Norylsk - Rosjanie tuszują prawdę o kolejnych katastrofach

Miesiąc po wycieku oleju w Norylsku, sytuacja w tym regionie Rosji nie wygląda dobrze. Rosyjski gigant Nornickel, zajmujący się wydobyciem niklu i palladu, miał spowodować kolejną katastrofę ekologiczną. Firma należąca do oligarchy powiązanego z Kremlem, pompowała wysoce toksyczne ścieki do tundry.

Prowizoryczna tama na rzece po tym, jak rozpoczął się wyciek oleju
Prowizoryczna tama na rzece po tym, jak rozpoczął się wyciek olejuAFP

Norylsk to najbardziej wysunięte na północ centrum przemysłowe na świecie. Syberyjskie miasto kilkukrotnie było w centrum uwagi ze względu na problemy związane z zanieczyszczeniem środowiska. Teraz pojawiły się informacje, że gigant wydobywczy - Nornickel - jest odpowiedzialny za dwie kolejne katastrofy ekologiczne. Co gorsza, próbował je ukryć.

Nornickel jest jednym z największych rosyjskich eksporterów zasobów naturalnych. Firma, która ma kluczowe znaczenie dla rosyjskiej gospodarki, jest zarządzana przez miliardera Władimira Potanina. Jest on blisko związany z Kremlem.

Putin: Stan wyjątkowy

29 maja ponad 20 000 ton oleju napędowego wyciekło z magazynu elektrowni należącego do firmy. Paliwo przedostało się do gleby i pobliskich rzek, zanieczyszczając delikatny ekosystem regionu. Przez kilka dni Nornickel i lokalne władze próbowały ukryć lub zlekceważyć ten incydent.

Podczas wideokonferencji przeprowadzonej 3 czerwca, rosyjski prezydent Władimir Putin ostatecznie opisał sytuację jako stan wyjątkowy o zasięgu krajowy. Ministerstwo Sytuacji Nadzwyczajnych wysłało swoich przedstawicieli do Norylska, aby pomogli zażegnać kryzys. W kolejnej wideokonferencji, Władimir Potanin obiecał, że jego firma pokryte koszty sprzątania. Szacuje się, że chodzi o kwotę 127 milionów euro.

Od tego czasu rosyjskie media regularnie donosiły, że poczyniono znaczne postępy w oczyszczaniu środowiska. Ekolodzy podkreślali jednak, że przyroda po tego typu wypadkach odradza się latami.

Kolejna katastrofa?

Niestety, miesiąc po pierwszej katastrofie, pojawiły się doniesienia o kolejnym poważnym incydencie. 28 czerwca poinformowano, że ścieki zawierające toksyczne pierwiastki zostały wypompowane prosto do tundry. Według niezależnego moskiewskiego dziennika "Novaya Gazeta", który zbadał sprawę z pomocą lokalnych działaczy Greenpeace i byłego personelu rosyjskiej agencji ochrony środowiska - Wasilija Ryabinina - woda była zanieczyszczona metalami ciężkimi i kwasem siarkowym.

Od tego czasu Nornickel potwierdził incydent, twierdząc jednak, że ścieki rozlały się nad krawędzią zbiornika wodnego z powodu silnych opadów deszczu. Wyciek został zatrzymany, a nadmiar wody przepompowano do "sąsiedniego obszaru".

Pracownicy firmy petrochemicznej wypompowują zanieczyszczającą rzekę olej
Pracownicy firmy petrochemicznej wypompowują zanieczyszczającą rzekę olejAFP

Ekolodzy i dziennikarze kwestionują tę wersję wydarzeń. Ryabinin, który wysłał list do prezydenta Putina, szczegółowo opisujący rozmiar zanieczyszczeń, powiedział, że odwiedził osadę z reporterem "Novaya Gazeta" 20 czerwca. Wcześniej zauważył w Google Maps, że lokalne jeziora nabrały nienaturalnego odcienia. Wysłał więc drona na ten obszar i dostrzegł dwa węże wypompowujące wodę z niziny. Osiem dni później działacze udali się w to miejsce. Znaleźli wspomniane węże i wykryli silny chemiczny zapach wydobywający się z wody wypompowanej do otoczenia. Dostrzeżono umierające rośliny. Szybko pojawili się pracownicy Nornickel i zdemontowali instalację.

Aktywiści obawiają się, że toksyczne ścieki mogą trafić do jeziora Piasino i rzek, które do niego wpływają. Siergiej Mitrochin z rosyjskiej partii politycznej Jabłoko chciał lecieć do Moskwy w celu analizy sytuacji. Na lotnisku w Norylsku nie pozwolono mu jednak zabrać próbek gleby i wody na pokład, tłumacząc, że potrzebuje na to zgody Nornickela.

Stowarzyszenie niezależnych rosyjskich mediów - Syndicate 100 - zażądało od władz rosyjskich przywrócenia kontroli nad regionem Norylska. Tego samego dnia doszło do poważnego pożaru na wysypisku śmieci, zaledwie 5 km od Norylska. Zawierający odpady przemysłowe obszar o powierzchni 1000 m2 stanął w płomieniach, wytwarzając gęste chmury dymu. Państwowa agencja informacyjna TASS poinformowana, że pożar został ugaszony. Władze stwierdziły, że poziomy toksycznych substancji w powietrzu nie przekroczyły dozwolonych limitów.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas