Schienen-Straßen-Omnibus - najdziwniejszy pociąg świata prosto z Niemiec
Chciałoby się zaśpiewać "autobus czerwony poprzez szyny twego miasta mknie”. Charakterystyczny, czerwono-chromowany pojazd, przypominający kształtem klasycznego, polskiego “ogórka” był bowiem zwyczajnym autobusem tylko na pierwszy rzut oka. "Schienen-Straßen-Omnibus”, czyli “omnibus szynowo-uliczny”, lepiej znany Niemcom pod skrótem "Schi-Stra-Bus”, był bowiem prawdziwym transformerem. Po krótkim postoju na stacji autobus mógł “odkleić się” od kolejowych szyn by ruszyć na niemiecki Autobahn. Albo odwrotnie, porzucić swobodę dróg, by skorzystać z pewnych, szybkich i wygodnych szyn niemieckich kolei.
Matką wynalazku była powojenna potrzeba. Niemieckie drogi na początku lat 50 były dalekie od ideału, samochody wciąż były luksusem, a dojeżdżać do pracy czy urzędu było trzeba. W odległych regionach RFN sieć kolejowa była jednak stosunkowo rzadka, a linie często prowadziły wijącymi się, długimi szlakami które wymuszały odpowiednio długi czas podróży. Przykładowo mieszkańcy Altenkirchen, miasta w Nadrenii-Palatynacie, mieszkali zaledwie 50 km. od będącej administracyjnym centrum landu Koblencji. Ale podróż pociągiem między oboma miastami zajmowała 3 godziny w jedną stronę. 6 godzin w podróży, żeby załatwić coś w urzędzie - to odyseja trudna do zniesienia.
Niemiecka kolej wpadła więc na pomysł. Zamiast puszczać autobus szynowy trasą, która pokonywała absurdalnie długi dystans by połączyć oba miasta, kolejarze postanowili pojechać na skróty. Wyobrazili sobie pojazd, który początek i koniec trasy pokonuje jak trzeba, po szynach, ale w połowie trasy zjeżdża z nich, wykonuje szybki skok po autostradzie, po czym wraca na tory by majestatycznie wjechać na dworzec. Bez konieczności przesiadki.
Aby stworzyć niezwykły pojazd, kolejarze zwrócili się do niezwykłego inżyniera. Był nim prof. Heinrich Focke, legendarny niemiecki konstruktor samolotów, współtwórca słynnego lotniczego koncernu Focke-Wulf i twórca jednych z pierwszych na świecie śmigłowców. Po wojnie, jak większości niemieckich inżynierów lotniczych, zabroniono mu pracy nad konstrukcjami lotniczymi. Zatrudnił się więc u mało znanego producenta autobusów NWF (Nordwestdeutscher Fahzeugbau) w Wilhelmshaven, którego fabryka powstała na terenie dawnej bazy artylerii nabrzeżnej.
Wyzwanie, które postawili przed nim kolejarze było z pewnością ciekawe. Próby wykorzystywania rozmaitych pojazdów drogowych do transportu kolejowego nie były niczym nowym. Już przed wojną w Niemczech czy ZSRR budowano ciężarówki z kołami dostosowanymi do poruszania się po szynach. Takie pojazdy nie były jednak w stanie łatwo przechodzić z jednego trybu jazdy do drugiego - wymiana kół na drogowe wymagała co najmniej kilku godzin w warsztacie. Focke miał zbudować pojazd, który z szyn na szosę przeniósłby się w kilka minut, bez niewygody dla pasażerów.