Piotr Tryjanowski: Kilka godzin z ptakami można przeliczyć na euro
Gdy dokarmiamy ptaki, to bardziej my na tym korzystamy niż one. Jednakże nasz deficyt przyrody jest tak ogromny, że to właśnie ptaki mogą nam pomóc - mówi prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, współautor książki o wpływie ptaków na naszą psychikę.
Radosław Nawrot: Spoglądam przez ramię i widzę ptaki przylatujące do ogrodu. Dzięcioły, kowaliki, sikory, wróble, dzwońce, grubodzioby, zięby, kosy, wiele innych. Czuję, że mnie to wkręca i obserwuję je coraz intensywniej. A pan twierdzi, że ptaki zmieniają ludzi.
Prof. Piotr Tryjanowski: Bo to prawda, że zmieniają i to co mi pan teraz opowiedział jest na to najlepszym dowodem. One prowokują nas do zmiany przyzwyczajeń, rytmu dnia, zachowań. Poruszają w nas pokłady większej empatii, poprawiają naszą uważność. Dowodów na to, że obserwacja ptaków zmienia ludzki umysł jest całkiem sporo.
Nie ma w tym egoizmu? Ptaki w karmniku to takie trochę ptaki na własność. Moje dzięcioły, moje zięby. Moje ptaki, czyli istoty całkowicie wolne.
- Nasz stosunek do ptaków zawsze opierał się na pewnym egoizmie, na próbie ich zakwalifikowania jako przydatnych dla nas i nie. Najpierw jako jadalnych i niejadalnych, potem zwykłych i mitycznych, totemicznych jak wielkie ptaki drapieżne, magicznych jak sowy, wreszcie na ptaki pożyteczne i szkodliwe. Dwie dekady temu weszła w życie koncepcja świadczeń ekosystemowych, czyli Ecosystem Services, które oznacza ekonomiczne spojrzenie na przyrodę, ale w niezwykle szerokim kontekście. To także spojrzenie na kulturę, zdrowie człowieka, co jest policzalne i wymierne. I tu ptaki są postrzegane w sposób egoistyczny przez człowieka. Traktujemy je mniej więcej tak, jak traktuje się - przepraszam za nieco frywolne porównanie - jedzenie czekolady.
- Obecnie tak, ale historycznie nie zawsze tak było. Prześladowania sów miały miejsce jeszcze raptem 50 lat temu...
A dzisiaj pragniemy, by pójdźki zalęgły się na naszym strychu i cieszymy się, gdy są.
- Wielu ludzi się cieszy i to pokazuje przemiany, jakie zaszły w relacjach z przyrodą w ludziach i społeczeństwach. Z drugiej strony znajdzie pan grupy osób, które ptaków nie lubią, przeganiają albo zabijają. Wie pan, gdy przylatuje stado żurawi na świeżo wysiane pole albo stado gęsi czy łabędzi plądruje świeży zasiew rzepaku, to narażają się na gniew rolników. Kormorany wchodzą na wojenną ścieżkę z rybakami, szpaki z sadownikami. Mamy więc grupy ludzi, którzy z powodu ptaków stają się nerwowi. I żeby nie było, naprawdę staram się zrozumieć ich racje.
Zaś wracając do zasadniczej kwestii, często zapominamy o tym, że deklaratywny stosunek do przyrody wyrażany we wszystkich badaniach i ankietach nie musi być tożsamy ze stanem faktycznym. Deklaracje proekologiczne są modne, ale pozostaje jeszcze praktyka. Ilu z tych deklarujących podpisałoby się potem pod petycją do wójta czy burmistrza, by pozbyć się brudzącej i krzykliwej kolonii gawronów na drzewie? To często ci sami ludzie. Przyroda zatem - tak, jak najbardziej, ale najlepiej nie u mnie, u sąsiada.
Przyroda wymaga od nas wysiłku?
- I dobrze, że wymaga. Natomiast zgodzę się, że z pewnymi wyjątkami ptaki stanowią grupę o wyjątkowo pozytywnych konotacjach wśród ludzi.
- Bo on pana obserwuje. Musi pana obserwować, bo to jego szansa na przeżycie. Nie wie, czy pan mu dosypie ziarenek, czy zaatakuje. Ptak musi obserwować inne obiekty, natomiast nie zaryzykowałbym tezy, że one poprzez obserwację nas poprawiają swoją kondycję psychiczną. To jednak dla nich stres.
Czy dokarmiając je, robimy im dobrze, czy robimy krzywdę?
- Nie ma prostej, jednoznacznej odpowiedzi. Tu trzeba ważyć mnóstwo argumentów. Gdybyśmy twardo przyrodniczo stąpali po ziemi, musielibyśmy powiedzieć, że dokarmianie nie jest niczym dobrym. Zwłaszcza przy łagodnych zimach. Żyjemy jednak w czasach kompletnego deficytu natury, więc karmnik staje się namiastką dzikiej przyrody, szansą na kontakt z nią i edukację. Na poznanie innych gatunków niż tylko wróbel i gołąb.
Czyli to my bardziej korzystamy na dokarmianiu niż ptaki?
- I poniekąd to właśnie staramy się z doktorem Sławomirem Murawcem wyeksponować w książce. Gdy przyjrzymy się efektom dokarmiania ptaków, to być może my korzystamy bardziej niż one. To ptaki pomagają nam. Proszę zobaczyć, gdzie karmniki najczęściej są rozmieszczone w domach, zwłaszcza w tych wolnostojących. Wcale nie od strony ogrodu, w tym miejscu, gdzie ptaków powinno być najwięcej i gdzie najłatwiej im dotrzeć. Częściej od strony kuchni, gdzie przebywamy najczęściej i najłatwiej wtedy na ptaki popatrzeć, albo przy wejściu do domu, co jest sygnałem dla sąsiadów: popatrzcie, ile mam ptaków.
Już po opublikowaniu naszej książki ukazały się ciekawe badania niemieckich badaczy, którzy wykazali, że gdy ptaków w okolicy jest więcej, cena nieruchomości rośnie. To nawet się da policzyć i zostało policzone. Kilka godzin kontaktu z przyrodą, zielenią i miejscem, gdzie są ptaki wypada jak 145 euro dodatku do wynagrodzenia. Wyniki badań opublikowano w prestiżowym "Ecological Economist".
Na jakiej podstawie to wyliczono?
- Na podstawie The Well-Being Index, czyli oceny komfortu psychicznego i komfortu życia. Okazuje się, że w bogatych społeczeństwach, w których badamy korelacje między wynagrodzeniem ludzi, PKB a komfortem ich życia okazuje się, że dostęp do przyrody poprawia indeks lepiej niż kolejne pieniądze.
Przyroda staje się naszą potrzebą?
- Czasem się z tego śmieję, ileż to wody musi upłynąć, abyśmy wrócili do tego, co jeszcze nasi dziadkowie zupełnie dobrze rozumieli. Historia często zatacza wielkie koła i w stosunku do przyrody również się tak dzieje. I to mimo tego, że nasz stosunek do niej wcale nie jest dobry, bo oparty głównie na emocjach rozdmuchanych mocno w różne strony. To nie działa - zwłaszcza długoterminowo - dobrze na przyrodę. Chęć wyrwania się z miasta jest jednak u ludzi duża, a pandemia tylko to pogłębiła.
Nadal jednak do wyjścia z domu potrzebujemy pretekstu i każdy dodatkowy motywator jest świetny i działa. Ptaki są właśnie takim motywatorem. Nie wychodzę ot tak, ja wychodzę w określonym celu, mianowicie, żeby obserwować czy fotografować ptaki. A one są zmienne, więc motywacja działa długo. Ptaków jest na tyle dużo, że wszystkich pan nie znajdzie nawet w Polsce, gdzie mamy niespełna 500 gatunków, i jednocześnie na tyle mało, że da się to jakoś ogarnąć rozumowo. To nie owady, w wypadku których ogromu form jest to niemal niemożliwe. Ptaki da się zapamiętać, spotkać.
Spoglądam i widzę, że przyleciał dzięcioł średni. On często uderza o szyby mojego domu, chociaż są na nich nalepki z sylwetkami ptaków. Zastanawiam się, czy przywabianie ptaków blisko domu im nie zagraża?
Co ptaki dają naszej psychice?
- To cały zestaw czynników. Uspokojenie, trenowanie uważności, poprawę pamięci krótko- i długoterminowej, oderwanie się od spraw codziennych, co jest niezbędne dla wypoczynku. Ptaki pokazują nam cykliczność życia i zmian. Świat da się opisać ptakami, przylotami i odlotami, mierzyć nimi czas i sprawdzać nimi pogodę. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że moja żona dzieci, nawet myślą, że tak właśnie robię. Obserwacje ptaków przynoszą mnóstwo pozytywnych emocji, więc wykorzystuje się je do walki z depresją czy nawet chorobą Alzheimera.
Psychologowie i psychiatrzy sięgają po tę metodę?
- Sięgają i to coraz częściej. Jest teraz wysyp prac na ten temat, kilkadziesiąt w ostatnim półroczu. Potencjał ptasi jest dopiero odkrywany, ma ogromne znaczenie dla profilaktyki. To działanie, dzięki któremu nie trzeba potem leczyć się farmakologicznie.
Coraz więcej osób zamieszcza zdjęcia ptaków w mediach społecznościowych.
- Wpływa na to wiele czynników, także coraz łatwiejszy dostęp do sprzętu fotograficznego i optycznego.
Takie zdjęcia to trofeum dla ludzi?
- Absolutnie tak, łącznie ze związaną z tym patologią. Dla zdobycia trofeum ludzie są w stanie zrobić bardzo dużo, często za dużo. Łącznie z tym, że nie patrzą na bezpieczeństwo fotografowanych obiektów. Propagowanie obserwacji ptaków musi mieć w tyle głowy prostą zasadę, że co za dużo, to niezdrowo. Weźmy niedawną pierwszą po 143 latach obserwację kalandry szarej w Polsce. Ludzie pędzili na drugi koniec Polski, by mieć jej obserwację, zdjęcia. Ci sami ludzie protestują przeciw zanieczyszczeniom środowiska i zmianom klimatu (sic!). Taki przypadek podkręcał konkurowanie o ptaki, o ich zdjęcia.
- W ekonomii ma to nawet swoją nazwę: dobra rzadkie. Lazurka na Syberii jest niewiele warta dla ludzi, u nas to jest coś. To jak szklanka wody na pustyni. Za tym na pewno pójdzie gospodarka, obserwacja ptaków już stają się poważnym segmentem rynku turystycznego.
Wielka Brytania i rybołowy. Jeżdżą je oglądać tysiące ludzi.
- Wiele krajów prowadzi takie biznesy i dobrze na tym zarabia. W Polsce istnieje już kilka biur turystycznych wyspecjalizowane w takich propozycjach.
Patrzę, co dzieje się za oknem. Przyleciały bogatki, które kiedyś uważałem za pospolite, a teraz dostrzegam, jakie to piękne ptaki!
- Są przepiękne. To właśnie sedno terapii ornitologicznej, którego rasowi ptasiarze nie pojmą. Tu nie chodzi o podniecanie się rzadkim gatunkiem, sikorą lazurową czy kalandrą, ale o dostrzeganie piękna także w tym, co pospolite i dostępne. Wystarczy się nauczyć czerpać z pospolitości.
Jakich błędów powinniśmy unikać, gdy obserwujemy ptaki?
- Pamiętać, że tak naprawdę to my ładujemy się do nich w gościnę, a nie odwrotnie. W związku z tym powinniśmy przestrzegać ptasich reguł domowych. Nie przeszkadzać, gdy nie trzeba. Nie zadeptywać ich, cieszyć się ich obecnością. W życiu jak w medycynie - po pierwsze nie szkodzić.
Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu jest wraz z psychiatrą dr. Sławomirem Murawcem, członkiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, autorem książki "Ornitologia terapeutyczna - Ptaki - Zdrowie - Psychika" (Wydawnictwo Naukowe Bogucki, Poznań 2021).