​Tajemniczy medyczny przypadek "Toksycznej Pani"

Śmierć Glorii Ramirez jest jednym z najbardziej tajemniczych przypadków medycznych ostatnich dziesięcioleci.

W 1994 r. 31-letnia kobieta została przewieziona do szpitala w Kalifornii. W ciągu kilku godzin personel medyczny, który miał z nią kontakt, zapadł na ciężką chorobę. Większość z nich cierpiała na skurcze mięśni, konwulsje i omdlenia. Wielu z nich musiało zostać hospitalizowanych. Okrzyknięta przez media "Toksyczną Panią", sprawa wciąż pozostaje przedmiotem dyskusji w środowisku naukowym, ale przez lata wysunięto kilka różnych teorii. 

Ramirez, która w tamtym czasie była w trakcie leczenia późnego stadium raka szyjki macicy, została przewieziona do Riverside General Hospital wieczorem 19 lutego 1994 r. Po przybyciu do szpitala doznała zatrzymania akcji serca, według raportu "New York Times" z 22 lutego 1994 roku (ten artykuł fałszywie podaje, że była leczona na raka jajnika, ale wszystkie późniejsze raporty mówią, że miała raka szyjki macicy).

Sprawy przybrały niezwykły obrót, gdy pielęgniarka wykonała pacjentce rutynowe badanie krwi. Wkrótce po pobraniu krwi odnotowano, że w pomieszczeniu zaczął unosić się silny zapach amoniaku. Lekarze zauważyli również, że próbka krwi nabrała niezwykłego wyglądu, jakby zawierała białe kryształki.  

Pojawienie się tych osobliwych czynników spowodowało, że wielu pracowników medycznych zaczęło odczuwać ostre dolegliwości, cierpiąc na szereg objawów, w tym omdlenia, konwulsje, trudności w oddychaniu i wymioty. Liczba osób dotkniętych chorobą różni się w zależności od raportu, ale "New York Times" podał w lutym 1994 r., że sześciu członków personelu szpitala zostało hospitalizowanych, a u jednego z lekarzy wystąpiły ostre problemy z krążeniem. "Discover Magazine" doniósł w 1995 r., że w sumie 23 z 37 pracowników pogotowia doświadczyło przynajmniej jednego symptomu. Około 20:30 tego wieczoru, szpital zdecydował się ewakuować swoją izbę przyjęć, lecząc pacjentów na parkingu, podczas gdy pracownicy ubrani w kombinezony HAZMAT badali powietrze w izbie przyjęć.

Ramirez zmarła później tej samej nocy. Raport koronera z końca kwietnia 1994 r. ujawnił, że do śmierci doszło z powodu niewydolności nerek spowodowanej rakiem szyjki macicy.

Ale tajemnicza choroba, na którą zapadł personel medyczny, pozostawała zagadką. Pierwsze doniesienia mediów sugerowały, że pielęgniarki i lekarze zatruli się szkodliwymi oparami, które wydzielały się z ciała umierającej kobiety. Rzeczywiście, wiele z objawów przypominało zatrucie estrami fosforanowymi - klasą chemikaliów stosowanych zarówno w pestycydach, jak i broni chemicznej. 

Reklama

Rodzina Ramirez była innego zdania, twierdząc, że misterna historia o oparach była po prostu tuszowaniem sprawy przez szpital. Niezwykły układ okoliczności towarzyszących jej śmierci doprowadził ich do przekonania, że personel medyczny popełnił jakiś błąd i próbował zrzucić winę na pacjenta. Inni podejrzewali, że może to być niezwykły przypadek masowej histerii, zjawiska, w którym grupy doświadczają podobnych objawów psychicznych lub fizycznych w odpowiedzi na zagrożenie, rzeczywiste lub nie.

Autopsja ciała Ramireza i badania w szpitalu nie wyjaśniły wielu niejasności, nie ujawniając obecności estrów fosforanowych ani innych podejrzanych środków. 
Jedna z grup naukowców zbadała sprawę w 1997 r. i doszła do mało prawdopodobnego, choć całkowicie możliwego wyjaśnienia. Badacze z Lawrence Livermore National Laboratory - laboratorium znanego z rozwoju broni nuklearnej - opisali długą i skomplikowaną reakcję łańcuchową, która mogłaby wyjaśnić tajemniczy atak choroby zaobserwowany tamtej nocy. 

Spekulują oni, że Ramirez mogła używać dimetylosulfotleneku (DMSO) jako domowej roboty środka przeciwbólowego. Ta substancja mogła wejść w reakcję z tlenem podawanym przez lekarzy, tworząc metylosulfonylometan. Ta substancja chemiczna krystalizuje się w temperaturze pokojowej, co może wyjaśniać, dlaczego w próbce krwi zaobserwowano kryształy. Wstrząsy elektryczne wywołane defibrylacją mogły następnie przekształcić metylosulfonylometan w siarczan dimetylu, silnie trujący i żrący gaz. To zagmatwane wyjaśnienie, ale klarownie opisuje zaobserwowane objawy. Sprawa wciąż jednak jest uważana za niewyjaśnioną.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przypadek medyczny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy