Tajemnica portu lotniczego w Denver. To nie jest zwykłe lotnisko?
Nie ma co owijać w bawełnę. Dla podróżnych większość portów lotniczych świata to ziemia przeklęta. Tłok, kolejki, opóźnienia, zagubione bagaże i butelka wody za 30 złotych - to wszystko można uznać za jasny przejaw działania sił nieczystych. Ale jedno lotnisko - w amerykańskim Denver - wyróżnia się na tle konkurencji.
Port lotniczy w Denver (miejscowi najczęściej posługują się skrótem DIA) to drugie największe i trzecie najbardziej ruchliwe lotnisko świata. W 2022 r. przeszło przez niego 69 mln pasażerów. Wydawałoby się, że to najgorsze miejsce na zlokalizowanie kwatery głównej globalnego spisku. W końcu jest szansa, że ktoś z blisko 70 mln ludzi zauważyłby coś podejrzanego.
Tyle że najciemniej jest pod latarnią. Plotki o tym, że z tym lotniskiem jest coś mocno nie tak, krążą od jego ukończenia w 1995 r.
Pierwotnie, DIA miało zostać ukończone w październiku 1993 r., ale zmiany dokonane w projekcie, spory kontraktowe i dziesiątki upierdliwych detali sprawiły, że otwarcie portu przesunęło się o dwa lata, a on samo kosztował aż o 3 mld dol. więcej, niż pierwotnie planowano na nie wydać. Typowe opóźnienia, jakich pełno przy każdym dużym projekcie? Nie! Najwyraźniej to dowód na to, że port lotniczy nie jest tym, czym się wydaje.