Pewien mieszkaniec Wielkiej Brytanii przez chwilę mógł snuć plany rzucenia pracy i dostatniego życia Obraz kupiony za paręset funtów na garażowej wyprzedaży okazał się bowiem zaginionym dziełem jednego z najsłynniejszych malarzy w historii. Potem stało się jednak coś bardzo dziwnego...
Jakiś czas temu Brytyjczyk Philip Stapleton podczas osiedlowej wyprzedaży trafił na obraz, który bardzo mu się spodobał. Założył, że malowidło jest zwykłą podróbką i nie zastanawiał się za bardzo nad jego wartością.
Po prostu ładnie wyglądał i pan Stapleton, który hobbystycznie kolekcjonuje obrazy, uznał, że będzie dobrze prezentował się na ścianie w jego domu. Za nowy nabytek zapłacił 230 funtów brytyjskich, czyli równowartość około 1100 złotych.
Znając się co nieco na sztuce stwierdził, że to "replika" obrazu Pablo Picasso "Siedzący Kuracjusz". Im dłużej jednak przyglądał się obrazowi, tym nabierał więcej podejrzeń. Po głowie zaczęła chodzić mu szalona myśl, że oto być może stał się właścicielem oryginalnego, zaginionego obrazu hiszpańskiego mistrza.
Zasięgnął języka i popytał kilku zaznajomionych ekspertów. W końcu trafił do domu aukcyjnego w Brighton and Hove. Tam powiedziano mu, że faktycznie obraz to prawdopodobnie oryginał.
Jedna z pracownic domu aukcyjnego, Rosie May, przestudiowała dokładnie znalezisko. Początkowo też myslała, że to fałszywka, ale postanowiła sprawdzić dokładnie każdy fragment. W końcu znalazła ukrytą na obrazie wiadomość, która zawiera, autentyczny według niej, podpis mistrza.
- Podpis na pewno należy do Picasso z początków jego kariery - mówi pani May. - Jest tylko ukryty w tajemniczej wiadomości. Pomimo kilku prób, nie mogliśmy jej jak dotąd odczytać. Nie jesteśmy pewni, którym językiem się posłużyć. Może być zaszyfrowana po hiszpańsku, po angielsku albo po francusku. Mamy tutaj imię "Roland" oraz adnotację "Roland Penrose Estate". Chodzi z pewnością o przyjaciela Picasso, Rolanda Penrose, który otrzymał ten obraz jako prezent. Mamy również datę, ale ta jest trochę zamazana.
- Poza tym w podpisie wyraźnie widać charakterystyczne P, którym posługiwał się mistrz - argumentuje dalej pracownica domu aukcyjnego. - Nie ma szans, żeby ktoś podrobił w taki sposób sygnaturę Picasso i dodał wszystkie elementy pasujące do faktycznej historii tego obiektu