Dziecko, o czym ty do mnie rozmawiasz?
W języku współczesnej młodzieży dominują słowa anglojęzyczne, wulgaryzmy i słowa związane z narkotykami. Spora część języka uczniowskiego inspirowana jest... gwarą więzienną.
Powyższa rozmowa nie jest prawdziwa. Została ułożona ze słów, które znajdują się w słownikach gwary szkolnej i internetowych słownikach slangu młodzieżowego. Dialog ten pokazywałam młodym ludziom, mieszkańcom krakowskich dzielnic Czyżyny i Podgórze. Na 21 odpytanych osób zaledwie jedna nie potrafiła zrozumieć jego sensu. Kilka nie rozumiało słów "kabsztyle" i "maczetki", które znaczą tyle co "grube, brzydkie dziewczyny".
Nikt jednak nie przyznał, że posługuje się podobnym językiem.
- To, że dzisiejsi uczniowie nie rozumieją języka, którym posługiwali się uczniowie 20 lat temu, jest oczywiste. Język uczniów zmienia się bardzo dynamicznie. Te zmiany dotyczą przede wszystkim zmian cywilizacyjnych, które zachodzą w każdym wymiarze naszego życia, a więc i szkolnym też - mówi profesor Halina Zgółkowa, autorka "Słownika gwary uczniowskiej", która zawodowo zajmuje się badaniem języka uczniów.
- Jednym z przykładów może być to, że uczniowie coraz częściej używają słów pochodzących z języka angielskiego, często je modyfikując, np. lajt, na lajcie, lajcik "bycie na luzie"; elo "powitanie"; niob "człowiek głupi"; sweet "słodki"; co za man "co za człowiek"; eltix "powitanie"; are you fucking kidding me "jaja sobie robisz"; hardcore "odważny".
A jak Anglicyzm, B jak Bauns
- No... "sorry", normalne słowo przecież - mówi 18-letni Krzysiek, kolega Ani, również uczący się w liceum im. Baczyńskiego.
- A pewnie, że używają angielskich słów, jakby polskich nie było - potwierdza kasjerka pracująca w jednym z hipermarketów w krakowskiej Nowej Hucie. - Ja to codziennie słyszę "fenks", na przykład. Albo "madafaka" (ang. motherfucker), ale to akurat od syna - dodaje.
Młodzież już od dawna używa słów pochodzących z języka angielskiego. Wielu uważa, że jest to spowodowane chęcią "zaistnienia" w środowisku rówieśników.
Katarzyna Wardzała w pracy "Problemy opisu mody językowej młodzieży na podstawie wpływów angielszczyzny" napisała: "Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, sądzi, iż wtrącanie słówek z angielskiego może podnieść ich prestiż w towarzystwie. Niewątpliwie jest to przejaw snobizmu językowego". Według autorki, "snobizm językowy" to "bezmyślne uwielbienie dla słownictwa nieojczystego".
Podobne zdanie można znaleźć w książce Bogdana Walczaka "Między snobizmem i modą, a potrzebami języka, czyli o wyrazach obcego pochodzenia w polszczyźnie", opublikowanej w 1987 roku, gdzie czytamy, że "Taki bezkrytyczny chwalca cudzoziemszczyzny używa wyrazów obcego pochodzenia z wyraźną lubością i wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe. Wyrazy rodzime wydają mu się pospolite (...)".
- Oczywiście w znacznej większości szkół nauka języka angielskiego jest tak powszechna, że niemal obowiązkowa, więc uczniowie znają ten język także stąd. W słowniku "Słowniku gwary uczniowskiej" wydanym w 1991 r. dominowały słowa pochodzące z języka niemieckiego i rosyjskiego, ponieważ w latach 80. język rosyjski był przedmiotem obowiązkowym. Dziś jego miejsce zajął język angielski, więc zmiana jest zrozumiała - wyjaśnia pani profesor.
Jeszcze inną teorię prezentuje Barbara Kulesza w pracy pt.: "Najnowsze anglicyzmy w języku prasy młodzieżowej" (praca opublikowana w "Kwartalniku językoznawcy"). Autorka przeanalizowała język, którym posługują się redaktorzy m.in. czasopism "Dziewczyna" i "Twist" (analiza wybranych numerów opublikowanych w pierwszych miesiącach 2010 roku).
Redaktorzy piszą "bądź super crazy"
Jeśli "love" przynosi ból, problemów "crazy girl" chętnie wysłucha "frendzia" (ang. friend). Oczywiście, jeśli dziewczyna będzie dbała o "fejs", starała się być szkolną "trendsetterką" i często się "smile", nie powinna mieć problemów z "love" i szybko zostać szkolną "prawdziwą star". Jej "boj" powinien być na szkolnym "topie" (ang. top) i zawsze mieć "cash" na "bauns".
Czy rzeczywiście jest to język młodzieży? Autorka sugeruje, że redaktorzy magazynów przesadzają. "Wojciech Kajtoch [badacz języka mediów z Ośrodka Badań Prasoznawczych UJ - red.] wskazuje wręcz na nadmierne, w stosunku do mówionego języka ludzi młodych, nagromadzenie anglicyzmów w tego typu wydawnictwach (co czyni, według niego, język czasopism młodzieżowych (...) dość dalekim od pożądanego wzorca".
N.Q.A. znaczy "do widzenia"
- Generalnie nie mam problemów ze zrozumieniem syna - mówi cytowana wcześniej kasjerka. - Ale jak mi czasem przyśle "esemesa", to nie rozumiem nic.
Taki "niezrozumiały" sms mógłby wyglądać tak: "Dzwoniłaś? Będę B4 16. A OCB?". Co w wolnym tłumaczeniu znaczy: "Dzwoniłaś? Będę przed 16. A o co biega?".
Prof. Zgółkowa twierdzi, że to właśnie stosowanie skrótów może być cechą charakterystyczną języka młodzieży. Skąd biorą się, często bardzo pomysłowe, skróty?
- Ta zmiana powodowana jest wpływem nowych mediów, a więc maili, czatów, smsów, skype'a. Przejawia się to obecnością charakterystycznych skrótów językowych, zarówno polskich jak i obcojęzycznych. Tych skrótów jest mnóstwo, a dotyczą one komunikacji elektronicznej, ale także komunikacji codziennej, np. NMZC "nie ma za co", ZW "zaraz wracam", OMG "Oh my God [ang. "o mój Boże"] - wylicza prof. Zgółkowa. - NQA "do widzenia" jest przykładem skrótu, który nie sugeruje, co może się pod nim kryć; gz "żal mi ciebie; gg "Gadu-Gadu", Au "ale się urwał"; net "internet", nara "na razie"; SB "sobie"; JP "język polski", pa "cześć" - dodaje pani profesor.
Znajomy nastolatek, poproszony o przygotowanie listy przykładowych skrótów, opracował ich katalog wraz z pochodzeniem.
Uczniowie liceum im. Baczyńskiego zwrócili także uwagę na skróty pochodzące z gier komputerowych. Młody specjalista od języka również je zna. "B2P to znaczy, że można grać za darmo, a mój ulubiony - KIA to killed in action (ang. zabity w akcji)".
Okazuje się jednak, że skróty stosują nie tylko ludzie młodzi.
- Dorośli również przejmują skróty, którymi posługuje się młodzież. Osobiście słyszałam: pochwa "pochwalony", nara "na razie", pozdro "pozdrawiam". Jak widać, ta skrótowość często występuje, nie tylko w gwarze uczniowskiej - potwierdza prof. Zgółkowa.
Szkoła czy więzienie?
- Podczas prac nad pierwszym słownikiem obliczyłam, że ok. 49 proc. słownictwa i połączeń wyrazowych uczniowskich miało wiele wspólnego z gwarą więzienną - potwierdza badaczka. - Na przykład kminić "mówić gwarą więzienną", w gwarze uczniowskiej znaczy "rozumieć". Gałgan "tanie wino"; katar "kokaina"; knajówa "nocna nauka"; czy grypsować "mówić językiem tajnym, szkolnym"; ksywa "pseudonim"; git, gicior "dobry człowiek"; kopsnij faję "daj zapalić".
Język więzienny, co w swojej książce pt.: "Słownik tajemnych gwar przestępczych", opublikowanej w 1993 roku w Londynie, podkreślał Klemens Stępniak, jest językiem tajnym, który ma chronić tych, którzy się nim posługują.
- Uważam, że może chodzić właśnie o to, by ukryć treść wiadomości. Zresztą podczas prac nad "Słownikiem gwary uczniowskiej" uczniowie przyznawali się, że nie chcą, by dorośli rozmieli wszystkie wypowiedzi swoich dzieci czy uczniów - wyjaśnia prof. Zgółkowa.
Co takiego próbują ukryć przed dorosłymi uczniowie? Jakimi słowami się wtedy posługują? - na takie pytania próbowali, nie bez oporów, odpowiedzieć uczniowie liceum im. Baczyńskiego.
- No... - zaczął 19-letni Filip. - Wiadomo, no... mamy takie słowa, pewnie.
Poproszony o kilka przykładów, odmówił: - No bo to są słowa, no wie pani z czym związane...
Ja i reszta uczniów wiedzieliśmy - chodziło o narkotyki.
"Witamina A", "fetka", "oczy" - to amfetamina. "Manżaga", "ziele", "samosieja", "kaja" czy "kaciumba" - to marihuana. Jeśli ktoś "kira" lub "bucha", to znaczy, że pali. "Snifować" znaczy wciągać do nosa, a "cykać" lub "dawać w kanał" - wstrzykiwać.
Ile znaczy przestrzeń?
- Kiedy byłem w liceum, nie mówiło się, że idziemy "na papierosa", tylko że idziemy "za trójkąt". Tym trójkątem były róg szkoły - mówi 25-letni Piotrek, który wychował się w Bielsku-Białej.
Podobną historię opowiedział mi 17-latek, uczący się w liceum im. Osuchowskiego w Cieszynie. - My w szkole chodzimy palić kilka uliczek dalej, do ruin amfiteatru. Więc jak mówię "cho na amfi", to u mnie w szkole każdy wie, o co chodzi. A podobno jakaś dziewczyna kolegi myślała, że on na amfe [amfetaminę - przyp. red.] ją zaprasza. Śmieszne to było.
Wpływ przestrzeni na język potwierdza też prof. Zgółkowa. - To zrozumiałe, że żyjąc w pewnej przestrzeni, dostosowujemy do niej język. Nawet w dorosłym życiu używamy skrótów - mówi. - Sama pamiętam z rodzinnego domu powiedzenie: "idź do małego" . Ten "mały" mógłby oznaczać dziecko, a chodziło nam o mały pokój. Wszyscy u nas to rozumieli. Więc po co mówić: "idę palić", skoro można jakoś to zakamuflować.
- Najbardziej mnie zadziwia i zaskakuje to, że uczniowska gwara przenosi się również do pokoju nauczycielskiego. W wydanej w 2008 roku książeczce "Uwagi ze szkolnych dzienniczków" można znaleźć wiele przykładów, kiedy nauczyciel, wpisując uwagę posługuje się językiem ucznia.
Pomiziać nauczyciela po nosie
- To są - zaznacza prof. Zgółkowa - autentyczne przykłady: "Uczeń L. S. grozi nauczycielce, że poda ją do sądu za to, że 'zorała mu psychę', każąc przesiąść się do innej ławki"; "Zwrócił się do nauczyciela ze słowami: 'Pani se robi jaja'"; "Uczennica nazwała mnie 'starą rurą'"; "Kamil odgraża się, że rozpruje Łukaszowi dupę"; "Wybiegł z klasy krzycząc, 'że idzie na laski'"; "Sławek 'męczy żółwia'"; "Marta z kolegami 'topi kreta w ubikacji'"; "Uczeń na lekcji 'warknął odbytem'", "Na wypowiedź dyrekcji odpowiedział 'sram na to'", "Wezwany do odpowiedzi powiedział 'czy mogę panią pomiziać po nosie?'".
- Te uwagi, oczywiście, same w sobie mają pewną interesującą specyfikę, smaczek. Obrazuje to ostatni cytat: "Twierdzi, że uwagi są potrzebne, bo może się potem śmiać z nich z ojcem". Oczywiście nie oznacza to, że nauczyciel posługuje się takim językiem, ale nie obawiają się cytować go podczas wpisywania uwag. Ja sama wpisałabym je bardziej oględnie - wyjaśnia badaczka języka.
Kwestia szacunku
O ile te przykłady można jeszcze uznać za specyficzne, niepokojący jest jeszcze jeden podawany przez prof. Zgółkową: "Szymek bardzo się wulgarnie wyrażał podczas przerwy na korytarzu szkolnym, gdy grzecznie zwróciłem mu uwagę, że tak nie powinien się wyrażać, powiedział, że go coś wkur***o , na moją kolejną uwagę, że źle postępuje odpowiedział "no to ch**"".
Uczniowie krakowskiego liceum, zapytani o to, jak zwracają się do nauczycieli, mówią:
- To zależy. Trzeba wyczuć nauczyciela, poznać jego poczucie humoru - mówi Ania. - My jesteśmy już w trzeciej klasie, wiemy, na co możemy sobie pozwolić.
Ani wtóruje Filip: - No oczywiście jest tak, że jak się kogoś szanuje, mówi się inaczej. Ale też nie zawsze, zdarza się niektórym coś palnąć za szybko.
Co dzieje się, jeśli "ktoś palnie coś za szybko"? - Nic, klasa się śmieje - kończy Filip.
Jednak czy język młodzieży różni się od poprawnej polszczyzny tak bardzo, by potrzebne były słowniki? - Oczywiście - mówi prof. Zgółkowa. - Policja w Katowicach nie jest wyjątkiem. W latach 90. podobny słownik został opracowany przez policjantów w USA. Nie jest to więc nowa inicjatywa. Zresztą, dla policjantów takie słowniki to bardzo przydatna pomoc podczas kontaktów z młodzieżą.
Na co komu gwara?
- Gwara uczniowska jest odmianą języka potrzebną w pewnym okresie życia młodego człowieka, później znamy, pamiętamy niektóre słowa, jak buda, gol, polwa czy belfer, ale ich już nie używamy. Język młodych stale się zmienia, uczniowie wymyślają nowe słowa i powiedzenia, np. lol "jedynka", szrota "jedynka", gitaśnie "dobrze", gima "gimnazjum", mów do ręki "nie chcę tobą rozmawiać", albo już istniejącym słowom nadają swoje własne znaczenia, np. bizon "dyskoteka, impreza", epicki "ocena bardzo dobra", grubo "coś pozytywnego" - wylicza naukowiec. - To zjawisko, które warto obserwować.
Katarzyna Pruszkowska