Zmarł Laco Kulanga, legenda tatrzańskich Szerpów
Można ich spotkać po słowackiej stronie Tatr, gdzie schroniska położone są wysoko, w miejscach, do których często nie sposób dotrzeć z transportem inaczej niż na plecach nosiczy. W połowie września ta niewielka społeczność tragarzy, nazywana z szacunkiem tatrzańskimi Szerpami, straciła swą legendę. W wieku 71 lat zmarł Laco Kulanga.
Kto lubi wędrować po gościnnych górskich szlakach naszych sąsiadów, ten pewnie doskonale zna schroniska pod Rysami, Téryego, Zbójnickie, Štefánika czy Zamkovskiego. Co łączy wszystkie te budynki? Do każdej chaty, jak na schroniska mówią Słowacy, zaopatrzenie przynoszą nosicze.
Strongman na szlaku
To nie jest robota dla każdego. Na pierwszy rzut oka wymaga siły strongmana, wytrzymałości maratończyka i obeznania w tatrzańskich szlakach i realiach godnych dobrego, doświadczonego przewodnika, który niejedno przeżył i widział.
Nosicze do transportu wody, jedzenia czy paliwa do schroniska używają specjalnych nosideł. To specjalny, długi nawet na dwa metry stelaż, do którego paskami mocowane są pakunki. Normą są - zarówno latem jak i zimą - wyprawy nosiczy do położonych nieraz powyżej dwóch tysięcy metrów schronisk z towarami ważącymi po 60-80 kilogramów.
Puste przebiegi? Nie w tej branży. W drodze powrotnej znoszą w stronę dolin śmieci i odpadki, bo tych spod Rysów służby komunalne nie odbiorą. Zdarza ci się narzekać, że musisz znieść do najbliższego kosza na śmieci pustą butelkę po napoju czy papierek po czekoladzie?
Przestań w tej chwili...
Z beczką piwa do schroniska
Laco Kulanga przemierzał tatrzańskie szlaki w roli nosicza przez ponad pół wieku. Zaczynał jeszcze w latach 60. Niektóre źródła podają, że pierwsze zlecenia przyjął jako 17-latek, inne dodają mu dwie wiosny więcej.
To bez znaczenia. Liczy się legenda, jaką przez te wszystkie lata wokół niego powstała. Powstała, dodajmy, za sprawą siły jego mięśni, ogromnego zaangażowania i trwania na stanowisku nawet wtedy, kiedy metryka podpowiadała emeryturę i bujanie w fotelu z kotem na kolanach i kuflem ulubionego trunku w garści.
Najsłynniejszy ze słowackich nosiczy regularnie zawstydzał lub przynajmniej wprawiał w zdumienie spotykanych turystów. Beczka piwa? Skrzynki z napojami, butle z gazem? Bardzo proszę. Wszystko to brał na plecy i gnał do schroniska, ciesząc po drodze oczy tatrzańską przyrodą. Bo ta nie znudziła mu się nigdy.
Rekordy godne sztangisty
Laco Kulanga zostawił za sobą rekordy, które robią wrażenie nie tylko wysoko w górach.
Również na nizinach mało kto jest w końcu w stanie dźwigać ciężary ważące 150-200 kilogramów. A tyle właśnie wynoszą najlepsze wyniki Słowaka! Do schroniska Zamkovskiego przytargał kiedyś bagaż o wadze 207,5 kg, podobny ciężar zdarzyło mu się również znieść z wysokości 1730 metrów.
Z wymagającego zawodu nie zrezygnował niemal do końca swoich dni. Obowiązki dzielił na noszenie towaru i gospodarowanie schroniskiem Łomnickiego. Szanowany i lubiany przez turystów ponoć chętnie dzielił się opowieściami z górskich szlaków.
Zawody tatrzańskich Szerpów
Nosiczy takich jak Laco Kulanga jest oczywiście więcej.
Ci tatrzańscy tragarze mają nawet swoje zawody o wiele mówiącej nazwie Šerpa Rallye. Odwołanie do Szerpów, którzy swoją cichą, niewdzięczną pracą, odegrali i nadal odgrywają znaczącą rolę w rozwoju himalaizmu, nie jest w tym miejscu przypadkowe.
Uczestnicy zawodów pokonują wytypowaną wcześniej i oznaczoną trasę, dla przykładu ze schroniska nad Popradzkim Stawem do schroniska pod Rysami, z ważącym 60 kilogramów ładunkiem. Wygrywa ten, co pewnie nikogo nie zaskoczy, kto dotrze na metę najszybciej.
Niektóre schroniska zapraszają do współpracy turystów, oferując za pomoc w transporcie ładunku np. darmowy poczęstunek lub ciepły napój. Warto spróbować swoich sił, chociaż dostaniemy ledwie namiastkę tego, z czym mierzą się regularnie fachowcy.
Jedno jest pewne. Spotkanie na szlaku nosicza to ciekawe doświadczenie. Plecak od razu staje się lżejszy, nawet jeśli w środku niesiemy zapasy na dłuższą górską wędrówkę.