Uroda - kat społeczny

Kiedy zapytano Eleanor Roosevelt, czy jest coś, czego żałuje, odpowiedziała: żałuję, że nie jestem ładniejsza. Casanova dobrze wiedział, że "uroda to weksel honorowany na całym świecie za okazaniem". Czy rzeczywiście ładni mają lepiej? Zastanawialiśmy się nad tym wspólnie z prof. Zbigniewem Nęckim, psychologiem społecznym, autorem książki "Atrakcyjność wzajemna".

prof. Zbigniew Nęcki
prof. Zbigniew NęckiINTERIA.PL

Prof. Zbigniew Nęcki: - Nieustannie patrzymy na ludzi i na siebie pod kątem tego, jak atrakcyjni jesteśmy fizycznie. Co to jest uroda? To jest dobre pytanie. We współczesnej kulturze odpowiedź jest brutalnie prosta: szczupłość. Pierwsza cecha ludzi atrakcyjnych fizycznie to brak nadwagi. Mamy taką ogólnospołeczną chorobę, która polega na tym, że aż 90 proc. narodu chce się odchudzać, a firmy, które robią różnego rodzaju medykamenty na odchudzanie, rozkwitają jak pączki w maśle. Zdumiewająca sprawa, jak bardzo ta cecha zdominowała nasze myślenie o fizycznej atrakcyjności. Wydaje mi się, że jest to mocna przesada. Zawsze było tak, że byli ludzie chudsi, średni i ci bardziej okrągli, puszyści i było ładnie. Było różnie na tym świecie.

Bo teraz media i reklamy promują ten "modny" typ urody... Pytanie, czy to nie przybiera rozmiarów jakieś zbiorowej choroby? Histerii? Jakie zagrożenia niesie za sobą bezkrytyczna pogoń za medialnym ideałem piękna?

- On się stał pewnym katem społecznego myślenia o sobie i w tym sensie jest to sukces mediów. Faworyzowanie szczupłych modelek, aktorek, prowadzi do tego, że kobiety je naśladują, mężczyźni naśladują kobiety i wszyscy zaczynamy przejmować się nawet drobniutkimi nadmiarami tłuszczyku czy też skokami wagi. Chciałbym, żebyśmy przyhamowali z tym, bo to od strony psychologii to jest destrukcja. To powoduje niepotrzebne stresy, napięcia, nerwy. A przecież można się polubić... Oczywiście są granice - czasami otyłość jest spowodowana chorobą, jak w przypadku chociażby cukrzyków. Ale żeby całe społeczeństwo miało psychiczny problem z wagą, to jest nic innego niż współczesne formatowanie umysłów przez media. Mam nadzieję, że to kiedyś przejdzie i wróci do łask Rubens z jego wykwintnym i pięknym modelem ciała bogatego.

Wśród wyznaczników urody mamy, póki co, szczupłość...

- Ale nie tylko. U mężczyzn ważniejszą cechą niż szczupłość jest wzrost. Jest to o tyle trudniejsze, że nie zależy od człowieka, ale od genetyki, środowiska, sytuacji życiowej... Wyższym mężczyznom żyje się jednak lepiej, a zarabiają - i tego im zazdroszczę - o około 20 proc. więcej niż mężczyźni niżsi. Granica to metr osiemdziesiąt.

Osoby urodziwe znacznie łatwiej zdobywają pracę, są rzadziej zwalniane, łatwiej zyskują sympatię. Ludzie są zwykle przekonani, że osoby ładne są inteligentniejsze i szczęśliwsze niż brzydkie... Piękno kojarzone jest także z dobrem.

- Podzielmy rzeczy na dwa poziomy. Jeden poziom to jest poziom stereotypów, a drugi poziom to jest poziom faktów. W stereotypach, co piękne to lepsze. Jednak mierząc dokładnie wskaźnik urody i wskaźnik inteligencji otrzymujemy stale rozczarowujące wyniki. Czyli korelacji nie ma. Zarówno ładni mogą być mądrzy, jak i brzydcy. Podobnie głupota równie często trafia się u mało atrakcyjnych, jak i bardzo atrakcyjnych. Obiektywnie rzecz biorąc, związku między urodą a inteligencją nie ma.

- Jest za to korelacja między urodą a samooceną. Ludzie ładni oceniają się dużo wyżej niż ludzie nieatrakcyjni. Jest również korelacja między neurotyzmem, a urodą. Kobiety ładne są dużo pewniejsze niż kobiety mniej atrakcyjne i mniej urodziwe. Te drugie są bardziej neurotyczne, bardziej podatne na lęki, niepewność, wycofanie z kontaktów społecznych. Funkcjonują gorzej, gorzej się czują. To hasło: "tylko uroda fizyczna źródłem sukcesu" stało się dla nich pewną "przesłanką poniżającą". Tymczasem uroda staje się źródłem sukcesu matrymonialnego, materialnego i zawodowego. Jakkolwiek ma to swoje granice. Bardzo ładne dziewczyny zaczynają budować dystans, a my mężczyźni uważamy, że są dla nas nieosiągalne. Wobec tego z góry ich unikamy. I w rezultacie ta najpiękniejsza zostaje na pastwę psychopaty, który się niczym nie przejmuje...

Czyżby to oznaczało, że najlepiej być przeciętnym?

- Lekko ponadprzeciętnym. To jest idealna pozycja, jeśli chodzi o atrakcyjność. Bo z atrakcyjnością fizyczną łączą się cechy emocjonalne i społeczne, a nie intelektualne. Czyli ten intelekt jest rozłożony bardzo różnie. Słynny problem: czy biust kobiecy koreluje odwrotnie proporcjonalnie do jej inteligencji. Mamy stereotyp, że im większy biust, tym niższa inteligencja. Długo w to wierzyliśmy, a przysięgam, że naukowo to zbadano i okazało się, że tak prostej korelacji nie ma. Podobnie jak słynny problem atrakcyjności seksualnej a wielkość nosa.

Lub samochód jako przedłużenie męskości...

- Tak, albo samochód i seks... Tego rodzaju wszystkie zewnętrzne wskaźniki, działania są zabawą kawiarnianą, są przyjemną ploteczką, sprawą do pogadania, ale konkretnie, rzeczowo i dokładnie nie możemy w żadnym wypadku z tym się godzić.

Czyli wracamy do stereotypów...

- Siedzimy w całej masie stereotypów. Podstawowy stereotyp: piękne jest dobre, brzmi bardzo przekonująco. Pięknym osobom przypisujemy moralnie wyższe cechy. Są szlachetniejsze, wrażliwsze, lepsze... A to także nie jest prawda w sensie naukowym. Osoby bardzo przyzwoicie wyglądające mogą być bardzo nieprzyzwoite w zachowaniu i to nam nie pasuje, bo to jest dysonans poznawczy. I na tym te stereotypy wiszą... że my chcemy, żeby wszystko do wszystkiego pasowało. Jak ktoś jest nauczycielem, to ma być niepijący, szlachetny i dobry. A tymczasem w środowisku nauczycielskim bywa różnie.

- Jeżeli ktoś jest przestępcą, to ma być brzydki, ohydny, prymitywny, a tymczasem to nieprawda, bo zdarzają się bardzo bystrzy przestępcy, bardzo przebiegli i znakomicie wyglądający, królowie salonów. My jednak nie męczymy się z tymi złożonymi problemami, tylko upraszczamy i mówimy: piękny znaczy dobry, brzydki znaczy zły. I tak np. nauczyciele, ulegając tym stereotypom, dają wyższe oceny ładnym uczniom. Brzydcy uczniowie mają za to większe prawdopodobieństwo, że dostaną się do grupy, która się nazywa "nieudani, trudni, nieprzystosowani". I tu się zaczyna sprzężenie zwrotne. Osoba, która jest nieatrakcyjna fizycznie, jest gorzej traktowana w szkole zarówno przez nauczycieli, jak i rówieśników, przez co staje się bardziej aspołeczna, odsunięta i w efekcie staje się gorszym uczestnikiem naszego spontanicznego życia.

Czy to nie prowadzi do tego, że ładnym wolno więcej?

- A właśnie... Ładnym należy się więcej. Ładny, jak coś przeskrobie, zawali, to się mu mówi: nie szkodzi. Usprawiedliwiamy go sytuacją. Jeżeli brzydki zrobi coś brzydkiego, to mówimy: z gęby widać, że będą z nim problemy. To jest bardzo silny mechanizm. Badałem ostatnio taki problem: sąd i kary nad przestępcami, a główną zmienną była uroda przestępców. Czyli na jakie wyroki są skazywani ludzie w zależności nie od tego, jaki czyn popełnili, ale jak wyglądają. I co się okazało? Zgodnie z tym, o czym mówimy, ładnych skazywano na mniejsze wyroki, a jeśli chodzi o ładne kobiety, to nawet nie na więzienie, tylko na kary zastępcze... Wyszło to już w badaniach pół wieku temu. Mamy rok 2012 i korelacje wciąż są wstrząsająco proste: im ładniejszy przestępca, tym krótszy wyrok dostanie. A więc ładnym pozwalamy na więcej. A jak jesteś mniej atrakcyjny, to uważaj, bo cię znajdziemy i jak tylko coś przeskrobiesz, to zostaniesz z tego starannie rozliczony.

Ale nie jest też tak, że dochodzimy w pewnym momencie do takiej granicy, że ładny musi udowodnić, a nawet udowadniać cały czas, że pod tą zewnętrzną, atrakcyjną powłoką kryje się coś więcej. W myśl zasady: "komu wiele jest dane, od tego wiele się wymaga..."?

- To byłoby bardzo sprawiedliwe. Niestety, tak się nie dzieje. Dotyczy to głównie kobiet, bo u mężczyzn ta uroda gra zdecydowanie mniejszą rolę. U kobiet jest bardzo ważna. Ładne dziewczyny, w ogóle kobiety muszą więcej wykazywać, żeby uzyskać tę samą ocenę. Jeśli jesteś ładna i realizujesz pewien zakres zadań, to jesteś oceniana wyżej niż ten sam standard robiony przez mniej atrakcyjną dziewczynę. Nie ma rozliczenia tego, że oczekujemy od ładnej lepszych wyników. Jest raczej przeświadczenie o jej wyjątkowości. Jeżeli ładna zawodzi, to widocznie miała zły dzień, źle zadanie zostało dobrane, to się już na pewno nie powtórzy... Usprawiedliwiamy takie osoby. Mają fory. I nie tylko na początku, ale także później, nawet po 20 latach. Podobnie jest w małżeństwie... Bardzo bym chciał, żebyśmy dbali o wygląd fizyczny także w prywatnych kontaktach, z żoną, z mężem... Te słynne papiloty i kalesony w domu... To też wpływa na nasze wzajemne postawy. Owo znużenie partnerem, partnerką wynika właśnie z tej swojskości i zaniedbania, z nadmiaru "flejowatości" w warunkach domowych. Morał z tego jest taki, że wygląd fizyczny zarówno w pracy, jak i w domu gra wielką rolę.

A co z politykami?

- W polityce wybory powinny zależeć od wartości intelektualnej, systemu wartości polityków, programów partyjnych i działań. Tak powinno być. Wygrywać powinien ten, kto ma lepszy program społeczny dla kraju, dla otoczenia. Byłoby cudownie, gdyby tak było, ale... rzeczywistość jest taka, że wygrywają politycy tacy, którzy się bardziej podobają wyborcom. Są bardziej eleganccy, smuklejsi, męscy, ładniejsi - szczególnie w przypadku kobiet...

Dlatego partie promują przed wyborami piękne, młode panie...

- Co ładniejsze wystawiają na przynętę... Ale i sami zaczynają o siebie dbać. Kwaśniewski przed każdymi wyborami chudnie mniej więcej o 10 kilo. To jest niezły wynik.

Pamiętam wybory prezydenckie, kiedy w drugiej turze znaleźli się Wałęsa i Kwaśniewski. Słyszałam wtedy głosy wielu kobiet, które mówiły: nie znam się na polityce, ale zagłosuję na Kwaśniewskiego, bo jest przystojniejszy...

- To mówi cała masa kobiet... Efekt jest taki, że np. w wyborach amerykańskich od początku tylko dwa razy wygrał kandydat "krótszy" - mówię o długości ciała. A tak każdorazowo wygrywa wyższy. Wolimy, żeby polityk wyglądał elegancko i dobrze, a nie byle jak.

Mamy zatem ładnych w życiu, w domu, w polityce...

- ... i wśród autorytetów. Wygląd fizyczny a opinia np. na temat lekarzy, księży czy innych ludzi, którzy pełnią określone funkcje społeczne, także potwierdza regułę, o której mówiliśmy: wygląd zewnętrzny wpływa na to, czy przypisujemy komuś autorytet, czy nie. Im bardziej stosownie do roli człowiek wygląda, tym jest bardziej szanowany. A co to znaczy stosownie do roli? To znaczy, że jeżeli jesteś lekarzem, to ubieraj się porządnie, przyzwoicie; jeżeli jesteś muzykiem to masz swobodę i pozwolenie na szaleństwo; jeśli jesteś informatykiem masz nosić długi, wyciągnięty sweter; jeżeli jesteś żeglarzem, to noś paski... I wtedy jest w porządku. Jeżeli dana osoba pasuje do stereotypu wyglądu danej grupy, to jest cudownie. Jeżeli to negujesz, masz kłopoty.

- Był na przykład ksiądz z długimi włosami. I okazuje się, że miał duży problem z autorytetem w swojej parafii, bo przecież osoba duchowna ma wyglądać "po bożemu". I nikt nie chciał chodzić do niego do spowiedzi... Nawet argument, że Jezus też miał długie włosy, nie pomógł. Łamał stereotyp. Bo my możemy łamać stereotypy, ale... nie bezkarnie. Możesz wyglądać, jak chcesz: i frywolnie i wesoło, kimkolwiek jesteś, ale pamiętaj, że ludzie na to patrzą, oceniają i reagują. Żona mojego zmarłego kolegi przyszła na jego pogrzeb w kwiatkach... Zrobiła, co chciała. Może była w szoku... ale od tej pory nikt się z nią nie zadaje. Czyli sankcja społeczna jest. Jeżeli łamiesz konwencje wyglądu zewnętrznego, to ryzykujesz to, że zostaniesz oceniony bardzo negatywnie i możesz zostać wykluczony. Musimy zatem na to uważać.

Podsumowując: ładni mają lepiej, a światem rządzą stereotypy i konwencje...

- Czy jesteś studentem, czy profesorem, nauczycielem, czy policjantem, pamiętaj - jak cię widzą, tak cię piszą. Dbajmy zatem o wygląd zewnętrzny.

Rozmawiała Dominika Rzepka, INTERIA .TV

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas