Jeśli Rosjanie wysadzą tę tamę, mogą zginąć setki tysięcy Ukraińców

Władze Ukrainy obawiają się, że Putin może wydać rozkaz zniszczenia tamy na Zbiorniku Dnieprzańskim lub Kijowskim. Już raz miało to miejsce podczas II wojny światowej. Historycy podają, że mogło wówczas zginąć nawet 120 tysięcy ludzi. Teraz ofiar może być kilka razy więcej.

Władze Ukrainy obawiają się, że Putin może wydać rozkaz zniszczenia tamy na Zbiorniku Dnieprzańskim lub Kijowskim. Już raz miało to miejsce podczas II wojny światowej. Historycy podają, że mogło wówczas zginąć nawet 120 tysięcy ludzi. Teraz ofiar może być kilka razy więcej.
Kreml może planować wysadzenie tam na Dnieprze /uhe.gov.ua /Wikimedia

Rząd Ukrainy informuje, że armia zabezpiecza jak tylko może elektrownie jądrowe i tamy na Dnieprze, gdyż to one mogą zostać wykorzystane jako broń masowego rażenia, gdyby Rosjanom nie udało się osiągnąć zakładanych celów.

Dnieprzańska i Kijowska Elektrownia Wodna mogą stać się celem ataku rosyjskiej armii. Mogłoby się wydawać, że wysadzenie tych obiektów byłoby korzystne dla Kremla w wywołaniu wielkiego chaosu i szybkim podbiciu kraju. Wysadzenie tam byłoby skuteczniejsze i mniej niebezpieczne dla samej Białorusi i Rosji od np. wysadzenia elektrowni jądrowej lub składowiska odpadów promieniotwórczych w Czarnobylu.

Reklama

Chociaż taki scenariusz jest przerażający, to jednak podczas ii wojny światowej, w 1941 roku tamę na Zbiorniku Dnieprzańskim wysadziło NKWD na rozkaz Stalina, żeby powstrzymać nacierające niemieckie wojska. Historycy podają, że wówczas mogło zginąć nawet 120 tysięcy ludzi. Dziś samo Zaporoże liczy sobie ponad 700 tysięcy mieszkańców. Ofiar mogłoby być nawet milion.

Hydroelektrownia wodna w Zaporożu została zbudowana w latach 1927-1932. Obecnie ma moc 1569 MW, a zbiornik ma powierzchnię 420 kilometrów kwadratowych. W chwili wysadzenia jej z rozkazu Stalina był to trzeci największy na świecie tego typu obiekt zaraz po słynnej tamie Hoovera czy Wilsona.

Czy Kreml zdecyduje się wysadzić w powietrze tamy na Dnieprze? Eksperci sądzą, że jest to mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Putin już wielokrotnie pokazywał, na co go stać. Najlepszym tego przykładem może być niepokojąca wiadomość z 26 lutego od biura prasowego ukraińskiego Ministerstwa Infrastruktury. Poinformowało ono, że obrona przeciwlotnicza Ukrainy zestrzeliła rosyjski pocisk lecący w stronę tamy na Zbiorniku Kijowskim 

Władze mają jednak nadzieję, że był on wystrzelony omyłkowo, bo taki incydent na razie się nie powtórzył. Eksperci uważają, że taki kataklizm i śmierć setek tysięcy ludzi mogłyby jednocześnie zniweczyć plany Putina na zagospodarowanie Ukrainy i połączenie jej z Rosją, ale armia rosyjska może mieć swoją wizję przyszłości naszego sąsiada i plany podporządkowania niepokornych Ukraińców wielkiemu Kremlowi.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ukraina | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy