Piotr "Edzio" Bylina: 80-latki machały mi pod sceną

Freestyle, czyli rapowanie bez przygotowania, przyciąga co roku w Polsce dziesiątki tysięcy nowych fanów. O tym, jak to wszystko wygląda od kuchni, porozmawialiśmy z żywą legendą tej dyscypliny – Piotrem Byliną. „Edzio” opowiedział nam również o swoich najbliższych planach.

Freestylowiec, raper i od niedawna tiktoker
Freestylowiec, raper i od niedawna tiktokerYouTube

Mateusz Zajega, Interia: Jak wygląda w Polsce kariera freestylowca?

Piotr "Edzio" Bylina: - Nie jest to na pewno temat kolorowy jakby się mogło wydawać. W moich czasach (2009-2015 - przyp. red.) wynagrodzenia za zwycięstwa w bitwach freestylowych były na tyle małe, że nie zwracały się czasami nawet koszty dojazdu.

- Wyglądało to tak, że jechałeś na bitwę i jeśli zdobyłeś jakieś dobre miejsce, to dwieście złotych mogłeś zarobić. Po czym jechałeś na dworzec i spędzałeś tam kilka godzin, czekając na pociąg powrotny.

- Parę razy udało się zdobyć jakąś fajną nagrodę. Nawet czasami organizatorzy zapewniali nocleg, jak chociażby w Płocku na festiwalu, wtedy można było uświadczyć takiego "luksusu".

- Teraz prestiż nagród trochę się podniósł i zawodników lepiej się traktuje, ale nie jest to jakaś diametralna zmiana. Trudno utrzymać się z samego freestyle’u, wydaje mi się to wręcz niemożliwe.

- Natomiast jeśli chodzi o rozpoznawalność, to jest ona niewspółmierna do nagród, bo jej zyskuje się o wiele więcej. Stajesz się na tyle rozpoznawalny, że ludzie zaczynają podchodzić na ulicach, przybijać piątki, robić sobie zdjęcia. Czuje się taki szacunek ze strony ludzi.

Czy masz wrażenie, że wiele osób odbiera freestyle jako takie zwykłe, głupie wyzywanie się?

- Wręcz przeciwnie. Nie spotkałem się z takimi odczuciami, a raczej bym powiedział, że ludziom wydaje się, że jest to większe "wow" niż w rzeczywistości. Osoby niezwiązane z freestylem, kiedy widzą osobę, która nawija przez minutę na dany temat bez żadnego napisanego tekstu, postrzegają to jako coś niemożliwego. Zastanawiają się, jak można tak szybko myśleć, ułożyć zdania, które mają sens i się rymują. To duży szok dla nich i właśnie tak to raczej odbierają.

Jak nauczyć się freestylować? Jak wyglądają początki?

- Nie ma tutaj żadnego złotego sposobu, nie ma ćwiczeń akcesoryjnych, tak jak w każdym sporcie. Piłkarz zrobi treningi interwałowe, biegowe, siłowe i będzie później lepszy na boisku, a tutaj ten przykładowy piłkarz musi tylko grać w piłkę. Żeby nauczyć się freestylować, trzeba po prostu freestylować. Próbować, próbować i jeszcze raz próbować.

- Na początku mówi się cokolwiek, by się zrymowało. Trudno zrobić tak, żeby to miało jakiś większy sens. Jak się już opanuje rymowanie, trzeba próbować robić to z sensem. Potem kombinuje się, żeby to było coraz bardziej spójne, coraz bardziej sensowne, żeby dało się myśleć w trakcie i wiedzieć co nawinąć dwa wersy do przodu. Z czasem wszystko jest do wyuczenia.

- Jest wiele rzeczy, które pomagają w lepszym nawijaniu na wolno, jak zasób słów, oczytanie. Podczas freestyle’u często przychodzą do głowy takie słowa, których nigdy nie użylibyśmy w żadnej rozmowie. Dobrze je gdzieś tam mieć.

O najdziwniejszych sytuacjach w karierze "Edzia" przeczytasz na następnej stronie >>>

Twój najpopularniejszy utwór nazywa się "Wstyd mi, że jestem freestylowcem" i opowiadasz w nim o sytuacjach, w których ludzie proszą się o zafreestylowanie w momentach, w których wolałbyś tego nie robić. Jak często zdarzają się takie sytuacje?

- Bardzo często, teraz w szczególności po założeniu TikToka fraza "daj mi trzy słowa" towarzyszy mi wszędzie. Idę na trening słyszę "daj mi trzy słowa", idę do pracy słyszę "daj mi trzy słowa". Wszędzie się z tym spotykam, czy to na rodzinnej wigilii, obiedzie, każdej imprezie, na studiach, w szkole. Jest to nieodłączny element osoby zajmującej się tą sztuką. Chyba nie jestem w stanie sobie przypomnieć sytuacji życiowej, w której się to nie zdarzyło. Nawet na kasie w Biedronce kiedyś ktoś mnie zaczepił.

Jaka była najbardziej nieprzyjemna albo nietypowa sytuacja w twoim życiu związana z byciem freestylowcem?

- Trudno mi przypomnieć sobie jakąś nieprzyjemną, ale pamiętam kilka, w których byłem naprawdę zażenowany. Jest to przykry przykład, aczkolwiek obrazuje on to zażenowanie. Zmarł mi ostatnio znajomy na covid i napisał do mnie kolega SMS, czy mógłbym przyjść i podczas przyjęcia po pogrzebie zafreestylować pod jakiś poważny, smutny beat. Tak sobie myślę, co bym tam nawinął "yo sprawdzaj to gnoju, ej mordo spoczywaj w pokoju". Aż czujesz to, jak bardzo ludzie nie potrafią dostosować tego, czym się zajmujesz, do odpowiedniej sytuacji.

- Natomiast taką chyba najdziwniejszą sytuacją był pokaz freestyle’u na Dniu Seniora, gdzie freestylowałem przed 80-latkami, które pod sceną machały mi rękami. To było nie lada wyzwanie. Żadne WBW (Wielka Bitwa Warszawska - przyp. red.) nie ma tutaj podjazdu do tego, jak trzeba się wspiąć na wyżyny swoich możliwości.

Jakie sytuacje ze swojej kariery wspominasz najcieplej?

- Na pewno każdy dobry feedback czy sytuacje, w których mam poczucie, że zainspirowałem kogoś do zrobienia czegoś. Zawsze ciepło wspominam występy w ośrodkach poprawczych, gdzie osoby, które widziały więcej niż ja, przeżyły więcej niż ja i miały w życiu trudniej ode mnie, po początkowych nieprzychylnych spojrzeniach zaczynają się uśmiechać, podrzucają tematy i przybijają piątki. To są takie niesamowite sytuacje.

- No i oczywiście z takich najcieplejszych wspomnień to z pewnością jedno i drugie zwycięstwo w WBW. To też były piękne momenty.

Jak rodzina odbierała twoją pasję na początku twojej przygody?

- U mnie generalnie zawsze było duże zaufanie ze strony rodziców. Gdy miałem 14 lat, puszczali mnie, bym jeździł na bitwy. Ufali mi, że nie będę imprezować, pić, ćpać. A ja tego zaufania faktycznie nigdy nie nadużyłem.

- Rodzice oglądali na YouTubie różne bitwy, byli na paru koncertach, więc zawsze podchodzili do tego przychylnie i po prostu cieszyli się, że mam jakąś pasję, w której się realizuję. Może na początku nie zdawali sobie sprawy, czym jest to freestylowanie. Nie do końca zdawali sobie sprawę z tego obrażania się na scenie, aczkolwiek wiedzieli, że to nie jest nic złego.

- Gdy wyjeżdżałem gdzieś w Polskę, mama zawsze kibicowała i prosiła abym wysłał SMS po bitwie, jak mi poszło.

Odszedłeś jako mistrz. Od tego czasu twój historyczny wyczyn powtórzył Bober, pojawił się też Koro, który już jest uważany przez wielu za najlepszego w historii. Zastanawiałeś się, czy może pora wrócić jako legenda?

- Cały czas się nad tym zastanawiam. To są takie myśli, od których ciężko się uwolnić w szczególności, że teraz jest większy hype na mój powrót i Filipka niż był w moich czasach na powrót Muflona, Dużego Pe czy Te-Trisa. Trafiliśmy do większej widowni, choć wcale nie uważam się za lepszego freestylowca od nich. Ogromne grono osób cały czas nas kojarzy i prosi o ten powrót.

- Gdy skończyłem karierę, miałem takie poczucie, że już złapałem tego króliczka, którego goniłem przez cały czas i nie muszę już nic udowadniać. Zeszło mi to ciśnienie na bitwy. Poza tym gdybym teraz wrócił, to ludzie mają już tyle informacji na mój temat, że łatwo było by im do czegoś nawiązać. To działa na moją niekorzyść, a nie chciałbym wrócić i zabijać tę moją legendę.

O TikToku i najbliższych planach "Edzia" przeczytasz na następnej stronie >>>

W grudniu założyłeś konto na TikToku i cieszy się ono olbrzymią popularnością - ponad ćwierć miliona obserwujących w dwa miesiące. Spodziewałeś się takiego odzewu?

- Kompletnie nie, wyszło to totalnie z przypadku. Na planie klipu ziomek do mnie mówi, że mógłbym spróbować, że to może chwycić. Byłem wtedy totalnie niezorientowany i zaliczałem się do osób hejtujących tę platformę. Ziomek wysłał mi tiktoka kuriera DPD i pomyślałem, czemu by nie spróbować.

- Wrzuciłem pierwszego tiktoka "losowe trzy słowa" bez żadnych oczekiwań. Siedziałem potem z siostrą i graliśmy w szachy. Kończymy partyjkę, myślę "a tak z ciekawości sobie sprawdzę", patrzę, a tam sto tysięcy wyświetleń, odświeżam sto pięćdziesiąt tysięcy, trzy dni minęły - milion. Wow.

- Jak widzisz, że jest feedback, że ludzie tego chcą, to cię nakręca. Masz kopa, żeby robić tego więcej, żeby bardziej się w tym rozwijać. Codziennie mam kilka pomysłów na tiktoki, bo widzę, że ludzie tego chcą.

Czyli z TikTokiem wiążesz swoją przyszłość?

- No chciałbym. Myślę, że jest w tym potencjał na jakieś współprace komercyjne, więc kuję żelazo, póki gorące. Management już działa w kierunku jakichś promocji i poszukiwania partnerów biznesowych.

Planujesz robić jakieś live’y?

- Planuję i chcę to robić, tylko ostatnio jestem bardzo zapracowany. Praca jedna, druga, studia, a jak mam wolny wieczór, to montuję tiktoki. Przymierzam się do tego i myślę, że jak zrobię pierwszego live’a, to się przełamię i będę robił to regularnie.

Co studiujesz?

- Wychowanie fizyczne, jestem na magisterce teraz.

Kiedy możemy się spodziewać najnowszej płyty? Zapowiadana była początkowo na grudzień.

- Płyta jest gotowa i dopinam tylko kwestie organizacyjne. Myślę, że jest szansa, aby w marcu wyszła.

Studia, praca, druga praca, freestyle, TikTok, płyta, jeszcze jakieś plany na ten rok?

- Jeszcze treningi cały czas, bo, że tak powiem, jestem sportowym świrem. W swojej dziedzinie (CrossFit - przyp. red.) trenuję półzawodowo i przygotowuję się do zawodów. Sam się czasem zastanawiam, jak z tym wszystkim wyrabiam, ale jakoś idzie.

Jak pandemia wpłynęła na twoje plany?

- Trochę przyblokowała w wielu kwestiach, wiele eventów było odwołanych. Ja też działam z takim projektem ewangelizacyjnym "Fala Zmiany". Jeździmy po różnych szkołach, ośrodkach, pokazując młodzieży swoje pasje i zawsze przez wielki post mieliśmy mnóstwo rekolekcji. Teraz zapowiada się drugi sezon totalnie bez żadnych wydarzeń tego typu.

Co uważasz o obecnej sytuacji artystów? Czy obostrzenia w tej kwestii powinny zostać w końcu poluzowane?

-  Moje zdanie na ten temat zmieniało się jak w kalejdoskopie. Lekceważyłem, bagatelizowałem aż do momentu, w którym zobaczyłem, że osoby z bliskiego otoczenia ciężko to przechodzą, a nawet kilka z nich zmarło.

- Na pewno da się to zrobić tak, żeby wszystkie branże nie cierpiały, ale nie chcę się wypowiadać na tematy polityczne. W swojej twórczości staram się generalnie tego tematu unikać. Niech moja muzyka będzie dla każdego bez względu, po której stoi stronie.

Ostatnio chyba zdarzyło ci się taki temat poruszyć?

- To był wyjątek. Nie wstydzę się swoich poglądów, ale jeśli mam się afiszować z jakimiś swoimi przekonaniami, to jest to wyłącznie kwestia wiary - na ten temat porozmawiam zawsze, jeżeli ktoś jest chętny.

O tym skąd się w ogóle wzięła ksywa "Edzio" przeczytasz na następnej stronie >>>

Skąd się w ogóle wzięła ksywa "Edzio"?

- Kiedyś z kolegami w podstawówce zaczęliśmy wołać na siebie jakimiś imionami: Ryszard, Edward, i tak się przyjęło. Później, gdy zakładałem konto na Epulsie, to musiałem podać jakiś nick, więc wpisałem "Edzio". Jak zacząłem wychodzić na podwórko ze starszą ekipą mojej siostry, nie znali oni mojego imienia, a wiedzieli, jak się nazywam na tej platformie i tak się przyjęło.

- Gdy zapisywałem się na pierwszą bitwę w życiu, zastanawiałem się, jak się zapisać. Pomyślałem, że "Edzio" brzmi głupio, więc może "Edi" będzie lepsze, ale wtedy akurat didżej się tak nazywał. Myślałem również nad "Edas", ale była wtedy taka postać jak Massey i jego ojciec miał właśnie taką ksywę. Zapisałem się więc jako "Edzio" i stwierdziłem, że następnym razem wymyśli się coś innego. No i zostało "Edzio".

- Ale też wiąże się z tą ksywą taka fajna zależność. W Starym Testamencie jest fragment, jak pokolenie Rubena zbudowało ołtarz na świadectwo Boga Jahwe i nazwali ten ołtarz "Ed", czyli po hebrajsku "świadectwo". Ja sobie to powiązałem, że Bóg posłał mnie na swoje świadectwo.

Kiedyś przed wydaniem "Płyty Dekady" powiedziałeś z Filipkiem, że jak wybije wam po 100 tysięcy na fanpage’ach, to zrobicie "Płytę Milenium". Filipek wybił tyle na Facebooku, ty na TikToku, kiedy ta płyta?

- (śmiech) To było chyba w kontekście fanpage’y na Facebooku, więc nie wiem, czy Filipek by to uznał, jako spełnienie tamtego wymagania. (śmiech)

- No niestety nie zapowiada się na "Płytę Milenium", ale kto wie, może nasze drogi się jeszcze przetną, to może zrobimy jeszcze coś razem. Na razie się nie zapowiada.

Ostatnie pytanie - w swoim utworze "Stay" wspomniałeś o sytuacji, gdzie skończyłeś pod kołami samochodu. Chciałbyś zdradzić, co tam się stało?

- Sąsiad mnie potrącił samochodem. (śmiech) Wracałem ze szkoły, chodziłem wtedy do gimnazjum, i po prostu wszedłem na pasy, a on myślał, że zdąży przede mną. Zamiast wyhamować, przyspieszył i wylądowałem na masce. Na szczęście nic poważniejszego się nie stało, aczkolwiek wyglądało groźnie. Na parę metrów w przód odleciałem.

Rozmawiał Mateusz Zajega

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas