Żaden lekarz nie chciał operować jego raka. Zadanie przejął robot!
O robotach najczęściej słyszymy ostatnio w kontekście pozbawiania nas pracy czy zastosowaniach militarnych, więc łatwo zapomnieć, że pozwalają również ratować życie. A Da Vinci jest w tym naprawdę niewiarygodny.
Chociaż z powodu wojny w Ukrainie i chińskiego wyścigu zbrojeń najczęściej słyszymy o robotach zaprojektowanych do odbierania życia, to warto mieć świadomość, że coraz częściej pojawiają się też w szpitalach, a konkretniej na salach operacyjnych, by życie ratować.
Jeden mały zdalnie sterowany model o nazwie MIRA (Miniaturized In vivo Robotic Assistant), opracowany przez Virtual Incision, poleciał nawet na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Wszystko po to, by po serii niezbędnych testów, leczyć astronautów i przyszłych kolonizatorów.
To wyjątkowa konstrukcja, która wymaga jedynie małego nacięcia, dzięki czemu operacje jamy brzusznej mogą być wykonywane w sposób jak najmniej obciążający dla chorego - w przyszłości tego typu rozwiązania będą przedłużeniem rąk chirurgów przebywających na Ziemi.
Jeden z takich robotów - choć zdecydowanie większych - uratował też ostatnio pacjenta z Kanady, bo jak informuje Glenn Deir, jego nieoperacyjny guz prawie kosztował go życie - żaden z lekarzy nie chciał podjąć się tego zadania, ale za sprawą robota Da Vinci leczenie było możliwe i zakończyło się pełnym sukcesem.
Jak opisuje mężczyzna, szesnaście lat temu z powodu wirusa brodawczaka ludzkiego zachorował na raka lewego migdałka (ten sam wirus powoduje raka szyjki macicy, stąd Glenn Deir apeluje do wszystkich o szczepienie), który niestety postanowił wrócić i zająć również język.