Dwumetrowy kolos w trampkach. Najsilniejszy człowiek świata!

Mierzy dwa metry i trzy centymetry. Waży dwieście kilogramów. Kiedyś trenował koszykówkę, lecz nie to było jego powołaniem. Swój talent rozwinął dopiero jako strongman, który właśnie powraca w wielkim stylu. Przed wami Brian Shaw!

Najsilniejszy człowiek świata - to brzmi dumnie. Taki tytuł może jednak zyskać tylko garstka wybranych. Kiedyś był nim Mariusz Pudzianowski, obecnie zaś największym strongmanem  na naszej planecie jest 31-letni Brian Shaw. Z końcem sierpnia został nim ponownie, pokonując swojego wielkiego rywala, Żydrunasa Savickasa, siłacza z Litwy.

Brian na świat przyszedł w miejscowości Fort Lupton w stanie Kolorado, małym miasteczku, które dziś rozsławia na cały świat. Początkowo nie sporty siłowe, lecz gry zespołowe były jego konikiem. W szkole średniej oraz na studiach grał w koszykówkę. Studiując na Black Hills State University miał pełne stypendium właśnie w tej dyscyplinie.

Kariery koszykarskiej jednak nie zrobił. Jak wspominają jego trenerzy, miał kłopoty z utrzymaniem prawidłowej wagi, za to był niesamowicie silny. Siłownia i ławeczka do wyciskania to było jego sanktuarium. Jak sam wspomina, od zawsze miał więcej siły, niż inni ludzie w jego otoczeniu.

"Zawsze byłem duży, wszyscy się na mnie gapili. Nie mieściłem się w wiele miejsc. No i robiłem niesamowite rzeczy. Największa opona, najcięższy kamień... Po prostu podchodziłem i je podnosiłem. To był dziwny talent. Dar. Nie coś, co wypracowałem na siłowni. Po prostu brutalna siła, brutalna moc".

Reklama

Swoją karierę strongmana rozpoczął w 2005 roku. Bez żadnych przygotowań, treningów wziął udział w Denver Strongest Man. Siedem miesięcy później dołączył do profesjonalnej organizacji strongmanów. Jego kariera ruszyła z kopyta, gdy spotkał treningowego guru siłaczy, Richarda Sorina.

"On powiedział mi, że moja siła jest niewiarygodna. Jedna na milion i będę głupi, jeśli nie zrobię czegoś z moimi predyspozycjami danymi mi przez naturę" - przyznał Shaw w rozmowie z The New Yorker.

Shaw przez wiele lat był w absolutnej czołówce światowych siłaczy, jednak wciąż brakowało mu czegoś, by postawić kropkę nad "i", by zostać tym najlepszym. W 2009 roku był trzeci w Mistrzostwach Świata Strongman. Wyprzedzili go tylko Savickas i Pudzianowski. Rok później zajął drugą lokatę i znów musiał uznać wyższość Litwina. Swego dopiął w 2011 roku - pokonał Savickasa i został najsilniejszym człowiekiem świata. Jednak już rok później odniósł poważną kontuzję. Doznał zupełnego zerwania bicepsa, co oznaczało skomplikowaną operację i wielomiesięczną przerwę. W klasyfikacji generalnej wypadł poza podium, a zwyciężył znów niesamowity Savickas.

Do kolejnych zawodów rozgrywanych w Chinach przystępował jako jeden z faworytów, lecz raczej stawiano na 38-letniego radnego Wilna, twierdząc, że Amerykanin nie odbuduje się po groźnym urazie. Shaw jednak powrócił w wielkim stylu. Nie dość, że ponownie zdetronizował Savickasa, to na dodatek pobił rekord świata w martwym ciągu, uzyskując imponujące 442,5 kilograma! To był popis godny mistrza!

Media po raz kolejny oszalały na jego punkcie. "Mamy najsilniejszego człowieka świata!". "Brian Shaw - człowiek, który podniósłby konia", "Nieważne kim jesteś, ale Brian jest na pewno silniejszy od ciebie" - krzyczały nagłówki.

Wielu zwróciło też uwagę, na charakterystyczny element stroju mistrza, a konkretnie... najzwyklejsze w świecie trampki. Czarne z białą podeszwą, wiązane powyżej kostki. Brian nie daje sobie wytłumaczyć, że jest lepsze obuwie do uprawiania tego sportu. Od jakiegoś czasu pozostaje wierny jednemu, klasycznemu modelowi, co stało się już jego znakiem rozpoznawczym. Oczywiście w Chinach również miał na nogach klasyczne All Stary.

Tym, którzy marzą o pójściu w jego ślady, oprócz kupienia trampek mistrz udziela kilku prostych rad. "Dużo jeść, ciężko trenować i być wytrwałym". Dodamy tylko, że dużo w rozumieniu Briana to 6-8 posiłków dziennie (samo śniadanie to 8 jajek, pieczywo, płatki zbożowe i proteinowy shake) i 5-6 treningów tygodniowo, każdy trwający co najmniej dwie godziny. Nie wspominając o predyspozycjach, które nie czarujmy się, nie każdy posiada.

My predyspozycji nie posiadamy, więc zabawy w strongmanów sobie odpuścimy. Jednak nie zmienia to faktu, że chylimy czoła przed Brianem, który pokonuje własne słabości, bije kolejne rekordy, przy okazji przełamując kolejne ludzkie bariery. I zastanawiamy się, czym jeszcze zaskoczy nas w przyszłości dwumetrowy strongman w trampkach...







INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy