Wielkie podmorskie osuwisko wywołało tsunami na Bałtyku, które zmiotło wioski
Do tej pory sądzono, że Bałtyk, ze względu na swoją niewielką głębokość, nie jest narażony na tsunami. Jednak ostatnie odkrycia naukowe sugerują, że w przeszłości dochodziło tu do powstawania niszczycielskich fal, a takie zjawiska mogą się jeszcze powtórzyć, budząc pewne obawy.

W regionie Blekinge w Szwecji, którego głównym miastem jest Karlskrona, badacze odkryli dowody na istnienie prehistorycznego tsunami sprzed 4 tysięcy lat, wywołanego potężnym osuwiskiem na dnie morza.
Ogromna fala wtargnęła na tereny południowej Szwecji, niszcząc wiele osad ludzkich. Ich ruiny, przykryte warstwami osadów i piasku, wskazują, że mieszkańcy zostali całkowicie zaskoczeni tym kataklizmem, nie mając czasu ani możliwości ucieczki.
Prawdopodobnie osuwisko miało związek z procesami geologicznymi wynikającymi z wypiętrzania się Półwyspu Skandynawskiego po wycofaniu się lodowca. Od około 12 tysięcy lat skutki ostatniego zlodowacenia obejmują nie tylko ruchy ziemi, ale także podwodne wstrząsy sejsmiczne.
Kroniki wspominają o niszczycielskim tsunami
Na polskim wybrzeżu też można dostrzec ślady dawnego tsunami. Naukowcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przeprowadzili badania, pobierając próbki gleby. W warstwach znajdujących się nawet 5 metrów pod powierzchnią ziemi natrafili na osady przyniesione przez Bałtyk około 1500-2000 lat temu.
Z kolei stare zapiski wspominają o tzw. „niedźwiedziu morskim”, potężnej sile, która zaatakowała wybrzeże, niszcząc liczne domy. Autorzy kronik opisywali ogromną falę, która pochłonęła wszystko, co napotkała, spychając dobytek w głąb morza. Wydarzenie to miało miejsce 16 września 1497 roku w Darłowie, gdy książę Bogusław X przebywał poza miastem.

Szczegółowe relacje, zapisane z wielką starannością przez mnichów z klasztoru kartuskiego w Darłowie, opowiadają o gwałtownym sztormie, który trwał przez cały dzień. Sztorm zerwał się w piątek, ósmego dnia po narodzinach Maryi 1497 roku i trwał do późnego wieczora, wywołując powódź. W Darłówku zostało zniszczone całe nabrzeże portowe. Woda wyrzuciła na ląd 4 zacumowane w porcie statki.
Prawie wszystkie domy zostały rozmyte i potonęło wszystko bydło. Ucierpiało również Darłowo: w spichlerzach było pełno wody i wiele towarów się zmarnowało, w kościele parafialnym spadła część dachu z wieży, runęło przedbramie bramy Wieprzańskiej, woda przewróciła wiatrak we wsi Krupy. W klasztorze woda stała do wysokości ołtarzy, sad mnichów został zniszczony, a ich piwo i wino było tak zepsute, że ich nie chciał nikt pić - odnotowali zakonnicy.
Darłowo zostało całkowicie zniszczone
Całe miasto doznało wtedy ogromnych szkód, a przerażenie mieszkańców było tak wielkie, że miejscowy pleban wraz z burmistrzem złożyli przysięgę, iż co roku po uroczystej mszy będzie organizowana procesja pokutna wokół miasta. Tradycja ta została przywrócona w 1991 roku i od tamtej pory, każdego 16 września, wierni gromadzą się na modlitwie, prosząc o ochronę przed powtórzeniem się katastrofalnej powodzi.
To dramatyczne wydarzenie wryło się głęboko w pamięć mieszkańców Darłowa. Do tego stopnia, że biblijną scenę Potopu, przedstawioną na płaskorzeźbie zdobiącej ambonę w kościele mariackim, zaczęto łączyć, i nadal się łączy, z pamiętną powodzią z 1497 roku, która nawiedziła Darłowo. Na wystawie można zobaczyć współczesną replikę tej płaskorzeźby, wyrzeźbioną w drewnie lipowym.
Zaskakujący jest zwłaszcza fragment opowieści o wodzie, która dotarła aż do wsi Krupy, przewracając tamtejszy wiatrak. Wieś ta leży obecnie 8 kilometrów od brzegu morza. Skoro fale zdołały dotrzeć tak daleko, a osady zostały naniesione na tak znaczną odległość od plaż, czego nie mógłby dokonać nawet najsilniejszy sztorm, rodzi się pytanie: co to naprawdę było? Zdaniem naukowców najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest tsunami.
Tsunami wielokrotnie uderzyło w polskie wybrzeże
Łącząc dane geologiczne z wartościowymi zapisami kronikarskimi, naukowcy ustalili, że tsunami o wysokości co najmniej 3 metrów nawiedziło w 1497 roku Darłowo i Darłówko, w 1757 roku Kołobrzeg i Mrzeżyno, a później, w 1779 roku, Łebę i Trzebiatów.
Naturalnie fale te oddziaływały na całe polskie wybrzeże, a także na tereny sąsiadów, od Królewca po Lubekę. Jednak tak precyzyjne relacje zachowały się jedynie w darłowskich kronikach, gdyż to właśnie tam żyli zakonnicy, którzy nie tylko umieli pisać, ale również z uwagą obserwowali to zjawisko i dokładnie je dokumentowali.