Rozwód po katolicku

Jak unieważnić małżeństwo w Kościele, jakie są najczęstsze i najrzadsze powody, jak gromadzi się i analizuje materiał dowodowy, i w końcu, ile kosztuje i trwa cały proces - o tym rozmawiamy z prawnikiem-kanonistą, Michałem Poczmańskim.

Magdalena Tyrała, INTERIA.PL: W ciągu 10 lat trzykrotnie wzrosła liczba "rozwodów kościelnych". Boom na nie trwa tak naprawdę od kilku lat. W ubiegłym roku w 40 sądach diecezjalnych złożono 10 tys. wniosków o unieważnienie ślubu kościelnego. Dostrzega pan tę tendencję w swojej praktyce?

Michał Poczmański, prawnik-kanonista z Kancelarii Kanonicznej M. Poczmański: - W mojej kancelarii spraw, które kończą się wysłaniem pozwu do któregoś z trybunałów jest w miesiącu dwie, trzy. Kilkanaście osób pyta o możliwość, zainteresowanie jest duże. Biorąc pod uwagę, że w Polsce kancelarii jest coraz więcej, musi być także większe zapotrzebowanie na ich usługi.

Reklama

Mówimy o kancelariach kanonicznych, które specjalizują się w unieważnianiu małżeństw, czyli właśnie w "rozwodach kościelnych"?

- Tak. Myślę, że takich kancelarii jest około 15 w całej Polsce . Znacznie więcej jest osób, które takimi sprawami się zajmują. Zakładając, że miesięcznie w każdej kancelarii jest po pięć spraw o unieważnienie małżeństwa, a tak właśnie szacuję, to już jest spora liczba. Robi się ona jeszcze większa, gdy ilość spraw przemnożymy przez 12 miesięcy. Konkretnych statystyk jednak nie znam.

Adwokat, który zajmuje się unieważnieniami małżeństw musi mieć przynajmniej licencjat z prawa kanonicznego i specjalny dekret nadany przez sąd diecezjalny. Ma pan aplikację kościelną?

- Oprócz studiów prawa świeckiego skończyłem również studia prawa kanonicznego i to mnie uprawnia do doradztwa. Natomiast gdybym chciał reprezentować w sądzie klienta osobiście, mogę to robić jako adwokat, ale tutaj taka aplikacja jest potrzebna do każdego trybunału z osobna, czyli nie jest tak, że zdobędę jeden dekret i mogę działać na terenie całej Polski. Równie dobrze po skończeniu studiów taki adwokat-kanonista może reprezentować daną osobę jako jej pełnomocnik. W kodeksie prawa kanonicznego są więc dwie możliwości. Adwokat ma niedużo, ale większe kompetencje podczas procesu.

Znalazłam informację, że w 2010 roku takich adwokatów było jedynie około 40 na całą Polskę.

- Myślę, że to nawet trochę zawyżona liczba. Jest ich w naszym kraju raczej około 30. W tym roku na pewno kilkunastu jeszcze przybyło. Widoczny jest więc nieduży postęp w tym względzie. Każda diecezja posiada swoją listę adwokatów.

Jakie są całościowe koszty takiego "rozwodu"?

- Pierwszą rzeczą jest zorientowanie się w sprawie, czyli porada prawnika. U mnie jest darmowa, ale znam kancelarie, gdzie jej koszt wynosi 150 zł.

To jest jednorazowa kwota za oszacowanie czy poszczególny przypadek ma szanse na stwierdzenie nieważności małżeństwa?

- Tak. Porada kończy się informacją czy dany przypadek się kwalifikuje czy nie. Dalej jest już przygotowanie skargi powodowej i tu koszty są bardzo różne. Zazwyczaj jest to kwota rzędu 800-900 złotych. Dzięki temu sprawa trafia do trybunału. Kiedy sprawa jest w trybunale, wtedy, jak to ma miejsce w przypadku rozwodu cywilnego, ponosi się koszty sądowe.

- W przypadku rozwodu cywilnego jest to koszt 600 złotych, w przypadku unieważnienia małżeństwa liczenie kosztów jest bardziej skomplikowane. I albo jest to wysokość jednego miesięcznego wynagrodzenia, albo jest to stawka określona przez daną diecezję.

Czyli jeśli ktoś zarabia dwa tysiące złotych, płaci dokładnie dwa tysiące, jeśli pięć to pięć tysięcy?

- Dokładnie tak. Jednak częściej jest to określona stawka wahająca się od 800 do 1200 złotych w zależności od diecezji. W Gdańsku jest to na przykład 1000 złotych, a w Poznaniu mają wyższe koszty, więc i stawki są wyższe.

- W Polsce kodeks cywilny reguluje koszty postępowania w sprawach o rozwód i sąd okręgowy ma ustaloną kwotę 600 złotych. Nie mniej, nie więcej. Jeżeli małżonkowie się porozumieją, koszty spadają do 300 złotych. Natomiast tutaj każda diecezja jest autonomiczna i może wyznaczyć swoją stawkę.

A jakie usługi mieszczą się w tych kosztach?

- Czas sędziego, obrońcy węzła małżeńskiego, notariusza oraz całej obsługi trybunału, materiały sędziego, koszty całego budynku, wyposażenia, utrzymania. Trochę tego jest. Bez tego jednak instytucja nie mogłaby normalnie funkcjonować. Nie ma tu żadnych ekstra dopłat.

A jeśli dla kogoś koszty unieważnienia małżeństwa są zdecydowanie za wysokie, czy może udać się do innej, mniejszej diecezji, gdzie są one niższe?

- Nie, jeśli osoba pozwana mieszka w Warszawie i ślub odbył się w Warszawie, to unieważnienie małżeństwa musi być przeprowadzone w Warszawie. Jednak para może poprosić trybunał o zmniejszenie tych kosztów, jeśli ma trudną sytuację materialną, chorych rodziców, rentę, niską emeryturę, bądź jest bezrobotna. Jeśli przedstawi odpowiednie dokumenty to poświadczające (zaświadczenie o zarobkach), trybunał umożliwi spłacenie takiego procesu w formie ratalnej, bądź też część umorzy. Zdarza się, że umarza nawet całość. Kościół nie może blokować uboższym dostępu do usług prawnych. Byłoby to niezgodne z jego istotą.

A jaka jest praktyka?

- Właśnie taka. Myślę jednak, że sporo osób nie wie o możliwości zmniejszenia kosztów sądowych procesu. Poza kosztami sądowymi, czyli tymi za pracę trybunału, mogą - ale nie muszą - być wliczane koszty honorarium prawnika. Prawnik może przecież jedynie zdalnie pomagać, może być pełnomocnikiem, a może być adwokatem w sprawie.

Wynajęcie adwokata jest już droższą sprawą?

- Tak. Najczęściej umawiamy się z klientami tak, że jesteśmy pod telefonem, albo mailem. Wiadomo, że taka usługa jest tańsza, bo nie trzeba nawet wychodzić z biura, żeby pomóc klientowi.

- Standardowa pomoc waha się od 1000 do nawet 5 tys. złotych, w zależności od stopnia skomplikowania sprawy i odległości od klienta. Wiadomo, że jeśli adwokat czy pełnomocnik jest z Warszawy, a trybunał mieści się w Szczecinie, to te koszty będą rosły proporcjonalnie do kosztów związanych z poświęconym czasem i przejazdami. Bardzo często potrzebna jest również opinia biegłego. Jest to koszt rzędu 300 - 400 złotych.

Uśredniając koszty unieważnienia małżeństwa i porównując je do kosztów rozwodu cywilnego wyłania nam się spora różnica... na niekorzyść stwierdzeń nieważności małżeństwa.

- W sumie za całość unieważnienia średnio płaci się od 8 tys. złotych. W przypadku rozwodu cywilnego koszty sądowe są znacznie niższe, jednak honoraria adwokatów są znacznie droższą sprawą.

Ale rozwód można przeprowadzić za porozumieniem stron, co znacznie zmniejsza koszt. To w przypadku procesu kościelnego nie jest możliwe.

- Zgadza się.

Wygląda to na całkiem niezły biznes dla Kościoła. Myśli pan, że z tego względu wcześniej niechętny Kościół coraz częściej unieważnia małżeństwa?

- Nie tyle chętniej, co częściej niż było to w jego historii, ale nie wiązałbym tego z działalnością komercyjną tej instytucji. Kościół od zawsze miał swoje sądownictwo, w które zaangażowanych jest ileś osób, potrzebne jest jakieś pomieszczenie, jakieś materiały piśmiennicze, jakiś komputer. To wszystko kosztuje.

Z tego, co wiem, struktura sądownicza Kościoła jest trochę mniej skomplikowana niż państwowa. Jak wyjaśnić fakt, że ponoszone przez oba te typy sądów koszty są podobne, a może nawet niższe w przypadku kościelnych, tymczasem różnice w kosztach ponoszonych przez ich klientów są tak duże?

- Nie mnie to oceniać. Jeśli natomiast chodzi o rosnącą liczbę rozwodów w Kościele, to proszę spojrzeć na ilość cywilnych rozwodów. Myślę, że oba zjawiska rosną proporcjonalnie i nic w tym dziwnego.

Jak długo trwa procedura unieważnienia małżeństwa?

- W obu instancjach cały proces trwa około półtora roku. Jednak na ogół przeciąga się to do dwóch, a nawet trzech lat.

Z czego to wynika?

- Przede wszystkim jest za dużo spraw, a za mało sądów. Jak już zauważyliśmy, popyt na usługi unieważnienia małżeństwa bardzo wzrósł. Kościół za tym nie nadąża. Inną kwestia jest to, jak zainteresowane strony się zachowują, czy same, bez profesjonalnej pomocy, umieją uczestniczyć w procesie. Często zapominają o terminach, nie stawiają się niepotrzebnie przeciągając sprawę. Dlatego dobrze jest, jak para ma jakiegoś pełnomocnika, który im przypomni, ewentualnie ponagli trybunał i przyspieszy sprawę. Stawianie oporów przez jedną ze stron również przedłuża proces.

Jakie są najczęstsze motywy unieważnień małżeństw w Kościele?

- Dwie często podawane przyczyny to alkoholizm i uzależnienie od matki. Co ciekawe, obie są oparte o ten sam kanon 1095 nr 3. A to wcale nie koniec wyliczanki potencjalnych motywów regulowanych przez ten konkretny ustęp prawa kanonicznego. Mieści się w nim wiele różnych zaburzeń psychicznych, co umożliwia jego niezwykle szeroką interpretację. W momencie, gdy mamy do czynienia z zaburzeniem czy chorobą psychiczną, która daje skutki, o których mówi kodeks prawa kanonicznego, możemy uznać je za słuszną podstawę, pozwalającą skierować sprawę do trybunału. Nie jestem biegłym, nie znam też wszystkich chorób, ale pewnie ta lista jest nieograniczona, stąd też ten kanon jest tak często wykorzystywany.

Zdrada? Kościół nakazuje ją wybaczać...

- Może być powodem unieważnienia małżeństwa, ale nie bezpośrednim. Gdy, na przykład, kobieta jest nimfomanką i zdradza męża nieustannie z różnymi partnerami, wtedy tak. Nie umie, nie może ona sprostać istotnym obowiązkom małżeńskim.

Nieskonsumowane małżeństwo jest dobrym powodem, aby zawrzeć jeszcze raz związek małżeński. Ale jak tego dowieść?

- Taką sprawę przeprowadza się w innym trybie. Nie jest to stwierdzenie nieważności małżeństwa, które odbywa się w procesie, ale dyspensa, czyli wyjątkowe pozwolenie na zawieszenie prawa do zawarcia małżeństwa jeszcze raz. Jest to podstawa, która pozwala ponownie zawrzeć małżeństwo z innym partnerem.

A jak w takiej sytuacji gromadzi się i analizuje materiał dowodowy? To jest sytuacja, jak mi się zdaje, trudna do udowodnienia.

- Bez wątpienia jest to jeden z najtrudniejszych przypadków. W takiej sytuacji powołuje się biegłego ginekologa, który stwierdzi brak błony dziewiczej.

Jednak brak błony o niczym jeszcze nie przesądza. Co dzieje się w sytuacji, gdy wstępująca w związek małżeński jedna ze stron jest osobą aseksualną, co okazuje się dopiero po ślubie. Wcześniej partnerowi to nie przeszkadzało, bo sam nie odczuwał zbyt dużej potrzeby seksualnej, ale w pewnym momencie zaczął i pojawił się problem.

- Wtedy powołuje się biegłego seksuologa czy psychologa, który po badaniach stwierdzi powód i będzie to przesłanka do postępowania, będziemy bliżej tej dyspensy. Jednak to nie wystarczy. Potrzebni będą świadkowie, którzy potwierdzą, że zachowanie pary wskazywało na coś takiego.

Ale para mogła być przecież czuła wobec siebie na co dzień.

- Proszę pamiętać, że zdarzają się sytuacje, gdy nawet obiektywnie rzecz biorąc małżeństwo mogło być nieważnie zawarte, albo mogło być nieskonsumowane, a my nie mamy na to dowodów. Jest przepis prawa kanonicznego, który mówi o tym, że istnieje prawne domniemanie ważności małżeństwa. Czyli jeżeli był ślub, kościół i suknia, wszystko było teoretycznie w porządku, wtedy uważamy takie małżeństwo za ważnie zawarte. A jeżeli jest domniemanie, to bez przeciwdowodu nie możemy udowodnić braku ważności. Musimy przedstawić dowody jasno potwierdzające tezę przeciwną. Jeżeli nic nie ma, to niestety, ale nie można pomóc. Ale na tym właśnie polega praca prawnika, by te dowody odszukał. Oczywiście, zdarzają się przypadki, kiedy nie ma na to najmniejszych szans.

Które sprawy o stwierdzenie nieważności są zatem ewidentne? Są takie?

- Wykluczenie posiadania potomstwa. Jest to coraz częstszy powód.

Czy to jest jednoznacznie z bezpłodnością?

- Nie, to działa w momencie, gdy jedna ze stron stwierdzi, że jednak nie chce mieć dzieci. Coraz częściej dotyczy to kobiet. Robią karierę, nie chcą, by ich figura się zmieniła, mąż przestał być dla nich atrakcyjny seksualnie, więc nie chcą ich ani urodzić, ani potem wychowywać, a poza tym, na przykład, nie lubią dzieci. Tłumaczenia w tym wypadku są najróżniejsze.

- Jeszcze łatwiejszym i częstszym do udowodnienia powodem jest pochwica (dysfunkcja seksualna polegająca na niezależnym od woli skurczu mięśni wokół wejścia do pochwy, co może powodować zamknięcie wejścia i niemożność odbycia stosunku płciowego - przyp. red.).

- Symulacja też jest dość częstym powodem. Najczęściej ma obecnie miejsce w momencie, gdy pojawia się nieplanowana ciąża i jest presja rodziny, środowiska na zawarcie małżeństwa. Polega na tym, że najczęściej kobieta, przed ołtarzem mówi "tak", a w głębi duszy myśli "nie", czyli składa oświadczenie niezgodne z rzeczywistością, symuluje. Czasem może się to również wiązać z przymusem lub strachem, które w określonych formach również są podstawami prawnymi do ubiegania się o rozpoczęcie procesu.

Problem głównie nastoletnich ciąż?

- Dokładnie tak. Tak naprawdę każda podstawa może być skuteczna, ale tu wracamy do kwestii dowodowych. Jeśli ich nie ma, albo są niepełne, niejasne, to wtedy jest duża trudność.

Czy zanim rozpocznie się postępowanie w danej sprawie, para zawsze kierowana jest do poradni, powiedzmy, małżeńskiej?

- Tak, oczywiście, ja staram się to zalecać.

Ale czy takie są wytyczne Kościoła?

- Nie, choć myślę, że jest to podyktowane etyką i dobrą praktyką prawnika-kanonisty. Ale nie zawsze się tak postępuje. Jeśli moimi klientami jest para, która od dziesięciu lat jest po rozwodzie cywilnym i po obu stronach są nowe związki, a nawet dzieci, to kierowanie ich na terapię nie jest zasadne.

- Są jednak wyjątkowe sprawy, kiedy para rozstała się tydzień, pół roku, albo rok po zawarciu małżeństwa. Wtedy jest to jak najbardziej uzasadnione. Decyzja jednak należy do małżonków. Ja formalnie nie mogę nikomu niczego nakazać.

Czyli sąd nie wymaga zaświadczenia o próbie ratowania związku, ale zapewne para lepiej wygląda przed nim po podjęciu takiej próby?

- Owszem. Zresztą sędzia zawsze pyta czy jest możliwe pogodzenie. I wiadomo, że jeśli była podjęta próba i się nie udało, to jest już mocniejszy argument na rzecz unieważnienia małżeństwa.

Zapewne są pary, którym tak bardzo zależy na unieważnieniu małżeństwa, że zrobią wszystko, by je uzyskać. Ludzie zdeterminowani do tego, by się "rozwieść" w Kościele znajdą powód. Uda im się pewnie również namówić świadków. Mijanie się w zeznaniach z prawdą nie jest chyba sporadyczne?

- Nie ukrywam, zdarzają się takie sprawy. Ale trybunał podejmuje też działania, by uniknąć takich sytuacji. Świadek, na przykład, musi złożyć przysięgę przed Bogiem.

Świadek musi być wierzący?

- Nie. Może to być każda osoba, zarówno ateista, jak też osoba wyznająca inną religię (innowierca też składa przysięgę, tylko zgodną ze swoim wyznaniem - red.). Jednak ich zeznania w sprawie mogą być inaczej traktowane. Zeznania osoby niewierzącej mają mniejszą wartość dowodową w sądzie. Ważniejsze od wyznania świadka jest jednak to, czy świadek uzyskał wiedzę od jednej ze stron w sprawie, czy np. widział coś na własne oczy. Jeśli dowiedział się od strony, wartość jego zeznania jest również mniejsza. Czyli, jeśli żona powie siostrze: "on mnie zdradzał", a siostra to zezna, wtedy nie jest to zeznanie wystarczające dla sądu. Co innego, gdyby widziała męża swojej siostry z inną kobietą w niejednoznacznej sytuacji. Liczba świadków też nie jest bez znaczenia. Standardem są 3-4 osoby. Poza tym sąd powołuje biegłych i to nie są pierwsi lepsi lekarze. Każdy trybunał prowadzi listę biegłych, którzy są mocno selekcjonowani. Nie dość, że doskonale znają się na własnym fachu, to są osobami wierzącymi.

- Na pewno była niejedna sprawa, gdzie trybunał się pomylił, bo nie było podstaw, a stwierdzono nieważność małżeństwa, jednak zostały mu przedstawione takie, a nie inne dowody w sprawie. Ludzie oszukują na każdej płaszczyźnie i nie do końca da się coś z tym zrobić. Jako, że jest to postępowanie kościelne, oparte na wierze, muszą się oni liczyć z faktem, że kiedyś zostaną rozliczeni, ale przed innym sądem, najwyższej instancji.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: unieważnienie | małżeństwa | trybunał | Kościół
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy