O tej polskiej stacji na Antarktydzie nie słyszeliście. Naukowcy chcą ją reaktywować
W ostatnim czasie częściej mogliśmy słyszeć o Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego. To przy okazji remontu, a precyzyjniej, budowy nowoczesnego obiektu. Położona jest jednak nie na Antarktydzie, a w Antarktyce, przed kołem podbiegunowym południowym. Choć niewiele osób o tym wie, na południowym kontynencie także posiadamy stację naukową. Od lat stała nieużywana, teraz naukowcy próbują ją rewitalizować i mają pomysł na jej działalność w przyszłości.
W przypadku badań na dalekiej północy, na Spitsbergenie, największej wyspie Norwegii położonej w Archipelagu Svalbard, swoje stacje posiada Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytet Mikołaja Kopernika i Uniwersytet Adama Mickiewicza.
Znacznie bardziej wymagające logistycznie są badania w pobliżu bieguna południowego. Kilkakrotnie pisaliśmy o badaniach na Wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych, gdzie znajduje się Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego. Zarządzana jest przez Instytut Biochemii i Biofizyki PAN, ale prowadzone są tam badania z wielu dziedzin: biologii i ekologii, oceanografii, geologii, geomorfologii, glacjologii, meteorologii, sejsmologii. Nieprzerwane prowadzone są także monitoringi: glacjologiczny, hydrologiczny, meteorologiczny i ekologiczny.
Ze względu na stan stacji i zmiany klimatu (woda zbytnio zbliżyła się do budynków) postanowiono wybudować od podstaw nowoczesny obiekt, oddalony od brzegu i wyniesiony do góry w celu zwiększenia bezpieczeństwa.
Na południu mamy jeszcze jedną stację
O Stacji im. Arctowskiego prawdopodobnie nie raz mieliście okazję usłyszeć, co jakiś czas piszemy o niej w GeekWeeku. Ale prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście o innej stacji z półkuli południowej, należącej do Instytutu Geofizyki PAN (IGF PAN). Pierwsza położona jest w Arktyce, jeszcze przed kołem podbiegunowym południowym. Druga leży już na Antarktydzie, za kołem podbiegunowym południowym.
To Stacja polarna im. A. B. Dobrowolskiego. Jest najstarszą i jedyną polską posiadłością na Antarktydzie kontynentalnej. Została otwarta 15 października 1956 roku przez ZSRR, a badania prowadzono do listopada 1958 roku. W styczniu 1959 roku została przekazana Polsce. Była nieużytkowana od 1979 roku. Znajduje się w Oazie Bungera, kilkadziesiąt kilometrów od brzegu Oceanu Południowego. Budynki zlokalizowane są nad brzegiem Jeziora Figurowego, w wolnej od lodu oazie antarktycznej.
Pracownicy Zakładu Badań Polarnych i Morskich IGF PAN postanowili ją zrewitalizować, na co uzyskali finansowanie z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. - Rewitalizacja zajmowała nam zdecydowaną większość czasu podczas pobytu. Naprawiliśmy, co trzeba, uprzątnęliśmy stację i otoczenie, wywieźliśmy 361 kg śmieci oraz wyposażyliśmy w niezbędne sprzęty i urządzenia - powiedział prof. Marek Lewandowski (kierownik wyprawy) w rozmowie z Nauką w Polsce.
Czy naukowcy wrócą na stację? Prof. Lewandowski ma inny pomysł
Ostatnia wyprawa odbyła się wspólnie z Rosjanami, których stacja znajduje się w sąsiedztwie polskiej. To był 2022 rok, podczas ekspedycji miał miejsce atak Rosji na Ukrainę, co zatrzymało naukową współpracę pomiędzy krajami. Polacy jednak nie poddali się i podjęli próbę współpracy z Australią, która także posiada stację w Oazie Bungera.
- W tej chwili Stacja Dobrowolskiego jest wyposażona w generator prądu, piec na paliwo diesel, elektryczną toaletę spalającą, łóżka, stoły, kuchnię elektryczną, liofilizowaną żywność oraz wodę pitną, czerpaną z pobliskiego Jeziora Figurowego. I choć na pierwszy rzut oka dwa główne budynki nie wyglądają najlepiej, to stacja jest gotowa do przyjęcia kolejnych grup - przekazał prof. Lewandowski.
Choć przewiduje się, że kolejna wyprawa może odbyć się w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat, to prof. Lewandowski ma inny pomysł na przyszłość stacji. Chodzi o umieszczenie tam automatycznej aparatury zasilanej energią słoneczną dostępną w porze antarktycznego lata. Wtedy też byłyby ładowane akumulatory zdolne do zasilania urządzeń w okresie nocy polarnej. Zebrane dane drogą satelitarną trafiałyby prosto na biurka naukowców, a wyprawy ograniczałyby się głównie do serwisu sprzętu prowadzone co kilka lat. To tańsze rozwiązanie, niż utrzymywanie całorocznej stacji.
Autonomiczne stacje badawcze to przyszłość badań naukowych na Antarktydzie. Jest to możliwe dzięki rozwojowi technik zasilania zdolnych podtrzymać pracę aparatury pomiarowej w okresie antarktycznej zimy -
- Atrakcyjność naukowa Oazy Bungera, gdzie znajduje się Stacja Dobrowolskiego, jest bezsprzeczna. To unikatowe okno do wnętrza Ziemi, niezaburzone żadnymi dodatkowymi sygnałami powiązanymi z aktywnością człowieka. Mamy więc potencjał do wniesienia znaczącego wkładu w naukę w zakresie badań geofizycznych. Jednak, aby stanąć w szranki z innymi krajami musimy działać szybko. Jeśli teraz odpuścimy, później trudno nam będzie dogonić czołówkę - podkreślił naukowiec.