Pięciolatek zmarł na rękach świętego Mikołaja. Też w to uwierzyłeś?

Trudno o bardziej poruszającą historię niż ta o śmiertelnie chorym chłopcu ze Stanów Zjednoczonych, którego ostatnim marzeniem było zobaczenie "prawdziwego" świętego Mikołaja. Rozpisywały się o niej największe portale w kraju i zagranicy. Sęk w tym, że... nic takiego nie miało miejsca.

Historia z pięciolatkiem i Mikołajem nie była prawdziwa
Historia z pięciolatkiem i Mikołajem nie była prawdziwamateriały prasowe

Pielęgniarka usłyszała od swojego podopiecznego, że ma jedno, ostatnie już marzenie - spotkać się ze świętym Mikołajem. Kobieta nie zwlekała. Była świadoma, że w przypadku chłopca na wagę złota jest każda minuta. Zadzwoniła więc do swojego znajomego, Erica Schmitta-Matzena, który często z racji swojej aparycji występował właśnie jako Mikołaj. Powiedziała, żeby nawet nie brał ze sobą stroju, tylko zjawił się w szpitalu tak szybko, jak to tylko możliwe.

Schmitt-Matzen po przybyciu do placówki wziął chłopca na ręce, gdyż ten nie miał już się poruszać. Usłyszał od kilkulatka poruszające słowa - "Mówią, że umrę". Po krótkiej wymianie zdań chory pacjent zapytał Mikołaja o pomoc, ale umarł w jego ramionach zanim ten zdołał wydobyć z siebie tę niezwykle trudną odpowiedź.

Tak wyglądała relacja tych wydarzeń z perspektywy samego Mikołaja, z którym nawet przeprowadzono wywiad. Rozrywająca serce historia rozniosła się po świecie niczym groźny wirus. Pisały o niej gazety, mówiono w radiu i telewizji. Internet dołożył swoje. Okazuje się jednak, że jest to... oszustwo.

Knoxville News Sentinel to gazeta, która jako pierwsza poinformowała świat o tragicznej śmierci chłopca w ramionach Erica. Dziennikarze z całego świata podchwycili ten nośny temat. Jak się okazuje, wysłannicy Sentinela, których zadaniem było zdobycie dodatkowych informacji o bohaterskim Świętym Mikołaju nie byli w stanie potwierdzić prawdziwości jego wersji wydarzeń.

Mikołaj nie potrafił udowodnić swojej wersji wydarzeń
Mikołaj nie potrafił udowodnić swojej wersji wydarzeńYouTube

Po pierwsze, "Mikołaj" powiedział zainteresowanym dziennikarzom, że nie chce ujawnić personaliów chłopca, ani jego rodziny, aby oszczędzić im bólu. W tajemnicy zatrzymał również lokalizację szpitala, w którym rzekomo wydarzył się ten dramat oraz datę śmierci chłopca. Rzucił tylko zdawkowym "około miesiąc temu".

Sprawę próbowali wyjaśnić dziennikarze amerykańskiej stacji CNN. Obdzwonili oni wszystkie szpitale w okolicy miasta Knoxville w stanie Tennessee. W każdym z nich nikt z personelu nawet nie słyszał o chłopcu, który umarł na rękach Mikołaja. Postanowiono sprawdzić, czy historię tę potwierdzi żona sześćdziesięcioletniego Erica. Kobieta utrzymuje, że w czasie, kiedy jej mąż pojechał do chłopca przebywała ona poza miejscem zamieszkania.

Wyjaśnić tę historię - która w międzyczasie obiegła cały świat - próbowali także ludzie z agencji Assiociated Press. Bezskutecznie.

"Śmierć", która poruszyła świat do tej pory pozostaje niewyjaśniona. Może to dlatego, że tak naprawdę nikt nie umarł...

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Podryw na Świętego Mikołaja - diabelnie skuteczna metoda!
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas