Office 2011 - dobry scenariusz, gorszy reżyser
Z Officem 2011 jest troszeczkę tak, jak z filmem, do którego zaangażowano dobrych aktorów, jednak zaoszczędzono na reżyserze. Sprawdzamy dlaczego najnowsza wersja popularnego pakietu biurowego firmy Microsoft może nie spełnić wysokich oczekiwań użytkowników?
Jest po polsku i ze wstążką
W Office 2011 zadebiutował nowy interfejs użytkownika, czyli znana niektórym wstążka. Została ona udostępniona we wszystkich programach będących częścią pakietu. Fakt ten ucieszy tyle samo osób, ile zmartwi. Jeżeli nie jesteście wielkimi fanami nowego interfejsu Microsoftu, pocieszy was fakt, że w wersji na Maca wciąż można korzystać z tradycyjnego menu na równi z ikonami wstążki. Sam interfejs prezentuje się bardzo ładnie, jednak nie brak mu mankamentów, o których napiszę w dalszej części tekstu.
Microsoft udostępnia użytkownikom dwie wersje pakietu: Microsoft Office Home & Student i Microsoft Office Home & Business. Różnią się one zawartością - w wersji biznesowej dodano program Outlook. Mamy tu również do czynienia z nieco niższą ceną niż w przypadku wersji na systemy Windows, co nie powinno raczej dziwić, gdyż aplikacje Microsoftu nie są na Macach tak mainstreamowe jak na własnej platformie.
Tak więc za wersję domową przyjdzie nam zapłacić około 400 złotych, natomiast wersję biznesową możemy nabyć za 900 złotych. Ponieważ cały pakiet jest bardzo rozbudowany, w poszczególnych częściach recenzji skupię się na najważniejszych aspektach, które rzuciły mi się w oczy w trakcie miesięcznego użytkowania nowego produktu Microsoftu.
Word
To chyba najważniejsza aplikacja całego pakietu. Po jej uruchomieniu, naszym oczom ukazuje się dokładnie to, co znamy z najnowszej wersji Worda na komputery PC. Jednak pewne decyzje po stronie Microsoftu sprawiły, że produkt oddawany w nasze ręce wciąż odbiega jakościowo od tego, co możemy zobaczyć w Office 2010. W mojej ocenie, dwa największe minusy wstążki w tym przypadku to: brak autopodglądu (np. w przypadku stylów) oraz brak możliwości edycji przycisków znajdujących się na poszczególnych zakładkach, co było również chorobą dziecięcą Office'a 2007, którą wyeliminowano jednak w kolejnej wersji.
W Officie dla Maców jesteśmy skazani na to, co twórcy z Microsoftu uznali za najważniejsze spośród dostępnych funkcji. Niewiele czasu upłynęło, bym mógł się przekonać, że ich wizja pracy z pakietem nieco się różni się od tego, czego potrzebuję jako dziennikarz. I myślę, że ten szablon nie zawsze przypadnie do gustu również innym grupom zawodowym. Kolejną dziwną decyzją Microsoftu jest zrezygnowanie ze wspomnianej już wcześniej funkcji autopodglądu. W Office 2010 po najechaniu na którykolwiek ze stylów znajdujących się na wstążce, możemy oglądać jego podgląd w dokumencie. W wersji na komputery Mac konieczne jest jego zastosowanie, by móc obejrzeć efekt końcowy.
Na pocieszenie muszę napisać kilka słów na temat nowych, niespotykanych dotąd rodzajów widoków edycji dokumentu. Pierwszym z nich jest Widok publikacji (Publishing Layout View). Po jego włączeniu, użytkownik uzyskuje dostęp do obszaru roboczego w postaci podobnej do tej, którą możemy spotkać w profesjonalnych aplikacjach do składu tekstu. Dzięki niemu możliwe staje się tymczasowe umieszczanie obiektów poza obszarem edycyjnym. Mogą to być fragmenty tekstu, notatki czy obrazy.
Z kolei widok notatnika to coś, co spodoba się przede wszystkim studentom i uczniom. Pokazuje on na ekranie dokument w postaci przypominającej notatnik. Jego dużą zaletą jest posiadanie kolorowych zakładek powiązanych z kolejnymi stronami, przez co możliwe staje się oddzielenie od siebie adnotacji dotyczących kilku różnych przedmiotów czy zagadnień. Przydatność tej funkcji widzę przede wszystkim w przypadku MacBooków, bowiem nie wyobrażam sobie raczej, żeby ktoś korzystał z niej w domu na co dzień.
Kompatybilność
Osobną sprawą jest problem kompatybilności pomiędzy dokumentami przygotowanymi w Officie dla PC oraz Officem dla Mac. Była to odwieczna zmora osób, które zmuszone były do korzystania z obu platform jednocześnie. W swoich materiałach promocyjnych Microsoft wielokrotnie podkreślał, że tym razem położył na ten aspekt niezwykle silny nacisk. Faktycznie, nie były to słowa rzucane na wiatr, bowiem jest znacznie lepiej niż w poprzedniej wersji pakietu. Dokumenty w 95 proc. na obu platformach wyglądają identycznie. Wiadomo, że nigdy nie da się sprawdzić wszystkich możliwych przypadków i elementów osadzonych, jednak ogólne wrażenie jest takie, że w końcu udało się Microsoftowi rozwiązać ten problem, albo przynajmniej go zmarginalizować.
Outlook
Do tej pory w skład pakietu Office dla Mac wchodziła aplikacja o tajemniczej nazwie Entourage, będąca w rzeczywistości odpowiednikiem Outlooka. Istniały jednak pomiędzy nimi pewne różnice, które pozwalały na ich wyraźne. W Office 2011 jesteśmy świadkami debiutu Outlooka na Macintoshu. Tak samo jak w przypadku Worda - jest dobrze, ale mogło być lepiej. Ewidentne błędy w projektowaniu aplikacji potrafią momentami skutecznie zdenerwować użytkownika, który od programu pocztowego oczekuje najczęściej jak najmniejszego poziomu skomplikowania.
Przykład? Konfiguracja konta pocztowego odbywa się automatycznie, jednak nie wiadomo czemu wszystkie konta pocztowe działające w ramach protokołu POP3 wrzucane są w ostateczności do jednej skrzynki odbiorczej. Przyzwyczajenia z korzystania z Outlooka dla Windows sprawiły, że oczekiwałbym raczej automatycznego rozdzielenia poszczególnych kont mailowych na różne foldery.
Mało tego, nie udało mi się znaleźć opcji, która by na to pozwoliła. Jedynym wyjściem jest konfiguracja konta w protokole IMAP, który zsynchronizuje strukturę katalogów z serwerem pocztowym. Gdy już przejdziemy do odbierania poczty, z pewnością część osób zdziwi się, że nie wyeksponowano w żaden sposób modułu pokazującego postęp w odbieraniu wiadomości. Aby móc go nadzorować, trzeba każdorazowo przejść na zakładkę Narzędzia i uruchomić okno postępu.
Natomiast w trakcie wysyłania maili, w pasku bocznym pojawia się niewielki, zintegrowany pasek postępu, który jest wręcz rewelacyjnym pomysłem. Dlaczego nie można było wywoływać go również w trakcie odbierania poczty? Tego nie wiedzą chyba najstarsi górale.
W ciągu miesiąca korzystania z aplikacji zmuszony zostałem do wysłania bardzo pilnej wiadomości. Postanowiłem więc nadać ją z potwierdzeniem dostarczenia i odczytu. Jeżeli uważacie, że Outlook mi na to pozwolił - jesteście w błędzie. Taka możliwość nie istnieje, co - jak później wyczytałem na jednym z forów internetowych - jest podobno świadomą decyzją Microsoftu. Moim zdaniem ktoś powinien za nią stracić pracę. Na szczęście mój mail dotarł cały i zdrowy. Nie wyobrażam sobie jednak bym musiał to sprawdzać telefonicznie za każdym razem, gdy będę wysyłał coś naprawdę ważnego.
Poza tym Outlook naprawdę ładnie współpracuje z aplikacjami zainstalowanymi na Mac OS X. W tym przypadku raczej nie odczuwa się negatywnych skutków braku możliwości konfigurowania wstążki. Gdyby nie drobne uchybienia, byłaby to z pewnością najlepsza wersja Outlooka jaką wydano do tej pory.
PowerPoint, Excel
O samym PowerPoincie i Excelu nie można napisać wiele. Oprócz funkcji Reorder i wielkiego powrotu obsługi makr nie doszukałem się tutaj specjalnych różnic w porównaniu z wersjami dla systemów Windows. Użytkownicy, którzy korzystają na co dzień z Windowsowej wersji PowerPointa poczują się tutaj jak ryba w wodzie. Nowością jest natomiast funkcja wizualnego ustawiania kolejności elementów osadzonych na slajdach. Wyświetla ona poszczególne elementy w postaci kafli, które wystarczy ustawić w dowolnej kolejności.
Dzięki temu edycja rozbudowanych prezentacji stała się naprawdę dużo szybsza. Ogromny plus dla Microsoftu. W Excelu pojawiły się natomiast makra, których brakowało w ostatniej wersji pakietu Office dla Mac. Należy jednak mieć na uwadze, że tu z kompatybilnością Windows - Mac może być naprawdę różnie. Jeżeli korzystamy z rozbudowanych makr, konieczna może być ich drobna korekta. Excel został również ujednolicony z Windowsową wersją, przez co znów można korzystać z jednego, ogromnego arkusza, a nie podziału na strony, który w tej wersji jest jedynie opcjonalny.
Messenger
Do pakietu dołączono także aplikację Messenger, czyli popularny za granicą komunikator internetowy Microsoftu. Jest ona pełnoprawną wersją oficjalnego klienta dla tej sieci komunikacyjnej i charakteryzuje się prostym, aczkolwiek ładnym interfejsem i wieloma funkcjami, które można znaleźć również w produktach konkurencji. Jest to program wart uwagi, jednak sądzę, że polscy klienci nie docenią jego potencjału, o ile w ogóle kiedykolwiek go uruchomią. Sieć Messengera jest w Polsce niszowa. Korzystają z niej głównie osoby komunikujące się ze znajomymi zza granicy. Może to być również świetne narzędzie do komunikacji wewnątrz danej firmy.
Podsumowanie
Wokół Office'a 2011 narobiło się naprawdę dużo medialnego szumu. Przed premierą rozbudzono wyobraźnię zarówno dziennikarzy, jak i klientów... Efekt końcowy jest taki, że po 30 minutach korzystania z aplikacji pakietu zaczyna coraz częściej pojawiać się pytanie "Dlaczego?". Otrzymujemy ładny produkt z niedopracowanym interfejsem użytkownika, który momentami jest zwyczajnie nieergonomiczny. Mówię to jako osoba, która jest wielkim miłośnikiem wstążki w Officie na PC. Cieszy natomiast stabilność działania pakietu - tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń.
Office 2011 wzbudził we mnie mieszanie odczucia. Mam jednak szczerą nadzieję, że w kolejnych aktualizacjach pakietu firma postanowi nadrobić zaległości. W przeciwnym razie produkt ten pozostanie moim największym rozczarowaniem roku. A na koniec pytanie do producenta: co z wersją testową?