Dlaczego Android osiągnął sukces i co stało się z Symbianem?
Parę lat temu najchętniej wybieranym systemem operacyjnym był Symbian. Pracowały na nim tysiące urządzeń, od palmtopów, przez telefony klasyczne, aż po smartfony. Początkowo wspierały go głównie urządzenia Motoroli, Sony Ericssona i Nokii, stając się w końcu wyłączną własnością tego ostatniego. O jego popularności świadczy fakt, że w 2009 roku Symbian zasilał parę milionów urządzeń, co na tamte czasy było miażdżącym sukcesem. Co się jednak stało, że dziś funkcję przodownika stara pełni nie on, a zielony robot od Google?
Od 2002 do 2009 roku Symbian z powodzeniem stosowany był w telefonach z klawiaturami numerycznymi. Widząc sukces pierwszego iPhone’a, w 2009 roku postanowiono przesiąść się na telefony dotykowe. I to niestety one pogrążyły markę, chociaż w tym czasie Google mogło tylko pomarzyć o tak rozwiniętym oprogramowaniu. Chociaż firma również w 2009 roku wypuściła HTC Dream (Era G1) zasilanego przez Androida, ten do urządzeń z Symbianem się nawet nie umywał.
Android jednak szybko zaczął rosnąć w siłę, a Symbian borykał się z wieloma problemami technicznymi. Interfejs był tam ciągle zbyt mało przejrzysty, a grafiki brzydkie. To jednak na tym systemie mogliśmy pograć w pierwsze bardziej zaawansowane gry. Niestety, nie wykorzystano drzemiącego w Symbianie potencjału. Oczywistym stało się, że oprogramowanie od Google szybko stanie marce na drodze i powalczy o zainteresowanie użytkowników.
Niestety Nokia, zamiast budować poczucie odrębności, wyższości - i zaproponować jaką alternatywę, szybko poszła w ślady Google. Dodano do systemu interaktywne pulpity, wprowadzono podobnego docka do tego z Androida. Fiński koncern zaczął się bardzo upodabniać do zielonego robota. Nie poradził też sobie z konkurencyjnością aplikacji - producentom zaczęło się bardziej opłacać tworzyć programy na Androida, który zyskiwał coraz większą popularność. Lawiny nie udało się zatrzymać, nawet ratując się nową, odmienioną wersją systemu.
Android wprowadził widżety, na bieżąco aktualizował swoje oprogramowanie i dodając wiele przydatnych funkcji. Wszyscy zaczęli już zapominać, że to Symbian wprowadził jako pierwszy do telefonów WebKit - pozwalający z łatwością przeglądać strony internetowe. Z prawdziwie mobilnym dostępem do internetu został już kojarzony być głównie Android i iOS. Nokia musiała coś wymyślić, ponieważ jej akcje spadały, a konkurencja z rynku stopniowo ich wypychała. Aż chciałoby się powiedzieć, że z problemu uciekli oknem - Microsoftu.
Pierwsze wersje systemu nie miały znanych dzisiaj (i niekoniecznie lubianych) kafelków. System dużo nie różnił się tak naprawdę od Symbiana - i spokojnie w tę stronę można było swoje kroki kierować. Microsoft poszedł jednak w inną stronę - a Nokia zyskując bogatszego sojusznika całkowicie się jego woli poddawała. Symbian stopniowo odchodził w niebyt - skończyły się aktualizacje, przestano produkować telefony z jego silnikiem, zakończono też wsparcie od producenta. Tym samym Nokia dała Androidowi wymarzoną wręcz możliwość absolutnego przejęcia rynku. Tak też się stało.
Google daną szansę wykorzystało. Brak olbrzymiego rywala pozwolił firmie na bardzo szybki rozwój swojej platformy. Dużą zasługę w jego rozpowszechnianiu mieli też użytkownicy, którzy nową platformę przyjęli bardzo ciepło. Pojawiły się więc szybko modyfikacje, które pomogły Androida rozpowszechnić. Oparcie systemu o jądro Linuxa było świetnym rozwiązaniem. Dzięki udostępnionemu kodowi źródłowemu i przyzwoleniu na jego dowolne wykorzystywanie zielony robot stał się najczęściej wybieranym systemem na świecie.
Kto wie, być może inne decyzje Nokii sprawiłyby, że świat urządzeń mobilnych wyglądałby dzisiaj zupełnie inaczej. Może za sprawą popularności Androida stały także duże pieniądze przeznaczone na sprawnie działający marketing. Jedno jest pewne - wejście w umowę z Microsoftem nie było najlepszym pomysłem. Nokia planowała już wielokrotnie się z tego mariażu wycofać, wydając parę modeli opartych na Androidzie. Być może teraz, po sprzedaniu Lumii do Microsoftu, Nokia szykuje się do spektakularnego comebacku?
Jędrzej Markiewicz