Miała skończyć w oceanie. Ogromne fragmenty chińskiej rakiety Długi Marsz 5B spadły na Borneo

Wystarczy spojrzeć na zdjęcia udostępnianie w mediach społecznościowych przez lokalnych mieszkańców, żeby przekonać się, że zagrożenie ze strony spadających z nieba fragmentów rakiet i statków kosmicznych jest ogromne.

Wystarczy spojrzeć na zdjęcia udostępnianie w mediach społecznościowych przez lokalnych mieszkańców, żeby przekonać się, że zagrożenie ze strony spadających z nieba fragmentów rakiet i statków kosmicznych jest ogromne.
Ogromne fragmenty boostera rakiety Długi Marsz 5B spadły na Borneo /CNS/AFP /East News

Spadające z nieba kosmiczne śmieci to w ostatnich dniach bardzo gorący temat - najpierw dowiedzieliśmy się o niekontrolowanym wejściu w atmosferę boostera rakiety Długi Marsz 5B, który został wykorzystany do wyniesienia na orbitę modułu chińskiej stacji kosmicznej, a później o fragmentach amerykańskiego statku kosmicznego SpaceX, odnalezionych na polach w Australii. Firma Elona Muska korzysta wprawdzie z rozwiązań, które pozwalają na kontrolowane sprowadzenie rakiety na Ziemię, ale nie dotyczy to wszystkich jej fragmentów, a w przypadku chińskiej rakiety sytuacja jest jeszcze gorsza. 

Reklama

Długi Marsz tylko częściowo w oceanie, ogromne fragmenty spadły na ląd

Długi Marsz 5B nie został zaprojektowany do kontrolowanego powrotu, a że mamy do czynienia z najcięższą wersją chińskich rakiet, to pozostałości spadające na Ziemię są zarazem najcięższymi kawałkami kosmicznego złomu, jaki może spaść nam na głowy (a to już trzeci ram, kiedy Chiny korzystają z tego rozwiązania). Do tego chińska agencja odmówiła ujawnienia trajektorii lotu rakiety, więc miejsce jej upadku nie było dokładnie znane - oczywiście, zawsze wybiera się je tak, by potencjalnie wywołać jak najmniejsze zagrożenie, ale nie wszystko da się obliczyć.

Dlatego też, chociaż ponad 20-tonowy booster Długi Marsz 5B wszedł w atmosferę nad Oceanem Indyjskim, gdzie w większości spłonął, to jego znacząca część przetrwała tę podróż. Szacunki ekspertów mówią o 20 do 40 proc., które nie skończyły jednak w całości w morzu i spadły też na okoliczne zamieszkane tereny lądowe.

Na szczęście nie dotarły do nas jeszcze żadne informacje o ofiarach spadających odłamków, ale w mediach społecznościowych zaczynają pojawiać się filmy i zdjęcia fragmentów odnalezionych przez lokalną ludność w Kalimantan i Sarawak, czyli indonezyjskiej i malezyjskiej części wyspy Borneo i nie są one małe.

Jak wyjaśnia Jonathan McDowell, astronom Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics w wypowiedzi dla The Register, wszystkie raporty dotyczą miejsc leżących na linii trajektorii rakiety i są zgodne z oczekiwaniem, że ponowne wejście rakiety w atmosferę obejmie ponad 1000-kilometrowy odcinek tego toru. Dodaje też, że chociaż na razie nie ma zgłoszeń o ofiarach, to było naprawdę blisko:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Długi Marsz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy