Wyspy Selvagens - tam żyją współcześni Robinsonowie
Położony na Atlantyku u północno-zachodnich wybrzeży Afryki archipelag Wysp Dzikich, zwanych Selvagens, to rezerwat przyrody, którego strzegą czterej mieszkańcy. Sami przyznają, że czują się na na tym bezludnym terenie niczym bohater powieści Daniela Defoe Robinson Crusoe.
Każdy z mieszkańców archipelagu, o łącznej powierzchni 2,7 km2, żyje przez blisko pół roku w niemal całkowitej samotności na lądzie oddalonym o 165 km od hiszpańskich Wysp Kanaryjskich i 280 km od portugalskiej Madery. Na tej ostatniej w miesiącach, w których nie muszą pracować w charakterze strażników przyrody na Wyspach Dzikich, spędzają pozostałą część roku. Stamtąd też pochodzą produkty, które spożywają podczas pobytu na Selvagens.
Trzech strażników zmieniających się na dwóch wyspach Selvagens - Dużej Wyspie Dzikiej oraz Małej Wyspie Dzikiej - nie może narzekać na brak pracy: doglądają licznych kolonii rzadkich ptaków zamieszkujących archipelag, patrolują teren i interweniują w sytuacji coraz częstszych wizyt intruzów.
Doktor Francis Zino, posiadacz jedynego na portugalskim archipelagu prywatnego domu, skarży się na liczne nielegalne wizyty hiszpańskich rybaków na Wyspach Dzikich.
- Pojawiają się tutaj kutrami rybackimi, aby dokonywać rabunkowego połowu lub uprawiają wędkarstwo sportowe, wiedząc, że teren ten nie należy do nich i jest rezerwatem przyrody. Moim zdaniem władze naszego kraju są zbyt pobłażliwe wobec tego typu praktyk - uważa lekarz-samotnik z Selvagens.
Zapomniane wydawać by się mogło przez świat wyspy w ostatnim czasie coraz bardziej konfliktują Portugalię z Hiszpanią. W sporze o niemal bezludny ląd obie strony wykorzystują dyplomację i argumenty ekologiczne.
Politolodzy odnotowują, że wysłanie we wrześniu br. przez Lizbonę okrętu floty wojennej na Wyspy Dzikie to przejaw odżywającego konfliktu na Atlantyku pomiędzy dwoma dawnymi potęgami morskimi.
Akcja usunięcia grupki hiszpańskich aktywistów pochodzących z Wysp Kanaryjskich przebiegła pomyślnie, pomimo że szermujący hasłami ekologicznymi goście zdążyli podczas swojej niezapowiedzianej wizyty nakręcić kilka antyportugalskich filmów i rozesłać je przez internet. Domagali się przy tym zahamowania poszukiwań ropy naftowej na Atlantyku w pobliżu Wysp Kanaryjskich.
Madalena Resende, politolog z Portugalskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (IPRI), przyznaje, że mało upubliczniany przez zagraniczne media spór o Wyspy Dzikie kładzie się cieniem na relacjach pomiędzy sąsiadami z Półwyspu Iberyjskiego. Wskazuje, że obie strony w inny sposób definiują należący do Portugalii ląd.
- Nasi sąsiedzi obrali strategię dążącą do uznania tego miejsca przez wspólnotę międzynarodową nie za obszar terytorialny, ale za wulkaniczne skały - wyjaśniła Resende.
Specjalistka IPRI przypomniała, że przyznanie racji Hiszpanii na forum międzynarodowym utrudni Lizbonie rozszerzenie swojej wyłącznej strefy ekonomicznej na Atlantyku. W przypadku uznania przez ONZ argumentów Portugalii teren ten powiększyłby się z 370,4 km2 do 648 km2.
Tymczasem Lizbona nie szczędzi wysiłków w promowaniu Selvagens. Poza licznymi ostatnio publikacjami na temat Wysp Dzikich, ich znaczenie miała podkreślić też oficjalna dwudniowa wizyta prezydenta Portugalii latem ub.r. W jej trakcie Anibal Cavaco Silva skupił się na deklaracjach o konieczności ochrony zamieszkujących te wyspy burzyków żółtodziobych. Jego podróż i pobyt na archipelagu kosztowały przy tym krajowy budżet niebagatelną kwotę 160 tys. euro.
"Ta oryginalna podróż nie służyła jednak tylko ochronie ptaków i miała drugie dno. Została bowiem zrealizowana kilka dni po tym, jak Hiszpania odmówiła w ONZ uznania Selvagens za wyspy. Oznacza to, że Madryt zamierza utrudnić nam rozszerzenie portugalskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Prezydent chciał więc pokazać do kogo należą wyspy", napisał dziennik "Diario de Noticias".
Cavaco Silva nie był pierwszym prezydentem Portugalii, który odwiedził wyspy Selvagens. Wcześniej zrobili to jego dwaj poprzednicy: Mario Soares i Jorge Sampaio.