Podróże osobiste: Miasto, które połączyło Śląsk z Bałtykiem. Bywa porównywane do Paryża
Górny Śląsk to wyłącznie kopalnie i przemysł? W żadnym razie. Choć pod kątem turystycznym bywa niedoceniany, trafić tu można do miasta o średniowiecznym rodowodzie, które w przeszłości stało się bramą łączącą ten rejon z Morzem Bałtyckim. Bywa porównywane do Paryża, a jednocześnie w chłodne dni jest w stanie przenieść najbardziej marudnych zmarzluchów w tropiki. Takiej kombinacji wrażeń doświadczysz w Gliwicach.
"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
Szukasz miejsca na nietypowe wakacje, długi weekend lub city break? Ruszaj z nami w drogę. Dziś zapraszamy do Gliwic - miasta, które nie kojarzy się z typowo turystycznym kierunkiem, tymczasem ma naprawdę dużo do zaoferowania.
Spis treści:
- Moczary, chlew, a może dostojny zarządca? Skąd wzięła się nazwa Gliwic?
- Śląskie tropiki, czyli Palmiarnia Miejska w Gliwicach
- Kiedy plan zwiedzania bierze w łeb
- Mają Gliwice swoje "diabły"
- Rynek w Gliwicach sercem miasta
- "Gliwiczanka" w cieniu władcy mórz
- Jak po rozmach, to do Gliwic?
- Gliwice nie są typową pięknością
Moczary, chlew, a może dostojny zarządca? Skąd wzięła się nazwa Gliwic?
Jak wiele miast na Górnym Śląsku, Gliwice na przestrzeni wieków wielokrotnie zmieniały swoją przynależność państwową. Burzliwe dzieje przełożyły się również na pewne trudności w wyjaśnieniu pochodzenia nazwy.
Pierwsza teoria zakłada, że pochodzi od mienia "Gliw" lub "Gliwa", które było w użyciu na Śląsku w czasach średniowiecza. Być może więc nazwa pochodzi od imienia założyciela lub właściciela ziemi, na której pierwotnie powstała miejscowość, choć na to dostatecznych dowodów brak.
Drugą przytaczana hipoteza pochodzi od niemieckich badaczy historii, którzy próbowali połączyć określenie z czeskim terminem oznaczającym "chlew". Uzasadnieniem miał być fakt, że w przeszłości Gliwice określano także mianem Chlewiska. Brzmi mało marketingowo? Za najbardziej wiarygodną uznaje się teorię, według której nazwa ma pochodzić od właściwości terenu, na którym wyrosły Gliwice. Rejony, w których dominowały ziemie podmokłe, bagniste i gliniaste miały być w językach słowiańskich określane "gliwem". Czas jednak chwilowo odstawić na półkę historyczne źródła i ruszyć w podróż, by zobaczyć, co Gliwice mają do zaoferowania - nawet potencjalnie sceptycznym turystom.
Śląskie tropiki, czyli Palmiarnia Miejska w Gliwicach
W dni poprzedzające wycieczkę do Gliwic, co chwilę sprawdzałam prognozy pogody, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że dokonałam dobrego wyboru daty swojej wczesnowiosennej wyprawy. Mimo że nie obiecywały bardzo wysokich temperatur, miało być słonecznie i niemalże bezwietrznie. Zapowiada się całkiem przyjemny dzień.
Podobno nie istnieje coś takiego, jak zła pogoda. Warunki, które obiektywnie mogłyby namawiać jedynie do pozostania w domu, nazywa się bardziej zachęcająco "pogodą dla koneserów". Oto, co kołatało mi się w głowie po dotarciu do Gliwic, które powitały mnie przeszywającym wiatrem i chłodem. Za późno już było na odwrót, dlatego żwawo (dla rozgrzania) ruszyłam w kierunku Palmiarni Miejskiej. Założyłam, że to właśnie jest miejsce, do którego udają się gliwiczanie spragnieni słońca i ciepła.
Postmodernistyczny budynek zlokalizowany jest w parku Chopina, niedaleko dworca PKP. Mimo mało zachęcającej aury o poranku, w parku dało się zauważyć pierwsze oznaki wiosny w postaci poletek nieśmiało rozwijających swoje płatki krokusów. Nie możesz doczekać się ich w Tatrach? Przemyśl wycieczkę do Gliwic.
Wejścia do palmiarni strzegą dwa lwy - na szczęście całkowicie niegroźne i od lat oswojone. A co zmarzniętego wędrowca czeka po przestąpieniu progów palmiarni? Skuteczne remedium na zimno i szarugę, której nie brakuje w Polsce w zimowych miesiącach.
Bardzo miło jest nacieszyć wzrok drzewami wydającymi owoce cytrusowe i egzotycznymi kwiatami, poobserwować, skąd faktycznie biorą się przyprawy, których na co dzień używamy w kuchniach, a to wszystko przy akompaniamencie ptaków rezydujących w palmiarni.
Zwiedzać ją można na dwóch poziomach, a spacerując po górnym piętrze znajdziesz się niemalże w palmowych koronach. Miej oczy szeroko otwarte, bo na spotkanie czekają m. in. kameleon, żółwiak chiński (mój osobisty faworyt) czy wiewiórki kostarykańskie.
Choć trudno porównywać tę część do najsłynniejszych oceanariów, dział akwarystyczny też robi wrażenie. Pozwala wkroczyć do nieco zacienionego pomieszczenia, w którym zobaczysz okazy zarówno z polskich rzek, jak i z Amazonki. Mimo że ta część nie powala rozmiarem, odnoszę wrażenie, że ma właściwości hipnotyczne, bo obserwacja ryb może zająć naprawdę sporo czasu.
Kiedy plan zwiedzania bierze w łeb
Co zobaczyć w Gliwicach? Przygotowałam szczegółowy plan, który miał pozwolić mi sprawnie i metodycznie zwiedzić miasto, bez ominięcia najciekawszych i najważniejszych obiektów. Jednym z pierwszych punktów miał być spacer ulicą Zwycięstwa prosto na Rynek. Nie wyszło. Gliwice zaskoczyły mnie dużą liczbą kamienic, pochodzących w większości z XIX i pierwszej połowy XX wieku. Podejrzewam, że nie tego spodziewają się osoby, który Górny Śląsk widzą w swojej wyobraźni jako las dymiących kominów.
Zadzierając głowę wysoko, by dojrzeć wszystkie szczegóły i ornamenty, dziwnym trafem zbaczam z obranej początkowo trasy, skręcając w boczne ulice i zastanawiając się, co zobaczę za rogiem czy w kolejnej przecznicy. Tym bardziej że zza chmur nieśmiało wychodzi słońce, ukazując zabudowania w jeszcze lepszym świetle. Żałuję jedynie, że te pocztówkowe krajobrazy poprzecinane są licznymi szyldami, które przypominają, że jestem w ścisłym centrum miasta, a efektowne kamienice to w większości lokale usługowe.
Mają Gliwice swoje "diabły"
Krążąc po okolicach Starego Miasta, staram się jednak wrócić na pierwotnie wybrany szlak. Chcę zobaczyć fontannę z rzeźbą "Tańczących faunów", która od 1928 roku stanowi wizytówkę miasta. Jest trochę mniejsza, niż się spodziewałam, ale to nadal przyjemny akcent w miejskiej przestrzeni, która ewidentnie mitologicznych stworów się nie boi. Podobno mieszkańcy Gliwic nazywają je pieszczotliwie "diabełkami".
Zdziwiłabym się, gdyby z tego rodzaju obiektem nie była związana żadna legenda. Są nawet dwie. Pierwszą z nich można rozpocząć słowami "Było ich trzech, w każdym z nich inna krew"... Od lat przekazywana jest historia, według której faunowie to tak naprawdę skłóceni ze sobą burmistrzowie Gliwic, Zabrza i Bytomia. Ich waśnie miały stanąć na przeszkodzie planowanego przed wojną połączenia miast w jedno wielkie Tripolis.
Zwolennicy drugiej opowieści widzą w gliwickich "diabełkach" właścicieli trzech firm budowlanych, którzy zbankrutowali podczas budowy Hotelu Oberschlesien. Powodem tarapatów miały być podmokłe tereny, a doprowadzeni do ruiny budowlańcy pod postacią faunów do dziś patrzą w głąb fontanny, wypatrując utopionej w wodzie fortuny.
Rynek w Gliwicach sercem miasta
Trochę naokoło, ale w końcu docieram do ścisłego centrum. Choć starówka do dziś zachowała średniowieczny układ zabudowy, przez historyczne zawirowania większość budynków pochodzi z późniejszych stuleci, głównie z XIX i XX wieku. W jednej z kamienic mieszkał nawet Oskar Troplowitz. To nazwisko niewiele ci mówi? Dzięki jego smykałce do wynalazków w naszych domach wylądowały plastry samoprzylepne, pasta do zębów oraz kultowy krem Nivea. Z racji centralnego położenia na Rynku najbardziej w oczy rzuca się ratusz, ale to nie on jest obiektem, którego szukam w pierwszej kolejności. Gdy znajomi na wieść o planowanym wyjeździe pytali mnie, co można robić w Gliwicach, odpowiadałam od razu - oglądać fontannę z rzeźbą Neptuna na delfinie, czy to nie oczywiste?
Mitologiczny władca mórz i oceanów zwykle kojarzy się, całkiem słusznie zresztą, z nadmorskimi kurortami. Skąd w takim razie wziął się na Górnym Śląsku, gdzie zyskał przydomek Jerzy z widłami? Jego umieszczenie na Rynku w Gliwicach miało być częścią świętowania ukończenia budowy Kanału Kłodnickiego na przełomie XVIII i XIX wieku. Droga wodna połączyła intensywnie uprzemysławiające się miasto, za pośrednictwem Odry, z Morzem Bałtyckim. Zaproszenie Neptuna na Rynek nie wydaje się już tak zadziwiające, prawda? Choć mam wątpliwości, czy morska bestia, która mu towarzyszy, to na pewno delfin. Co prawda taką informację można znaleźć w wielu źródłach, ale czy faktycznie go przypomina? Zoolożką nie jestem, zostawiam to każdemu do własnej interpretacji.
