Naukowcy znaleźli dziesiątki naturalnych antybiotyków... wewnątrz naszego ciała
Lekarze i naukowcy od lat apelują o dużą ostrożność w podawaniu antybiotyków i stosowanie ich tylko wtedy, kiedy są naprawdę konieczne, a co więcej dawkowanie ich w sposób ściśle określony na recepcie. I nie chodzi tu wcale o ich widzimisię, ale poważny problem zdrowotny, którego już niebawem możemy doświadczyć.
Na skutek nadużywania antybiotyków - zarówno podczas leczenia ludzi, jak i hodowli zwierząt (w niektórych krajach podawanie niedużych dawek jest dozwolone w celu zwiększenia masy), coraz więcej bakterii wykształca na nie oporność. Oznacza to, że trudno jest nam leczyć wywoływane przez nie choroby i zmuszeni jesteśmy do ciągłych poszukiwań nowych antybiotyków, a to wymaga czasu. Co więcej, zdaniem niektórych badaczy nie jesteśmy w stanie wygrać tego wyścigu, bo opornych na antybiotyki bakterii przybywa szybciej niż nowych leków, a do 2050 roku mogą już odpowiadać za zgon nawet 10 mln osób, więc musimy szukać też innych opcji.
I szukamy, czasem w bardzo “egzotycznych" miejscach, jak jad węży, skóra żab, grzyby, mleko dziobaka australijskiego czy kwiaty tytoniu, bo w obliczu powrotu chorób, które kiedyś dziesiątkowały populację, nie mamy innego wyjścia.
Dziś okazuje się jednak, że może wcale nie trzeba szukać tak daleko, bo potrzebne antybiotyki od zawsze były w naszych organizmach, a przynajmniej tak twierdzą naukowcy Uniwersytetu Pensylwanii, którzy znaleźli w ludzkim ciele dziesiątki potencjalnych peptydów przeciwdrobnoustrojowych (AMP), zwanych też antybiotykami peptydowymi.
Co ciekawe, posłużyli się w tym celu metodą zbliżoną do wyszukiwania czegoś w dokumencie cyfrowym, tyle że zamiast słów algorytm szukał w ludzkim proteomie, czyli swoistej bibliotece wszystkich białek produkowanych przez organizm, peptydów o właściwościach antybiotycznych. Zespół zaczął od skanowania proteomu w poszukiwaniu peptydów o charakterystyce typowej dla wszystkich AMP (m.in. długość między 8 a 50 aminokwasów, ładunek dodatni, elementy hydrofobowe i hydrofilowe), a wyniki pokazały ich aż 2603 i co ciekawe żaden nie miał związku z układem odpornościowym, dlatego zespół nazwał je “zaszyfrowanymi peptydami".
Ludzkie ciało jest jak skrzynia ze skarbem pełnym informacji, biologiczną bazą danych. Używając odpowiednich narzędzi, możemy dokopać się do odpowiedzi na wiele najtrudniejszych pytań.
Z całego zbioru wyodrębniono następnie 55 peptydów, których skuteczność przetestowano na 8 różnych bakteriach, w tym E. coli, pałeczce zapalenia płuc, pałeczce ropy błękitnej i gronkowcu złocistym - wszystkimi łatwo się zarazić podczas pobytu szpitalnego, a są niebezpieczne i trudne w leczeniu.
- Odkryliśmy, że 63,6% tych 55 zaszyfrowanych peptydów wykazuje aktywność antydrobnoustrojową. Co ciekawe, peptydy te nie tylko zwalczyły infekcje wywołane przez najbardziej szkodliwe bakterie na świecie, ale i zaktywizowały organizmy żyjące w jelitach i na naszej skórze, co jest dla nas bardzo dobre - dodaje Fuente.
Co więcej, AMP działały nawet lepiej w grupie z innymi pochodzącymi z tego samego obszaru ciała, bo ich skuteczność antybiotyczna rosła wtedy 100-krotnie. Testy na myszach pokazały, że nowe AMP radziły sobie równie dobrze jak istniejące antybiotyki, nie powodując przy tym szkodliwych skutków ubocznych. Później przyszła pora na weryfikację, czy peptydy powodują rozwój oporności u bakterii i tu wyniki są równie obiecujące.
Wygląda na to, że bakterie będą potrzebowały wielu generacji, żeby wykształcić oporność, co czyni z AMP świetnych kandydatów na długoterminowe rozwiązanie. Poza tym, naukowcy nie ukrywają, że ich zdaniem może to być dopiero początek wielu skutecznych terapii, bo skoro wewnątrz naszych organizmów kryje się tyle antybiotyków, to może znajdziemy tam również terapeutyczne cząsteczki do walki z innymi chorobami.