​Ściema z butelki: Piękna opowieść czy kolejny fejk Rosjan?

W sierpniu media na całym świecie opisywały wyciskającą łzy historię pewnego listu odnalezionego w butelce u wybrzeży Alaski. Wiadomość została ponoć napisana 50 lat wcześniej przez sowieckiego marynarza. Jedna z rosyjskich publicznych stacji telewizyjnych kilkanaście dni później szczęśliwie odnalazła rzekomego autora listu. Opowieść wzruszyła tysiące osób na całym świecie. Nie wszyscy jednak wierzą w jej prawdziwość.

Wioska Shishmaref, osada zbudowana na Wyspie Saryczewa u wejścia do Zatoki Szyszmariowa na terytorium Alaski. W sierpniu mężczyzna nazwiskiem Tyler Ivanoff publikuje na facebookowym swoim profilu zdjęcie butelki wraz z informacją, że odnalazł w niej list napisany po rosyjsku.

Post błyskawicznie rozchodzi się po sieci, a internauci pomagają Tylerowi przetłumaczyć tekst pisany cyrylicą. Zawiera on pozdrowienia od sowieckich marynarzy z jednostki VRXF Sulak, adres zwrotny we Władywostoku oraz datę 20 czerwca 1969.

Temat momentalnie podchwytuje rosyjska państwowa stacja telewizyjna Rossija 1, która w sobie tylko znany sposób odnajduje autora wiadomości, emerytowanego oficera Anatolijego Botsanienko, który mieszka obecnie w Sewastopolu na Krymie. W materiale filmowym starszy mężczyzna wybucha łzami na widok odnalezionego listu.

Reklama

Są tacy, którzy momentalnie zauważyli luki w tej rzewnej historii.

Serwis "EU vs Disinfo" zajmujący się demaskowaniem fake newsów wziął tę historię na warsztat zaraz po tym, jak została przedstawiona przez rosyjski kanał na YouTube TV Dożd. Kanał ten prowadzony jest przez niezależnych rosyjskich dziennikarzy, którzy tropią wszelkie kłamstwa i przejawy dezinformacji produkowanej w ich kraju.

Po pierwsze cały splot wydarzeń był dla nich zbyt piękny, żeby był prawdziwy. Po drugie narracja ta idealnie wpasowuje się w aktualną rosyjską propagandę. Po trzecie niektóre z elementów historii wydają się średnio logiczne. 

Po czwarte to państwowa telewizja rosyjska: elita preparowania informacji.


Autorzy kanału zwracają uwagę na to, że butelka po tylu latach wygląda jak zdjęta z półki sklepowej, a nie jak coś, na co działała przez pół wieku morska woda. Papier na zdjęciu przedstawionym w mediach jest w idealnym stanie, a atrament nie rozmył się nawet w minimalnym stopniu. Dodatkowo kartka ma format A4, a tego nie używano standardowo w ZSRR.

Butelka została odnaleziona przez Tylera Ivanoffa, kiedy "zbierał jagody" w Shishmaref. Jego konto na Facebooku wydaje się wiarygodne. Internauci zastanawiają się mimo tego, jak to możliwe, że wybrał się on na poszukiwanie owoców w miejsce, które od dwóch lat jest... powoli ewakuowane i zamienia się dosłownie w wodę.

Wioska leży bowiem na wyspie, która od jakiegoś czasu topnieje, stanowiąc zagrożenie dla lokalnych mieszkańców. W 2016 roku władze podjęły decyzję o ich przeniesieniu.

Kolejną zagadką jest fakt odnalezienia konkretnego człowieka, chociaż list nie jest podpisany, a pozdrowienia przekazuje cała załoga. W materiale sam zainteresowany przyznaje, że... to nie jego pismo.

TV Dożd zauważa, że historia wizerunkowo jest bardzo na rękę obecnym władzom Rosji. Wspomina Alaskę jako byłe terytorium kraju, ociepla wizerunek sowieckich żołnierzy, nawiązując do "dawnych czasów", a co najważniejsze - przedstawia Krym jako część państwa rosyjskiego, która "wróciła" do matecznika, a nie jak wszyscy dobrze wiemy, została przejęta po inwazji i aneksji w 2014.

Według niezależnych dziennikarzy wszystko to przemawia za tym, że poruszająca opowieść jest w większości wyssana z palca. O ile faktycznie można dotrzeć do człowieka nazwiskiem Tyler Ivanoff, o tyle cała reszta historii wydaje się mocno naciągana. Z drugiej strony jest przecież nadal całkiem możliwa. Ostatecznie nikt nie znalazł dowodu na to, że jest to fejk. 

Jak w większości takich przypadków, nie jest to jednak wcale istotne. Wiadomość obiegła świat w takiej postaci, więc jeśli nawet była zmyślona, to jej autorzy dopięli swego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy