450-metrowy skok na nartach
Gwałtowny zastrzyk adrenaliny, wiatr uderza prosto w twarz. Pojawia się upajające poczucie wolności i wrażenie, że unosimy się w powietrzu, swobodni i absolutnie wolni. Snowkiting to nowa jakość dla wielbicieli sportów zimowych.
Snowkite narodził się w Stanach Zjednoczonych w drugiej połowie lat 80. Jest więc sportem stosunkowo młodym, ale rozwija się znakomicie. Początkowo nosił nazwę kiteskiing, a pionierzy, poruszając się na nartach po zamarzniętych jeziorach, wykorzystywali w charakterze siły napędowej paralotnię.
Do grona pierwszych entuzjastów nowej dyscypliny należał Amerykanin Steve Shapson, który swoją przygodę ze sportem rozpoczynał od zamarzniętych jezior rodzinnego Wisconsin, a połknąwszy bakcyla, poświęcił się popularyzacji kiteskiingu w Finlandii, Niemczech, Szwajcarii - i w Polsce.
Na skrzydłach wiatru
W latach 90. konieczne okazało się przedefiniowanie. Paralotnia nie do końca się sprawdzała, zastąpiono ją zatem specjalnie skonstruowanym latawcem, którego forma jest dopieszczana do dzisiaj. Ponadto we Francji zrodził się pomysł na połączenie latawca nie z nartami, a ze snowboardem - wtedy nazwa została zmieniona na snowkite.
Snowkiting jest zimową odmianą kitesurfingu. Podstawą jest pojazd składający się z wpiętego w uprząż latawca oraz deski snowboardowej (względnie nart). Latawiec stanowi siłę napędową, steruje się nim za pomocą drążka lub manetki.
Do uprawiania snowkitingu niezbędna jest otwarta przestrzeń, pokryta śniegiem bądź lodem, i oczywiście wiatr. Zamarznięta powierzchnia minimalizuje tarcie, dlatego rekordowe prędkości osiągane podczas jazdy przekraczają 100 km/h, a najwyższe loty sięgają kilkudziesięciu metrów (obecny rekordzista świata, Jerome Josserand, zanotował w 2007 roku skok na wysokość 450 metrów).
Należy pamiętać, że snowkite zalicza się do grona sportów ekstremalnych i wymaga zachowania odpowiednich środków bezpieczeństwa. Niezbędny jest kask i ochraniacze, rozsądny wybór miejsca (np. odpowiednia grubość lodu). Pewnych rzeczy można się nauczyć tylko poprzez nabywanie doświadczenia: dobry snowkiter musi rozumieć pogodę, przede wszystkim zaś nauczyć się rozpoznawać kaprysy wiatru.
Niemniej snowkite dostarcza niezapomnianych wrażeń i jest stosunkowo łatwiejszy do opanowania aniżeli kitesurfing. Zawiera w sobie wszystko: rekordową dawkę emocji, wrażenie panowania
nad materią, obezwładniający pęd i poczucie jedności ze wspaniałym, majestatycznym, zimowym krajobrazem.
Latawiec i deska
Latawiec w snowkiterze może mieć powierzchnię od kilku do kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Latawce komorowe są bardziej miękkie i nawiązują konstrukcją do paralotni, wykorzystuje się je zazwyczaj w wysokich górach. Drugi wariant to latawce typu LEI (Leading Edge Inflatable Kite), ze sztywną krawędzią i listwami usztywniającymi. Są mniej odporne na uszkodzenia w przypadku uderzenia o twarde podłoże, dlatego miłośnicy snowkitingu używają ich rzadziej niż kitesurferzy.
Mają jednak większy potencjał aerodynamiczny, dlatego na ten typ latawca decydują się zwolennicy ekstremalnych ewolucji na śniegu. Uprząż składa się z czterech linek, przymocowanych do trapezu i drążka sterowniczego, zwanego barem. Trapez spełnia rolę siedziska lub obejmuje snowkitera w pasie - chociaż są również tacy, którzy w ogóle rezygnują z wpięcia w trapez po to, by swobodnie wykonywać triki.
Jednym z takich trików jest np. handlepass, polegający na przełożeniu za plecami, podczas skoku, drążka z jednej do drugiej ręki. Takich trików jest oczywiście więcej, mają za zadanie zwiększyć efektowność jazdy i wrażenia doznawane przez snowkitera, należy jednak pamiętać, że to raczej materiał dla "wyjadaczy" tej dyscypliny.
Jeżeli chodzi o narty, specjaliści najczęściej polecają te typu freestyle - mają przewagę nad zwykłymi nartami zjazdowymi, ponieważ ich konstrukcja pozwala na swobodną jazdę i lądowanie tyłem.
W przypadku snowboardów natomiast stosuje się deski symetryczne i wiązania miękkie lub typu step-in (możliwość łatwego wpinania i wypinania buta bardzo się sprawdza, gdy trzeba ednocześnie panować nad deską i latawcem).
Odkryć świat na nowo
Gdzie można jeździć? Wielbiciele snowkitingu twierdzą, że niemal wszędzie. Potrzebna jest tylko duża, zamarznięta przestrzeń. Nie musi być górzysta ani pofałdowana - wystarczy, że twarda. Nie potrzeba wyciągów ani stoków, nawet niskie temperatury nie są dokuczliwe, bo emocje wystarczająco rozgrzewają. Niemniej ta podniecająca alternatywa dla narciarstwa i snowboardu to również znakomita okazja turystyczna. Pozwala spojrzeć z zupełnie nowej perspektywy na rodzime krajobrazy - poznać nowe oblicze Mazur czy Zalewu Zegrzyńskiego. Potem można wypuścić się dalej. Odkryć dla siebie Kanadę, Skandynawię, Francję, Włochy i Austrię. Snowkiterzy zapewniają, że to jedyna dyscyplina sportu, która pozwala tak łatwo dotrzeć do dziewiczych, nieskażonych miejsc, omijanych przez tłumy turystów. Doceni to każdy indywidualista, który ma w sobie żyłkę odkrywcy i ceni przygodę. Zżyte grupy snowkiterów tworzą się w niemal każdym miejscu, gdzie można naleźć śnieg - od Norwegii po Utah.
Wymieniają się doświadczeniami, dokumentują osiągnięcia, zarażają entuzjazmem. Szukają nowych możliwości i nowych dróg rozwoju. Snowkite pozwala bowiem zarówno na "spacerowe" wyprawy po niewielkich jeziorach, jak i na bardziej ekstremalne przeżycia - zorganizowane, kilkudniowe wyprawy, rywalizację podczas sportowych eventów, zdobywanie szlifów w wysokich górach.
Rozwój dyscypliny otwiera coraz to nowe drogi dla niedoświadczonych adeptów - stale powstają organizacje zajmujące się szkoleniem snowkiterów, prowadzące kursy i udostępniające sprzęt. Snowkiting staje się coraz bardziej popularny i przemawia do ludzi w każdym niemal wieku. Każdy, kto choć raz pozwoli się porwać wiatrowi i pomknie pędem po śniegu przyzna, jak bardzo dświeżający i energetyzujący jest taki zastrzyk adrenaliny. Sezon zimowy w pełni, pojawia się zatem znakomita okazja, by zakosztować piękna i dynamiki snowkitingu. Odrobina szkolenia, kilka rad doświadczonych instruktorów, właściwy sprzęt i... można ruszać. Z wiatrem w zawody.
Karolina Chymkowska