydowana większość specjalistów uważa, że to, co egzorcyści nazywają "złym duchem", jest po prostu jednym z wcieleń człowieka cierpiącego na MPD. Rzecz jednak w tym, iż psychiatrzy obserwujący przebieg egzorcyzmów - choć wiedzą o istnieniu tego zaburzenia i znają jego objawy - twierdzą, że niektórych przypadków nie można w ten sposób zaklasyfikować.
Przykładowo dr Morgan Scott Peck, autor licznych książek z zakresu psychologii i psychiatrii, zwracał uwagę, że podstawowa osobowość człowieka cierpiącego na opisywaną przypadłość jest praktycznie nieświadoma istnienia innych osobowości - przynajmniej do czasu pomyślnego zakończenia długiej i żmudnej terapii.
Inaczej wygląda kwestia pacjentów, których uznawał on za faktycznie opętanych: - Są oni albo od początku świadomi [istnienia kolejnych "ja" - przyp. red.], albo szybko uzmysławiają sobie nie tylko autodestrukcyjny charakter tej części swej osobowości, ale także to, że jest ona odrębną i obcą osobowością - przekonywał ekspert.
Nawet zwolennicy szaleńczych hipotez o opętaniu twierdzą zgodnie, że większość przypadków "opętania" to po prostu schorzenia psychiczne i świadome bądź nie wykorzystywanie osób nią dotkniętych. Bardzo często zwraca się uwagę na to, że ludzkie tragedie - a zwłaszcza te z elementami paranormalnymi - dobrze się sprzedają. A ten, kto na tym zyskuje, nie przejmuje się poniesioną przez innych stratą i cierpieniem. Czasem sami "opętani" to zwyczajni oszuści.
W 2016 roku na łamach "The Washington Post" opublikowano artykuł Richarda Gallaghera, kontrowersyjnego psychiatrę, który od ponad 30 lat pracuje z egzorcystami, jednoznacznie deklarując, iż zarówno świat medycyny, jak i nauki generalnie należy postrzegać przez pryzmat dogmatów katolickich. W tekście napisał on o kobiecie, która utrzymywała, że jest wiedźmą.
Pojechał on ponoć na spotkanie z nią, przekonany, iż cierpi ona na jakąś chorobę psychiczną. Jak twierdzi, na miejscu okazało się, iż "wiedźma" potrafiła wskazać przyczyny śmierci nieznanych jej osób (w tym jego matki). Przepytał też kilku świadków jej rzekomych transów, w których to miała mówić po łacinie, której (jak założył, bo nie sprawdził tego faktu) nie znała wcześniej. Inni składali Gallagherowi relacje o tym, jakoby kobieta miała unosić się nad ziemią czy nagle dysponować nadludzką siłą. Psychiatra uznał to za objawy opętania.
Prof. Dean McKay, dr Rachel Ammirati i prof. Scott O. Lilienfeld na łamach "Skeptical Inquirer" (magazynu, w którym eksperci dokonują krytycznej, naukowej analizy kontrowersyjnych koncepcji oraz hipotez z zakresu zjawisk paranormalnych) zarzucili części piewców teorii o demonach naiwność oraz odwoływanie się tylko do tych kwestii, które mogłyby potwierdzić teorię o opętaniu.
Autorzy, psychologowie kliniczni, określili jednoznacznie, iż nie są to często fakty, a opinie oraz "przesądy przebrane za naukę". W tekście wzięli się za racjonalną i rzetelną analizę rewelacji Gallaghera.
Ich zdaniem to, co nazwał on "nadprzyrodzoną świadomością" rzekomo nawiedzonej kobiety, wyrażającą się w wiedzy na temat nieznanych jej osób, mogło być wynikiem "zimnego odczytu": zestawu technik pozwalających formułować zdania, które dzięki swej ogólności sprawiają wrażenie faktów zdobytych w sposób paranormalny (metoda ta stosowana jest bardzo często przez wróżki).
Uczeni podejrzewają, iż "nawiedzona" mogła również korzystać z "gorącego odczytu" - pod tym pojęciem kryje się czerpanie informacji z takich źródeł, jak mowa ciała, internet, prasa itp.
Eksperci odnieśli się także do argumentu, iż pacjentka prof. Gallaghera posługiwała się w opętańczym transie obcymi językami - i stawiają pracownikowi Medical College zarzut, iż nie dopuszcza on możliwości, że znała je wcześniej.
Zwrócili też uwagę na inną kwestię: skąd psychiatra wie, iż po łacinie mówiła poprawnie? W tekście nie pojawiła się bowiem żadna wzmianka o tym, że któryś ze świadków tej sytuacji znał język Cycerona. Autorzy artykułu zastanawiają się również, dlaczego prof. Gallagher tak łatwo uwierzył w rela
cje naocznych świadków, skoro zapewne byli oni przekonani o istnieniu demonów.
Nowojorski psychiatra pisał także o ekstremalnej sile swojej pacjentki, co psycholodzy zbijają argumentem, iż przyczyną tego - zdawałoby się paranormalnego - zjawiska może być nadmiar kortyzolu i adrenaliny, czyli hormonów mobilizujących organizm do skrajnego wysiłku w krytycznych sytuacjach.
A co z lewitowaniem, koronnym dowodem na opętanie przez diabła? Cóż, Gallagher sam przyznał, że nie był obecny, gdy doszło do tej sytuacji. Powoływał się co prawda na świadków, ale a nuż osoby te błędnie interpretowały inne zachowanie, np. nieregularne skoki, jako lewitację?
Nie był to pierwszy przypadek, kiedy uczeni obalili niesamowite doniesienia o działaniu sił ciemności, które wymykają się ramom współczesnej nauki. Faktycznie, zanotowano przypadki, kiedy nie dało się przypasować czyjegoś ekstremalnego zachowania czy zaburzenia do powszechnie znanych kanonów. Jednak koronny argument zwolenników istnienia demonów, wkradających się do ludzkiego umysłu i ciała, jakoby istniały rzeczy, których nauka nie może pojąć, można odbić tym, że obecnie może nie da się wyjaśnić tego konkretnego przypadku, nie znaczy to jednak, że za kilka lat nie będzie się dało. Dyskusja tkwi w miejscu
Jedno jest pewne. Tak długo, jak ludzie będą wierzyć w zabobony, tak długo będziemy czytać o przypadkach "opętania". Zjawisk paranormalnych nie należy klasyfikować jako prawdziwych tylko dlatego, że takie przekonanie towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Choć jest obecne w tradycji społeczeństw z różnych zakątków świata, to wydaje się, iż więcej niż o istnieniu demonów mówi o ludzkiej naturze oraz naszych sposobach tłumaczenia sobie trudnych do zrozumienia zdarzeń...
***Zobacz także***