"Gliwiczanka" w cieniu władcy mórz
Zabytkowy Rynek zachęca do spacerów i przyglądania się detalom najbardziej reprezentacyjnych budynków. Turysto, nie trać czujności i nie daj się wciągnąć wyłącznie najbardziej barwnym kamienicom, ponieważ mogą ominąć cię liczne ciekawostki. Dobry przykład znajdziesz w jednym z rynkowych narożników, a dokładniej mówiąc - u zbiegu ulic Plebańskiej i Krótkiej.
Przedstawiam "Gliwiczankę". To posąg kobiety z dzbanem, upamiętniający dzielne obywatelki miasta, które w obliczu oblężenia podczas wojny trzydziestoletniej w XVII wieku wykazały się iście nieszablonowym podejściem. Tutejsza legenda mówi, że zimowe warunki atmosferyczne sprzyjały wojskom nieprzyjaciela. Woda w fosie okalającej gród zamarzła, co umożliwiło wrogowi dostanie się pod same mury. Dzielne kobiety wiedząc, że trzeba tu działać nie siłą, a sposobem, chwyciły więc za dzbany z wrzątkiem, który miał rozmrozić lód. Cała akcja zakończyła się sukcesem, bowiem wrogie oddziały w tych okolicznościach odstąpiły od ataku.
Jak po rozmach, to do Gliwic?
Budynki pocztowe kojarzą ci się raczej z mało atrakcyjnymi wizualnie klitkami? W Gliwicach bardzo szybko zmienisz punkt widzenia. Na początku XX wieku tego typu usługi miały tak wielkie znaczenie, że i sam gmach Poczty Głównej wybudowany przy ulicy Dolnych Wałów nie mógł należeć do mikrusów. Ceglana konstrukcja wyglądem przypomina raczej zamek niż zwykły urząd, co tylko rozbudza wyobraźnię przyjezdnych. Budynek obecnie jest własnością prywatnej firmy, ale można przypuszczać, że załatwianie spraw pocztowych w miejscu o takiej prezencji pozwoliłoby poczuć się po królewsku.
Skoro Gliwice zyskały dostęp do morza, czemu miałyby nie posiadać swojej wieży Eiffla? Wygląda na to, że na Górnym Śląsku nie ma rzeczy niemożliwych. To miano zyskała Gliwicka Radiostacja, uznawana za jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta. Została wykonana z drewna modrzewiowego, a jej wysokość to 111 metrów. Suche statystyki nie robią wrażenia? Warto więc uświadomić sobie, że stanowi najwyższą drewnianą konstrukcję w Europie i jeden z najwyższych obiektów tego typu na świecie.
Zanurzmy się dalej w lokalne zaskoczenia. Zamek Piastowski zlokalizowany w pobliżu Rynku nie powala majestatem, nie jest położony na imponującym wzgórzu i nie wchodzi się do niego przez zwodzony most. W swoich murach skrywa jednak interesujące muzeum - na trzech piętrach zapoznasz się nie tylko z historią miasta i okolic. Zobaczysz zrekonstruowane szkielety mamuta i nosorożca włochatego, które zostały odnalezione w okolicach Gliwic, będziesz mieć też okazję wkroczenia bez pukania do środka tradycyjnej śląskiej kuchni i izby. Jak zgodnie z jedną z przewodniczek stwierdziłyśmy - ta część wystawy ocieka sentymentem.
Gliwice nie są typową pięknością
Aktualne hasło promocyjne miasta brzmi "Gliwice - przyszłość jest tu". Stwierdzam jednak, że i przeszłość jest tu mocno widoczna, jednak nie tylko w zabytkowych miejscach określanych jako "must see".
Musisz przygotować się na to, że obok odrestaurowanych kamienic w centrum, nadal zobaczyć można zabudowania, którymi ewidentnie od dawna nikt się nie interesuje, a wręcz popadają w ruinę.
Trzeba brać pod uwagę, że wspomniana w haśle przyszłość nie nadejdzie w kilka sekund jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zresztą zmiany i postęp nie oznaczają przecież przekreślania grubą kreską przeszłości. Wszak do dziś dużą atrakcją są spektakle teatralne wystawiane w Ruinach Teatru Victoria. Co moim zdaniem świadczy o intrygującym charakterze Gliwic? Rozglądając się wokół, można zobaczyć, że nad nowymi blokami góruje np. gotycki kościół Wszystkich Świętych ze swoją 63-metrową wieżą (na której szczyt można wspiąć się w sezonie letnim), a obok neoklasycystycznej kamienicy wyrasta szklany biurowiec. Tworzy to wszystko specyficzny miszmasz, będący świadectwem tego, że miasto żyje, rozwija się, a nie jest wyłącznie skansenem dla turystów.
***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 28 marca. Tym razem Joanna Leśniak zaprasza na wycieczkę do urokliwego Hallstatt.
***
O autorce:
Joanna Leśniak - Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.