Kiedy mówić na "ty", a kiedy per "pan"
Jeszcze w ubiegłym wieku przechodzenie na "ty" było pewną cezurą, momentem przełomowym w znajomości dwójki ludzi. W okresie międzywojennym pewien polski arystokrata chciał zaproponować bruderszaft malarzowi, który sporządził portret jego matki. O finansowym wynagrodzeniu nie było mowy, bo dżentelmenowi nie godziło się dać pieniędzy, a ponieważ artysta nie gustował w popularnych wtedy rozrywkach, nie można było zabrać go na polowanie ani ofiarować mu upolowanego jelenia. Pozostała więc propozycja mówienia sobie na "ty" jako bardzo sowite wynagrodzenie.
Jakie są zasady dotyczące zwracania się go kogoś na "ty" lub per "pan" - przeczytaj we fragmencie książki Wojciecha S. Wocława "Savoir-vivre, czyli jak ułatwić sobie życie":
Niemal regułą jest mówienie sobie po imieniu w korporacjach i dużych firmach, zarówno do współpracowników, jak i do szefów. Jeśli zaczynamy pracę w takim miejscu, lepiej się dostosować niż być jedynym "panem"/"panią" w całym zespole. Nie warto natomiast z założenia zwracać się do swoich rozmówców po imieniu, nawet jeśli wybieramy się do korporacji czy agencji reklamowej, w których zazwyczaj panują dosyć nieformalne stosunki. Zaczynajmy zawsze od formy "pan"/"pani", a jeśli mówimy do grupy - "państwo".
Propozycja przejścia na "ty" w życiu prywatnym powinna wyjść od osoby starszej lub - w relacji damsko-męskiej - od kobiety. Jeśli mamy do czynienia z osobą o wysokim statusie społecznym (w małej miejscowości może to być wójt, w mieście - poseł czy prezydent miasta, a także znany piosenkarz lub aktor), to decyzja o mówieniu sobie po imieniu będzie należeć do niej. W sytuacji zawodowej przejście na "ty" proponuje zawsze osoba, która zajmuje w hierarchii wyższe miejsce (szef - pracownikowi) lub osoba o wysokim statusie społecznym (minister - prezesowi firmy). Dodajmy w tym miejscu, że propozycji mówienia na "ty" nie musi wcale towarzyszyć ceremonialny bruderszaft. Wystarczy sugestia, miły komentarz i uśmiech.
W ubiegłym wieku panem Jakubem lub panią Natalią stawała się osoba, która zdała maturę i szła na studia. Tak jest zresztą i dziś. Do studentów już od pierwszego roku wykładowcy zwracają się, używając tej grzecznościowej formuły. Określony był też moment, gdy osoby w podobnym wieku zaczynały zwracać się do siebie per "pan"/"pani". Był to czas ukończenia studiów, a więc w okolicach dwudziestych piątych urodzin. Mowa oczywiście o obcych sobie osobach, nie zaś przyjaciołach, którzy znają się od szkoły podstawowej.
Zdarza się, że przeszliśmy na "ty" pod wpływem emocji czy impulsu, na przykład na imprezie. Cóż, drugiego dnia trzeba ponieść tego konsekwencje. A co zrobić, gdy po imieniu zwraca się do nas osoba, która powinna zachować bardziej formalną relację? Gdy o dobrych manierach zapomina na przykład ekspedient lub sąsiad, nie rezygnujmy z oficjalnego sposobu zwracania się do niego.
W przypadku podobnej sytuacji z klientem trzeba będzie zagryźć wargi, o czym wiedzą wszyscy handlowcy i właściciele firm. Na reakcję nie powinniśmy długo czekać (jeśli okaże się, że mamy do czynienia z osobnikiem, który nie czyta między wierszami, wtedy trzeba będzie wypowiedzieć cokolwiek bardziej dosłowny komunikat). Gdy pozwolą sobie na to dzieci, można zacząć do nich mówić w oficjalnym tonie, na przykład: "Dzień dobry, proszę pani". Myślę, że poprzez odwrócenie ról szybko zrozumieją, o co chodzi. Przy okazji rozwiążemy kłopot w sposób dowcipny i ironiczny.
Fragment książki Wojciecha S. Wocława "Savoir-vivre, czyli jak ułatwić sobie życie". Wydawnictwo BOSZ. Premiera: listopad 2016 r.