Tajemnicza wojna na niebie
Dziesiątki kulistych pojazdów toczą powietrzną bitwę – latają po niebie w bojowych formacjach. W końcu, spowite dymem, jeden po drugim spadają na ziemię. Scena z filmu science fiction? Nie! To szczegółowa relacja zapisana w XVI-wiecznym dokumencie. A takich doniesień jest więcej!
Określenie "UFO", oznaczające niezidentyfikowany obiekt latający, pojawiło się w okresie zimnej wojny. Wielką karierę zrobiło po incydencie w Roswell z 2 lipca 1947 roku. Tego dnia w Nowym Meksyku miał się rozbić statek przybyszów z innej.
Zwolennicy teorii spiskowych utrzymują, że pozostałości "spodka" i jego załogi wciąż znajdują się w Strefie 51 - amerykańskiej bazie wojskowej w Nevadzie. Ale wizyty kosmitów na Ziemi nie zaczęły się w XX stuleciu - przynajmniej jeśli wierzyć dawnym kronikarzom.
UFO Kolumba
Pierwsze średniowieczne doniesienia, które powiązać można z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi, znajdujemy w Liber Chronicarum, czyli Kronice norymberskiej, zwanej także Kroniką świata.
Ta wydana pod koniec XV wieku księga relacjonuje historię ludzkości, poczynając od czasów biblijnych.
Według jej autora machiny obcych zaobserwowano już w roku 1034. Ognisty pojazd przeleciał wtedy po niebie w kierunku zachodzącego słońca. Kto i gdzie go dostrzegł? Niestety, nie wiadomo.
To nie wszystko. Rok przed opublikowaniem inkunabułu odbyła się pierwsza podróż Krzysztofa Kolumba do Ameryki. Jedenastego października marynarze z Santa Marii, Pinty i Niňi przed dopłynięciem do Bahamów zaobserwowali coś, co słynny odkrywca opisał w swoich dziennikach jako tańczący między chmurami świecący punkt, który na zmianę pojawiał się i chował, aż w końcu zniknął całkowicie - tuż przed tym, jak żeglarze dostrzegli ląd.
Gwiezdne wojny
O wiele dokładniejsze opisy, a nawet ilustracje, pochodzą z roku 1561, kiedy to nad Norymbergą doszło do wspomnianej "bitwy na niebie". Dokument uwieczniający przebieg powietrznej batalii znajduje się dziś w bibliotece w Zurychu. Można się z niego dowiedzieć, że 14 kwietnia na tle wschodzącego słońca zaczęły pojawiać się dziwne obiekty, które liczni mieszczanie obserwowali ze zdumieniem i trwogą.
Były tam olbrzymie krzyże, krwawoczerwone pasy i łuki w tym samym kolorze, przypominające księżyc w ostatniej kwadrze. Ale najwięcej ukazało się kul. Miały różne barwy, choć najczęściej były karmazynowe lub czarne. Zaczęły grupować się w bojowe formacje, a potem doszło do gwałtownego starcia. Pojazdy fruwały z niewiarygodnie dużą prędkością - co rusz któryś spadał w kłębach szarego dymu. Wreszcie nad miastem pojawiła się największa maszyna, wyglądająca niczym czarna włócznia, długa i gruba, grotem celująca na zachód. Po godzinie walka dobiegła końca, a wszystkie UFO... zniknęły.
Pięć lat później do kolejnej powietrznej potyczki doszło nad szwajcarską Bazyleą. Ilustracja wraz z opisem bitwy, która rozegrała się prawdopodobnie około 7 sierpnia, trafiły do lokalnej prasy (miała ona wówczas formę ulotki bądź jednostronicowej gazetki). Tym razem zmagania trwały podobno kilka godzin, nie dorównywały jednak skalą ani gwałtownością temu, co wydarzyło się w Norymberdze. Co ciekawe, czarne kule zdawały się mieć zdecydowaną przewagę liczebną.
Relacje wiarygodnych świadków
Edmund Halley, słynny astronom, który odkrył kometę nazwaną później jego nazwiskiem, w trakcie swoich naukowych obserwacji również zauważył niezidentyfikowany obiekt. W marcu 1676 roku dostrzegł na niebie coś świetlistego, większego od księżyca, co wydawało dźwięki przypominające stukot wozu jadącego po kamienistej drodze. Po chwili oddaliło się z ogromną prędkością i... zniknęło.
Dwie dekady później UFO wróciło - ponownie ukazało się na niemieckim nieboskłonie. Jednak tym razem pojawiło się na północy kraju i było mniej widowiskowe niż wcześniej: 4 listopada 1697 roku mieszkańcy Hamburga zobaczyli już tylko dwie latające kule, a nie całą flotyllę. Także to wydarzenie zostało uwiecznione na rycinie.
Podobną sytuację widzimy na obrazie z 1783 roku. Późnym wieczorem 18 sierpnia sześć osób przebywających na tarasie zamku Windsor zobaczyło podłużną chmurę, frunącą prostopadle do horyzontu. Pod nią skrywała się świecąca, błękitna i okrągła sfera, która raptem się zatrzymała. Po chwili rozjarzyła się tak bardzo, że rozjaśniła okolicę, a potem ruszyła na wschód.
Incydent ten uwiecznił jeden z naocznych świadków - Paul Sandby, współzałożyciel Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Na swojej drodze UFO miał spotkać także słynny poeta Johann Wolfgang Goethe. W autobiografii napisał, że podczas podróży z Hanau do Gelnhausen w 1765 roku natrafił na tajemnicze światła o rożkowatym kształcie, które nagle pojawiły się między drzewami. Dziwne obiekty podskakiwały i przemieszczały się w różnych kierunkach, nieustannie migocząc. Co naprawdę stało się w przestworzach?
Liczne przekazy o "bliskich spotkaniach trzeciego stopnia" przywołuje Mark Fluet w książce Our Brothers in the Skies: The Hidden Truth Revealed. Opisuje on przypadki kontaktów z pojazdami kosmitów od początków XI wieku aż do czasów obecnych.
Niektóre z doniesień nawet dziś trudno naukowo wyjaśnić: widywano bowiem ogniste smoki, płonące kule, latające statki wydające dźwięki nie z tego świata i wiele innych... Oczywiście, takie relacje nie stanowią jednoznacznego dowodu na to, że obcy od stuleci odwiedzają Ziemię, a nawet toczą nad naszymi głowami widowiskowe wojny.
Dlatego też wielu ekspertów tłumaczy opisane w dawnych kronikach incydenty zjawiskami naturalnymi. W przypadku "UFO Kolumba" powstały nawet dwa wyjaśnienia. Wedle pierwszego za dziwne światła nie odpowiadają wcale przybysze z innej planety, lecz indiańscy mieszkańcy którejś z karaibskich wysepek, wychodzący nocą z pochodniami... za potrzebą (łuczywa mogły ewentualnie znajdować się na łódkach, którymi tubylcy wypływali na nocne połowy).
Zgodnie z drugą teorią za tym fenomenem stała bioluminescencja, czyli zdolność świecenia żywych organizmów. Rzeczywiście, na terenach, które przemierzał włoski żeglarz, występują produkujące światło pierścienice - wieloszczety. Ale czy ich blask mógłby zostać opisany tak, jak zrobił to odkrywca w swoim dzienniku?
A co z widowiskową batalią świetlistych kul, którą zaobserwowano ponad 300 lat temu nad Niemcami? W tym wypadku naukowcy mają inną hipotezę: był to parhelion, czyli słońce poboczne.
Jest to zjawisko atmosferyczne, powstające w efekcie załamania się promieni światła na opadających kryształach lodu, co sprawia, że na niebie rzeczywiście mogą się pojawiać okrągłe rozbłyski. Tyle że na pewno nie tak licznie, jak opisano to w siedemnastowiecznych źródłach...