Matka narzeka na ceny wody na lotnisku? Brak mi słów
Ostatnio w sieci pojawiła się wypowiedź rozgoryczonej kobiety, którą przeraziły ceny wody butelkowanej na lotnisku Okęcie w Warszawie. Zainteresowana wyjawiła, że za trzy butelki przyszło jej zapłacić sporo kasy. Czy to skandal? Niby tak - ale tylko wtedy, gdy nie jesteśmy zbyt zaradni.
Spis treści:
Ceny na lotniskach? Drożyzna!
Lotniska są piekielnie drogie i nie ma co z tym faktem w ogóle dyskutować. Wszystkie, nawet podstawowe produkty są w portach lotniczych wycenione nawet kilkukrotnie drożej, niż w zwykłych sklepach czy marketach. Kanapka, kawa, batonik, a nawet butelka wody może kosztować (i zazwyczaj tak jest) kwotę dwucyfrową. Nie jest to domeną wyłącznie polskich lotnisk, bo taki stan rzeczy utrzymuje się praktycznie na całym świecie.
Z czego to wynika? Jest kilka powodów, a jednym z nich może być np. brak alternatyw i monopol sklepików - po przejściu kontroli bezpieczeństwa nie pójdziemy do marketu i jesteśmy zdani na łaskę pobliskich sprzedawców. Do wysokich należą też koszta prowadzenia działalności w takim miejscu. Koło się zamyka, a w środku zostaje spragniony lub głodny pasażer - albo gapa, która dopiero przed wylotem chce kupić pamiątkowy magnesik.
Mimo wszystko koszty na lotnisku jako pasażerowie możemy optymalizować. I nie chodzi tu o zabieranie własnej wody, bo to, póki co, na większości lotnisk jest niemożliwe. Ale po kolei.
Dziecku chce się pić, ale jest drogo
Ostatnio natrafiłem na artykuł, w którym wypowiedziała się pewna rozgoryczona kobieta po swojej podróży z warszawskiego Okęcia. Opowiedziała sytuację, gdy przed wylotem jej córce zachciało się pić - naturalna potrzeba człowieka spotkała się jednak z przykrą odpowiedzią ze strony lotniskowego sklepu. Woda owszem, była na sprzedaż - ale nawet malutka butelka oznaczała koszt aż 9 złotych. Przy podróżowaniu we trójkę i - jak zaznaczyła zainteresowana - oszczędnym podejściu do konsumowania napoju i tak wydano prawie 30 złotych na 3 butelki wody.
"Rozbój w biały dzień" - przyznała kobieta, żaląc się na wysokie ceny podstawowych produktów w porcie lotniczym. No i chciałbym zebrać się na jakieś współczucie lub empatię, ale zwyczajnie nie mogę. Dlaczego? Sam podróżuję samolotami i co zabawne, kilka dni temu byłem na lotnisku Chopina - nawodniony i szczęśliwy, choć na wodę nie wydałem ani złotówki. Zdradzę wam pewien sekret...
Mam bidon
Na wielu lotniskach, w tym również tym stołecznym, od lat funkcjonują specjalne kraniki z filtrowaną wodą. Co istotne, życiodajny płyn jest zupełnie darmowy. Takie miejsca oferują wodę na dwa sposoby, albo do nalania (np. do pustej butelki), albo bezpośredniego picia z przystosowanego kranu. Woda jest nielimitowana, filtrowana, zdatna do picia i najważniejsze, darmowa. Niedawno port im. Fryderyka Chopina poinformował o zmodernizowaniu tych urządzeń w kilku miejscach:
Jak czytamy, każdy pasażer może skorzystać z darmowej i filtrowanej wody. Strefy z kranikami są dostępne zarówno w głównym pasie z bramkami, w strefie non-schengen czy w hali odbioru bagażu. A że ostatnio wyposażyłem się w naczynie dedykowane przechowywaniu płynów, to z kranu skorzystałem.
Trzeba kombinować
Lotniska i samoloty to specyficzne miejsca, w których jest drogo, a my jesteśmy dość mocno ograniczeni. Ale nadal możemy kombinować i korzystać z udogodnień, które właśnie po to powstały - aby ułatwić nam podróż. Wspomniane krany z wodą to idealny przykład. Naprawdę nie trzeba kupować tej drogiej wody - zresztą, kupno butelki z filtrem lub bidonu jest lepsze pod wieloma względami. Choćby ze względu na dobrostan środowiska.
A pieniądze z tego wydatku szybko się zwrócą. Tym szybciej, im droższa będzie woda w sklepach.