Trzeba zabezpieczyć Kotlinę Kłodzką. Ekspert wzywa do budowy zbiorników
Gdyby nie zbiorniki retencyjne powstałe w ostatnich latach, tegoroczna powódź spowodowana napływem niżu genueńskiego Boris mogła być jeszcze bardziej katastrofalna w skutkach. Ilość zniszczeń pokazała jednak, że należy natychmiast podjąć kolejne działania. "Należy wrócić do pomysłu budowy suchych zbiorników przeciwpowodziowych w Kotlinie Kłodzkiej" - uważa dr hab. inż. Janusz Zaleski, prof. Politechniki Wrocławskiej.
Powódź, z jaką musieli zmierzyć się mieszkańcy południowej i południowo-zachodniej części Polski sprowokowała do ożywionej dyskusji na temat zabezpieczeń przeciwpowodziowych najbardziej zagrożonych regionów naszego kraju. Hydrolodzy, którzy zabrali głos, wskazali na konieczność budowy większej liczby zbiorników, zwłaszcza polderów (suchych zbiorników retencyjnych).
W podobnym tonie wypowiada się w rozmowie z Polską Agencją Prasową dr hab. inż. Janusz Zaleski, prof. Politechniki Wrocławskiej i dyrektor Biura Koordynacji Projektu "Ochrona przed powodzią w dorzeczu Odry i Wisły" realizowanego przez Wody Polskie, który zakończy się w czerwcu 2025 r. Obecnie prowadzi prace nad przygotowaniem kolejnego projektu pod roboczym tytułem: "Budowanie odporności na zmiany klimatu w gospodarce wodnej w Polsce", który tak jak poprzedni ma być finansowany m.in. ze środków Banku Światowego. Uważa on, że należy wrócić do idei budowy suchych zbiorników przeciwpowodziowych w Kotlinie Kłodzkiej.
Kotlina Kłodzka jest specyficznym regionem. Intensywne opady spowodowane warunkami atmosferycznymi (jak np. nadejściem niżu genueńskiego) są dodatkowo intensyfikowane rzeźbą terenu. Obecność gór powoduje orograficzne unoszenie się mas powietrza i kondensację pary wodnej. Następnie woda opadowa spływa do doliny, powodując wzrost stanów wody rzecznej.
Aby ochronić ludność, w ostatnich latach zaplanowano budowę czterech suchych zbiorników: Roztoki, Szalejów, Boboszów i Krosnowice. Udało się je zakontraktować na tyle wcześnie, że obecnie ograniczyły zniszczenia wielu miejscowości, w tym ograniczyły powódź w Kłodzku. Ich łączna pojemność to 15 mln m sześc.
Oprócz czterech wymienionych polderów zidentyfikowano również 16 możliwych lokalizacji kolejnych tego typu obiektów, jak wskazał prof. Zaleski, przy czym podkreślił, iż nie chodzi o 16 nowych zbiorników, a miejsc, gdzie mogą być wybudowane. Ile zatem mogłoby ich powstać? Tego nie doprecyzowano, prawdopodobnie co najmniej kilka, aby "osiągnąć efekt ochrony przed powodzią". Dokładna liczba wymaga zaplanowania i uwzględnienia potrzeb, możliwości finansowania, a także konieczności konsultacji społecznych.
Ekspert zapowiedział, że zostanie przeprowadzona analiza, która pokaże, czy potencjalne utworzenie suchych zbiorników w możliwych wariantach uchroniłoby mieszkańców Stronia Śląskiego (jedna z lokalizacji zakłada budowę zbiornika powyżej miasta), Lądka-Zdroju i Kłodzka przed zniszczeniami, w tym głośnym przerwaniu zapory w Stroniu. Oczywiście takie analizy nie cofną czasu, ale dysponując bieżącymi danymi, pozwolą lepiej zaplanować ochronę na przyszłe lata.
Niezbędna będzie także modyfikacja wspomnianego projektu "Budowanie odporności na zmiany klimatu w gospodarce wodnej w Polsce". Obecnie jego główną są komponenty wiślane. Jest w nim także uwzględniony zbiornik odrzański na Nysie Kłodzkiej - Kamieniec Ząbkowicki. - Po powodzi musimy listę zadań do realizacji w ramach tego projektu zmodyfikować, uwzględnić to, co w ostatnich tygodniach wydarzyło się w Kotlinie Kłodzkiej, a także w dolinie Nysy Kłodzkiej: w Głuchołazach, Lewinie Brzeskim i Nysie - mówił wrocławski naukowiec dla PAP.
Czy budowa nowych zbiorników mogłaby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom licznych miejscowości, w tym Stronia Śląskiego i Lądka-Zdroju? - Uchroniłyby miejscowości wzdłuż Białej Lądeckiej. Obecnie poza starym, ponadstuletnim poniemieckim zbiornikiem nic tam nie ma. W propozycji zakładającej 16 możliwych lokalizacji na Białej Lądeckiej i jej dopływach proponowaliśmy sześć lokalizacji suchych zbiorników. Pamiętajmy, że nigdy nie uda się ograniczyć ryzyka powodzi do zera - tłumaczy prof. Zaleski.
Według eksperta z PWr zbiorniki budowane są powyżej dużych skupisk ludności. Wyklucza to przesiedlenia ludności miejskiej, przynajmniej na potrzeby budowy zbiornika, choć może być konieczność przeniesienia mieszkańców niektórych wiosek. - Proszę zauważyć, że przesiedlenia były także przy budowie Raciborza Dolnego, a przesiedlona grupa mieszkańców chwali sobie obecnie tę decyzję - wskazuje polski inżynier. Warto też zauważyć, że wiele zabudowań w miastach zlokalizowanych tuż przy rzece ogranicza jej przepływ. Tu należy podjąć rozmowę, aby ludzie po obecnej katastrofie się przeprowadzili.
Część grup, fundacji zaangażowanych w ochronę przyrody obawia się budowy zbiorników retencyjnych, jako obiektów mocno przekształcających środowisko naturalne. - Suche zbiorniki nie są środowiskowo inwazyjnymi inwestycjami. To tereny zielone, które można uprawiać rolniczo z tym zastrzeżeniem, że rozumie się ryzyko, że raz na jakiś czas mogą zostać zalane i należy się ubezpieczyć albo państwo powinno zagwarantować rekompensaty. Kluczowe jest poszukiwanie rozwiązań, które wywołają najmniejsze koszty społeczne - tłumaczy profesor.
Na koniec warto jeszcze raz podkreślić, przedstawiciele polskiej nauki, zarówno hydrolodzy wywodzący się z nauk o Ziemi, jak i inżynierowie podkreślają konieczność szybkiego podjęcia rozmów dotyczących powstania nowych zbiorników, które w przyszłości ochronią ludność. Nigdy nie będziemy w stanie w 100 proc. wyeliminować ryzyko, ale dotychczasowe działania pokazują, że można skutecznie ograniczyć zniszczenia. Działania trzeba podjąć szybko, ponieważ cały proces od projektu, przez przygotowanie do budowy może zająć nawet 10 lat. A musimy zdążyć przed kolejną powodzią.
Źródło: naukawpolsce.pl