Skąd się wzięliśmy? Coraz więcej zagadek ewolucji człowieka
Jeszcze 20 lat temu wydawało się, że badania nad ewolucją człowieka można w zasadzie kończyć. Naukowcy byli przekonani, że wszystko, co najważniejsze już wiemy, a w poważnych periodykach pokazywały się teksty mówiące o konieczności ograniczenia tempa szkolenia nowych paleoantropologów, “bo inaczej będzie więcej badaczy, niż obiektów badań". Ostatnie lata wywróciły jednak ten obraz do góry nogami, a historia pochodzenia staje się coraz bardziej zagmatwana.
Naledi
Może największy wstrząs nastąpił 9 lat temu. W ciemności. Odległa i niedostępna sieć Jaskiń Wschodzącej Gwiazdy w górach południowoafrykańskiego Transwalu okazała się skrywać prawdziwy skarb. Głęboko w jej ciasnych, krętych korytarzach, naukowcy odkryli szczątki nieznanego dotąd gatunku hominida. Już to było niespodzianką, bo odkrycia zupełnie nowych, pokrewnych człowiekowi gatunków są niezwykłą rzadkością. Paleoantropolodzy wcale nie żartują mówiąc, że wszystkie znalezione w Afryce kości hominidów zmieściłyby się w pudełku na buty.
W grocie znaleziono szczątki co najmniej 15 przedstawicieli Homo naledi. Gatunku praczłowieka o dość prymitywnej budowie i o wzroście mniej więcej o połowę mniejszym, od naszego. Tyle, że od razu pojawiło się kilka znaków zapytania. Przede wszystkim o to, gdzie konkretnie znaleziono kości. Grota była tak niedostępna, że wejść do niej mogli wyłącznie najdrobniejsi przedstawiciele ekipy i wymagała zsunięcia się w dół kilkumetrowym szybem. Szybko stało się jasne, że kości nie zawlekły do niej żadne drapieżniki, wykluczono także możliwość tego, że zostały tam zaniesione przez wodę: wszystko wskazywało na to, że do odległej pieczary szkielety trafiały w różnych czasach. Zupełnie tak, jakby ktoś je tam celowo zaniósł.
A to mogło oznaczać, że naledi chowali swoich zmarłych. To zachowanie niespotykane u żadnych innych zwierząt poza Homo sapiens (ślady wskazujące na pochówki u Neandertalczyków pojawiły się później i nadal są poddawane badaniom). Już to byłoby wstrząsem dla całej nauki. Jeszcze większym był fakt, że badaczom udało się wkrótce ustalić, że naledi żyli 250 tys. lat temu - miliony lat później, niż sugerowałyby ich dość prymitywne cechy anatomiczne. Człowiek współczesny swoich zmarłych zaczął grzebać dopiero 200 tys. lat później.
Naledi wciąż jednak pozostają wielką zagadką. Nie wiemy, jak inteligentni byli, jak wyglądała ich kultura, nie wiemy nawet kiedy ostatecznie wyginęli. Ich odkrywca, prof. Lee Berger twierdzi, że nikt szczególnie nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że naledi żyli gdzieś na uboczu jeszcze kilka tysięcy lat temu. Ale fakt, że przejawiali tak złożone zachowania może sugerować, że nasi przodkowie byli o wiele bardziej zaawansowani, niż sądziliśmy. A korzenie naszej kultury i cywilizacji sięgają o wiele głębiej.
Technika
Ale jeśli tak, to dlaczego rozwój naszej kultury i technologii szedł tak wolno? Przez setki tysięcy lat nasi przodkowie posługiwali się najprostszymi narzędziami. Prawdziwy rozwój technologiczny to kwestia zaledwie ostatnich 10 tys. lat - mgnienie oka w naszej ewolucji - choć anatomicznie nie zmieniliśmy się szczególnie przez niemal milion.
Najstarsze znane narzędzia to kamienie sprzed 2,6 mln lat znalezione w dzisiejszej Etiopii. Kolejny krok technologiczny zrobiliśmy dopiero milion lat później, ucząc się jak - zamiast wykorzystywania gotowych kamieni o właściwych kształtach - możemy zrobić własne. Potem znów nastąpił milion lat przestoju. Dlaczego?
W ciągu 2 milionów lat po pojawieniu się pierwszych narzędzi, rozmiar mózgu hominidów zwiększył się ponad dwukrotnie, do około 900 centymetrów sześciennych. To może być część wyjaśnienia. Badania sugerują, że wczesne innowacje technologiczne zależały od nowych zdolności percepcyjno-motorycznych - takich jak zdolność kontrolowania sztywności stawów - podczas gdy późniejsze zmiany były wspierane rosnącą złożonością poznawczą. Co może sugerować, że w ciągu ostatnich dziesiątek czy setek tysięcy lat coś zmieniło się w naszych głowach bardziej, niż wynikałoby to z prostej analizy kości. Możliwe jest też, że nasi przodkowie tworzyli o wiele bardziej zaawansowane narzędzia niż proste dłuta czy toporki, ale robili je z materiałów które nie zachowały się, takich jak drewno czy skóra.
Ale może być jeszcze jedna przyczyna. Im więcej mózgów, tym więcej pomysłów. Im dłuższe życie, tym więcej czasu na pomysłów rozwijanie. Współcześni ludzie już kilka tysięcy lat temu tworzyli duże społeczności, które ułatwiały wymienianie się pomysłami. W przypadku naszych przodków mogło być inaczej, a niewielkie, odizolowane grupy skupiały się na przetrwaniu, a nie innowacjach. Do tego Homo erectus żył najwyżej 30 lat. To mało czasu na to, żeby nauczyć się wszystkiego i jeszcze wprowadzać udoskonalenia. Wskazywałyby na to obserwacje szympansów - nasi krewniacy potrafią tworzyć proste narzędzia z kamienia, ale nie dopatrzyliśmy się u nich postępu technologicznego.
Czy jesteśmy hybrydami?
Naziści dostaliby apopleksji. “Czystość rasowa" to głupi żart. Okazuje się, że współczesny Homo sapiens zbierał DNA skąd tylko się dało. W naszych własnych komórkach żyją ślady po dawno wymarłych przodkach.
Porównanie DNA współczesnego człowieka z kodem genetycznym naszych przodków wskazał, że od 1 do 4 procent genomu każdego człowieka pochodzenia nie afrykańskiego jest dziedziczone od neandertalczyków. W przypadku mieszkańców Melanezji i Nepalu w DNA dają się także odnaleźć istotne, sięgające 7 proc. domieszki DNA denisowian, które, jak sądzą naukowcy, mogą np. odpowiadać za wyjątkową odporność tych ostatnich na wysokogórskie warunki.
To nie koniec, bo w ostatnich latach naukowcy doszukali się jeszcze jednego starożytnego gatunku, który odcisnął na nas swój ślad - DNA Afrykanów zawiera domieszkę “gatunku X" - niezidentyfikowanego jeszcze praczłowieka, o istnieniu którego wiemy wyłącznie z kodu genetycznego.
Czy to jednak oznacza, że jesteśmy hybrydami? Niekoniecznie. Po prostu bardzo trudno zdefiniować, czym w ogóle jest “gatunek". Jedną z definicji gatunku jest “grupa, która nie może łączyć się w pary i wydawać żywotnego potomstwa z innymi gatunkami", więc analiza genetyczna poddaje w wątpliwość, czy neandertalczycy i denisowianie byli w ogóle innymi gatunkami niż ludzie, czy stanowili po prostu odrębne populacje o nieco innych cechach.
Język
To może najważniejsza cecha rozpoznawcza naszego gatunku. Bez języka nie byłoby społeczeństw, cywilizacji, postępu. Powstanie języka musiało być punktem zwrotnym w naszym rozwoju, ale nie mamy pojęcia, kiedy mogło nastąpić.
Wiemy, że inne hominidy miały wszystko, czego potrzeba, by posiadać własny język. Neandertalczycy mieli połączenia nerwowe z językiem, przeponą i mięśniami klatki piersiowej, niezbędne do artykulacji skomplikowanych dźwięków i kontrolowania oddychania podczas mowy. Co więcej, neandertalczycy podzielali ludzki wariant genu FOXP2, który ma kluczowe znaczenie dla tworzenia złożonych wspomnień motorycznych związanych z mową. Być może ten gen pojawił się jeszcze wcześniej - nasz ostatni wspólny z neandertalczykami przodek żył około 500 tys. lat temu i mógł już mieć ten gen.
Być może mówić mogli już przedstawiciele Homo heidelbergensis, żyjący ok. 600 tys. lat temu. Ich skamieniałe szczątki wskazują, że stracili oni podobny do balonu organ podłączony do skrzynki głosowej, który umożliwia innym naczelnym wydawanie głośnych, grzmiących dźwięków. Badania holenderskich naukowców wskazują, że ten organ uniemożliwiał artykułowanie samogłosek, co z kolei niemal uniemożliwiało artykulację wyrazów. Co oznacza, że już przed 600 tys. lat temu nasi przodkowie mogli zacząć plotkować.
A być może historia mowy sięga jeszcze wcześniej. Połączenia nerwowe z przeponą i klatką piersiową stwierdzono u hominidów sprzed 1,6 mln lat, a sprawę komplikuje fakt, że zanim nauczyliśmy się artykułować wyrazy, język mógł już istnieć - pod postacią gestów. Ale tego nie dowiemy się raczej z zapisu kopalnego.
Pozostaje też jeszcze jedno pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź w kościach. Nawet jeśli nasi przodkowie mieli biologiczne możliwości mówienia - czy mieli sobie coś do powiedzenia? Czy ich język faktycznie służył do przekazywania informacji, czy był jedynie odpowiednikiem wyrażających emocje czy ostrzegawczych okrzyków innych zwierząt? Wiele wskazuje na to, że heidelbergensis i Neandertalczycy budowali jednak złożone narzędzia i w dużych grupach polowali na wielką zwierzynę - a o taką koordynację trudno bez jakiejś zdolności przekazywania informacji.
Kiedy wymarli
Może największą zagadką jest jednak to, kiedy nasi krewni zniknęli. Dziś na Ziemi istnieje tylko jeden gatunek z naszej linii ewolucyjnej - nasz własny. Nasi najbliżsi krewni, szympansy i bonobo, oddzieliły się od naszej gałęzi drzewa ewolucji między 13 a 4 mln lat przed naszą erą.
Skoro jednak naledi mogli żyć jeszcze kilka tysięcy temu, a odkryci na indonezyjskiej wyspie Flores “hobbici" Homo floresiensis na pewno mieli się dobrze jeszcze 50 tys. lat temu i także mogli przetrwać kolejne tysiąclecia, pozostaje pytanie: kiedy i dlaczego ostatecznie zniknęli.
Legendy o Yeti, Wielkiej Stopie, olbrzymach i innych podobnych do nas, ale niebędących ludźmi istotach pojawiają się na całym świecie. Czy mogą być wspomnieniem o czasach, gdy nie byliśmy niepodzielnymi władcami świata i jedynymi przedstawicielami ludzkości? Czy niedobitki naszych krewnych mogą wciąż żyć w jakimś gąszczu?
Same Yeti czy Wielka Stopa to najprawdopodobniej po prostu niedźwiedzie, przemykające gdzieś w leśnych czy górskich ostępach. Wszystkie badania “szczątków" tych legendarnych stworzeń identyfikowały je jako pozostałości najzwyczajniejszych w świecie zwierząt.
Niemniej jednak kilku naukowców jest skłonnych rozważać ideę, że Homo sapiens nie jest sam. Jeffrey Meldrum z Idaho State University w Pocatello wskazuje, że inne gatunki hominidów współistniały z naszymi przodkami przez większość historii ludzkości. Jedni z naszych najbliższych krewnych, denisowianie, żyli 40 tys. lat temu na Syberii a my nie mieliśmy o nich pojęcia do 2011 r. Nie byłoby więc całkowicie nieprawdopodobne, że przetrwali do czasów co najmniej historycznych, dając początek legendom, a może czemuś jeszcze.
W 2013 r. Meldrum mówił magazynowi New Scientist, że nie da się wykluczyć tego, że małe grupy naszych kuzynów mogą trzymać się odległych obszarów, takich jak Himalaje i Kaukaz. W 1996 roku osobiście badał nietypowe, 38-centymetrowe odciski stóp przypominających małpie w stanie Oregon. Twierdzi, że odciski wykazywały niezwykły poziom szczegółów anatomicznych, trudnych do fabrykowania. "Nie próbuję przekonywać ludzi o istnieniu Sasquatcha, ale nie powinniśmy odwracać się od tej możliwości" mówił.