Różowe Pantery - najskuteczniejsi złodzieje świata
Sześćdziesiąt sekund. Tylko tyle czasu zajmuje tym złodziejom przeprowadzenie nawet najbardziej skomplikowanego skoku, a dokonali już prawie trzystu pięćdziesięciu. Ukradzione przez nich kosztowności wycenia się na ponad pół miliarda dolarów. Interpol wciąż nie może ich rozpracować. Kim są Różowe Pantery, których obawiają się jubilerzy na całym świecie?
Lipiec 2013 roku. Do luksusowego hotelu w Cannes wchodzi mężczyzna, zasłaniający swą twarz szalikiem. Zaskoczeni rezydenci oraz obsługa nawet nie zdążyli zareagować na to, co stało się w niecałą minutę.
Złodziej przywłaszczył sobie biżuterię wartą około 138 milionów dolarów. Po czym, aby skrócić sobie drogę ucieczki... wyskoczył przez okno. Zanim podjęto jakiekolwiek kroki, nie było już po nim ani śladu. Wszystko to stało się w biały dzień i to w dodatku w tym samym budynku, w którym Alfred Hitchcock kręcił "Złodzieja w hotelu". To jednak nie jest jedyny związek gangu Różowych Panter z filmową fikcją.
Sama nazwa tej wywodzącej się z Serbii i Czarnogóry organizacji pochodzi rzecz jasna od pamiętnej komedii z 1963 r. Co ciekawe, złodziejom nadali ją sami policjanci, po tym, jak w 2003 r. udało im złapać się jednego z rabusiów, próbującego schować skradziony pierścionek z diamentem kosztujący 750 tysięcy dolarów w opakowaniu kremu do twarzy - zupełnie, jak we wspomnianej produkcji. Różowym Panterom jest jednak bliżej bohaterów serii "Mission: Impossible".
Perfekcyjnie zaplanowane skoki, brawurowe ucieczki (także te z więzień), i wreszcie siatka kontaktów na całym świecie sprawiają, że od ponad dwudziestu lat członkowie gangu pozostają nieuchwytni. Na dobrą sprawę ścigający ich Interpol nie jest w stanie potwierdzić choćby przybliżonej liczby Panter. Według różnych szacunków, do organizacji należy obecnie od 50 do... 500 osób. Złodzieje nie mają ustalonej hierarchii, przez co działają niczym terroryści. Każdy z nich doskonale wie, jakie są jego zadania.
Większość ze złodziei to dawni żołnierze, którzy brali udział w walkach w Chorwacji i Bośni, które miały miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych. Mówi się, że w Różowych Panterach swoje miejsce znaleźli byli członkowie Tygrysów Arkana, czyli Serbskiej Straży Ochotniczej, odpowiedzialnej za kilka zbrodni wojennych.
Mimo że przez część mieszkańców krajów byłej Jugosławii uważani są za współczesnych Robin Hoodów, to nie można mieć żadnych złudzeń - to brutalni złodzieje, którzy nie cofną się przed niczym, aby zdobyć upragniony łup. Nawet jeśli - co jest raczej legendą niż potwierdzoną informacją - część pieniędzy przekazują najbardziej potrzebującym osobom w swoich rodzinnych stronach.
Wojskowe wyszkolenie przydaje się złodziejom w planowaniu skoków. Zdaniem próbujących rozpracować ich metody detektywów, poświęcają oni wiele czasu na przygotowania poszczególnych akcji. Robią tak, by same rabunki nie trwały więcej niż minutę.
Jednym ze sztandarowych przykładów działalności Różowych Panter jest napad na prestiżowy sklep z biżuterią w Tokio, do którego doszło w 2007 r. Złodzieje weszli do środka w specjalnych strojach i maskach, po czym potraktowali trzech sprzedawców gazem łzawiącym. Rozbili kilka witryn, wyciągając z nich najcenniejsze przedmioty, w tym tiarę o wartości 1,5 miliona dolarów, i udali się do wyjścia. Tam czekały na nich rowery, przy pomocy których uciekli z miejsca przestępstwa, przeciskając się przez zakorkowane ulice. Akcja trwała 36 sekund. Tokijska policja była bez szans.
Nie mniej spektakularną operację Pantery przeprowadziły tego samego roku w Dubaju. Przez szklane drzwi centrum handlowego przebiły się dwa Audi S8. Z samochodów wysiedli dwaj zamaskowani mężczyźni z rewolwerami i małymi walizkami. Kiedy stanęli na progu sklepu z biżuterią, jego obsługa zaczęła uciekać. Wtedy złodzieje zabrali się do opróżniania gablot.
W ciągu kilkudziesięciu sekund zabrali wszystko, co przyciągnęło ich uwagę. Po precyzyjnych ruchach, widocznych na nagraniu z monitoringu, policja ustaliła, że ma do czynienia z ludźmi, którzy nie robili tego po raz pierwszy.
Przestępcy wrócili do samochodów i odjechali, zanim na miejscu zjawili się ochroniarze. Udało się ustalić, że skradziono kosztowności wyceniane na 3,4 miliona dolarów, a dwa nowiutkie egzemplarze audi zmieniły swoich właścicieli na kilka godzin przed skokiem.
Od tamtej pory Interpol powołał specjalną jednostkę zajmującą się tylko i wyłącznie ściganiem Panter. Jak do tej pory stróżom prawa na całym świecie udało się złapać 189 złodziei, w tym tych odpowiedzialnych za napad w Dubaju. Okazało się, że rabusie - paląc pojazdy służące im do ucieczki - nie otworzyli w nich okien, przez co ogień nie strawił w całości wnętrz.
Po znalezionych w samochodach śladach DNA udało się namierzyć kryminalistów - Dusko Poznana i Milana Lepoia, ściganych również za rabunki w Szwajcarii i Liechtensteinie. Nie znaleziono natomiast biżuterii. Tę, podobnie jak w przypadku pozostałych kradzieży, spieniężono w niecałe 24 godziny po napadzie.
Kolejną wpadkę Pantery zaliczyły w zeszłym roku w Grecji. Złodzieje wzbudzili podejrzenia policji już w trakcie przygotowań do skoku. Zgubiły ich... peruki, które przykuły uwagę stróżów prawa. Próba wylegitymowania członków gangu skończyła się strzelaniną, w której ucierpiał jeden z funkcjonariuszy. Trójkę podejrzanych złapano. Znajdująca się wśród nich kobieta - co najlepsze, była zawodowa koszykarka - po ucieczce z więzienia znów jest na wolności,
Mimo niepowodzeń Różowe Pantery wciąż pozostają jedną z najskuteczniejszych i najniebezpieczniejszych grup przestępczych, z jakimi ma do czynienia Interpol. Skoki, takie jak ten w Cannes, są potwierdzeniem, że złoczyńcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Zastanawiające jest to, jak bandyci zareagują na... pełnometrażowy film o ich działalności, nad którym pracę rozpoczął Banny Boyle, reżyser "Slumdoga: Milionera z ulicy". Pantery, czerpiące inspiracje z kinowych produkcji, same staną się gwiazdami jednej z nich. Czy na jego premierze też dojdzie do spektakularnej kradzieży?