Po co nam TVP?

W ostatnich sporach dotyczących telewizji publicznej zanika proste pytanie: po co nam w ogóle TVP? Powstała 50 lat temu jako instrument propagandy totalitarnego państwa wasalstwa wobec ZSRR, a także podnoszenia poziomu kulturalnego mas. Dziś większość z tych zadań nadaje się, rzecz jasna, na śmietnik historii - podkreśla Krzysztof Kłopotowski na łamach "Rzeczpospolitej". Jego zdaniem, telewizja zaufania publicznego powinna być pluralistyczna. Ma uwzględniać punkty widzenia lewicy, centrum i prawicy. Obok uznania dla roli Kościoła powinno być tam miejsce dla krytyki klerykalizmu, bo to ważna część prawdziwej, jeszcze przedwojennej tradycji lewicowej. Nie może być tam jednak miejsca dla oszustów.

W ocenie Kłopotowskiego, nowy zarząd TVP ma do wykonania gigantyczną pracę. Nie tylko musi oczyścić stajnię Augiasza na Woronicza 17. Już samo rozerwanie korupcyjnych układów jest zadaniem na miarę Herkulesa. A to zaledwie początek. Oprócz tego musi wypracować nową koncepcję telewizji jako narzędzia tworzenia społeczeństwa obywatelskiego i wcielić ją w życie. A to jest zadanie na miarę historyczną.

Według Kłopotowskiego, praca w telewizji publicznej powinna być dla dziennikarzy, twórców, administratorów zaszczytem, świadczącym o sile charakteru w dążeniu do prawdy. To powinna być elita polskich mediów, nie tyle najlepiej opłacana, co najbardziej szanowana. TVP ma być takim miejscem, gdzie wieńczy się karierę po lepiej płatnej pracy w mediach prywatnych, wtedy, kiedy naturalną koleją rzeczy przychodzi czas na społeczną służbę. To nie powinno być forum dla dętych gwiazd, błahych trendów, ludzi, których jedyną zaletą jest miła powierzchowność. Mają tu przychodzić osoby o rzetelnej, sprawdzonej wartości.

Reklama

Uczciwa telewizja publiczna nie ma być narzędziem propagandy politycznej - uważa Kłopotowski.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: telewizja publiczna | telewizja | TVP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy