Najgorsze i najgłupsze aplikacje na Androida, czyli potworki z Google Play
Wśród milionów aplikacji dostępnych do pobrania nietrudno natknąć się na całkiem użyteczne programy, lub przynajmniej interesujące gry czy inne ciekawostki. Zwiększanie produktywności, wygody czy dostarczanie rozrywki zostawmy jednak na inny raz. Tym razem rzućmy okiem na największe barachło, jakie widział Google Play. Android płakał, jak te apki były instalowane.
Spis treści:
Najgorsze apki z Google Play
Mając do dyspozycji tak ogromny sklep, jakim jest Google Play, można z ogromną łatwością trafić na cyfrowe śmieci w postaci niedziałających aplikacji. Gdy program jest zbugowany lub źle zoptymalizowany to jeszcze nic - da się to przecież ogarnąć aktualizacjami. Co, jednak gdy został on kompletnie popsuty (celowo czy też nie) na etapie samego pomysłu i realizacji?
Sprawdźmy, które programy zasłużyły na miano najgłupszych i najgorszych aplikacji na Androida. Niektóre mogą być nawet zabawne, inne zaś wywołają u nas bolesny skręt w okolicach brzucha - wszystko z powodu zażenowania. Cóż, łatwo nie będzie, ale sprawdźmy to.
S.M.T.H. - tego nie rób z flagowcem
Zacznijmy od gry, bo S.M.T.H. (Send me to Heaven) jest aplikacją mocno skupioną na rywalizacji i przekraczaniu kolejnych barier. Rozgrywka jest banalnie prosta, chodzi o zdobycie większej liczby punktów, które stanowią ekwiwalent przebytej odległości. Nie chodzi jednak o bieg, marsz czy też skok. Niestety.
Celem S.M.T.H. jest rzucenie swoim smartfonem w górę jak najdalej tylko się da. Podrzucenie urządzenia na kilkanaście centymetrów (np. w kontrolowanych warunkach nad łóżkiem) nie jawi się jako karkołomne zadanie. Gorzej, gdy chcemy być najlepsi. Wówczas konieczny będzie zamach, kilkunastometrowy lot i modlitwa, aby udało się telefon złapać.
Jak łatwo się domyślić, niejeden śmiałek cisnął swoim urządzeniem w powietrze tak mocno, że jedynym amortyzatorem upadku mógł być beton. Nie róbcie tego w domu. Ani też nigdzie indziej, bo to kompletnie bez sensu.
Die with me - spędźmy tę chwilę razem
Nieważne, w jaki sposób chcielibyście spędzić swoje ostatnie chwile w ziemskim uniwersum - w tej aplikacji chodzi o smartfon, a konkretniej o taki, którego bateria powoli się kończy. Co robicie, gdy poziom naładowania ogniwa spada do zaledwie kilku procent? Wertujecie na szybko hasła w przeglądarce, których nie zdążyliście sprawdzić wcześniej?
Dzięki Die with me można połączyć się na czacie z osobą, której telefon również wyzionie za moment ducha. Gdy poziom naładowania urządzenia spada do 15%, aplikacja uruchamia się i tworzy wspólny czas z inną osobą w tej samej sytuacji, dzięki czemu możemy wspólnie doczekać końca żywota naszego telefonu - do momentu podłączenia do ładowarki, oczywiście. Może nie jest to najgorsza aplikacja, jednak z całą pewnością spełnia wymogi “dziwnych".
RunPee, czyli coś dla kinomaniaków
Teraz czas na aplikację, która jest tak absurdalnie nietypowa, że niekoniecznie chcielibyście się nią chwalić w towarzystwie - no chyba, że będzie to ekipa naprawdę dobrych znajomych. Chodzi o RunPee, czyli swego rodzaju zbiór najnowszych kinowych premier. W żadnym wypadku nie chodzi jednak o rankingi czy recenzje dzieł z wielkiego ekranu.
RunPee analizuje obrazy pod kątem kluczowych dla fabuły scen i sugeruje, w którym momencie najlepiej udać się do toalety, aby niczego nie przegapić. Poza tym świadczy pomoc w zakresie poznania fragmentu ominiętej historii. Szalony pomysł? Jak najbardziej. Z drugiej strony wyobraźcie sobie np. trzygodzinny seans, w czasie którego dosięga was fizjologiczna potrzeba.
Kiedy ruszyć się z miejsca i pobiec do toalety? Nie wiadomo. Nie znamy filmu, możliwe, że za 5 minut nastąpi szalenie istotne zawiązanie akcji. RunPee podpowie, który moment będzie idealny na szybką ucieczkę z sali kinowej.
Pomocne aplikacje, które nie potrafiły absolutnie nic
W sklepie Google Play na przestrzeni lat pojawiało się sporo apek, które obiecywały zmienić nasze smartfonowe życie nie do poznania - na lepsze oczywiście. Jedne odnosiły się do poprawy niektórych funkcji systemowych, inne zaś gwarantowały nam gruszki na wierzbie. Jednakowo nie wywiązywały się ze swoich zadań.
Do pierwszej kategorii należy z pewnością Battery Doctor. Aplikacja ze strasznie topornym interfejsem gwarantowała wsparcie w korzystaniu z baterii, przy okazji pomagając czyścić system z prądożernych procesów. W rzeczywistości działo się odwrotnie. Program zwiększał zużycie ogniwa, zupełnie nie poprawiając jego żywotności.
Drugi zestaw zawiera w sobie m.in. Wi-Fi Charger. Aplikacja była reklamowana przez twórców jako nowatorski program umożliwiający ładowanie smartfona poprzez sieć bezprzewodową. Podstawowa znajomość zasad fizyki (czy jakikolwiek zdrowy rozsądek) od razu kazała popukać się w czoło, jednak nie brakowało na świecie osób głęboko wierzących w to, że domowy router wyśle odrobinę prądu do smartfonowej baterii.
Cokolwiek, co wymyśli Facebook
Co jest gorszego od aplikacji powiązanej z Facebookiem? Dwie aplikacje powiązane z Facebookiem. Popularna platforma społecznościowa od Marka Zuckerberga nigdy nie słynęła z tworzenia rzetelnych i wspaniale działających aplikacji mobilnych, czego dowodem są apki Facebooka i Messengera. To dość zabawne, że swego czasu postanowiono rozłączyć istotną funkcjonalność serwisu od jego głównej formy, tworząc zupełnie nowy i dodatkowy program.
Pożeranie zasobów, zagracanie systemu i często losowe działanie - to tylko kilka z powodów narzekań użytkowników na całym świecie. Przeglądanie i korzystanie z mobilnego Facebooka potrafi przyprawić o ból głowy, a zakup nowego smartfona da ukojenie zaledwie na chwilę. Nawet topowe smartfony mogą złapać zadyszkę podczas kolejnej sesji z dziełem Mety. Zresztą, nie bez powodu wyłączenie Facebooka figuruje we wszystkich poradnikach dotyczących konserwacji naszej baterii.