Sprawa dziury w Sojuzie staje się coraz dziwniejsza. „Ktoś zrobił ją na orbicie”

Dziura, która została odkryta w rosyjskim Sojuzie, a mogła doprowadzić do ewakuacji astronautów ze stacji kosmicznej, staje się coraz bardziej zagadkowa.

29 sierpnia 2018 roku na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) wykryto niewielką dziurę w module Sojuz. Spowodowała ona spadek ciśnienia i wyciek tlenu z pokładu. Załoga stacji szybko ją załatała, ale to wydarzenie urosło do rangi teorii spiskowej. Zarówno NASA, jak i Roskosmos, natychmiast wszczęły śledztwa w tej sprawie.

Teraz NASA wydała oficjalne, ale nieco dziwne, oświadczenie w tej sprawie, w którym napisała, że dziura w Sojuzie nie była wadą konstrukcyjną, nie powstała umyślnie i agencja nie obawia się o bezpieczeństwo astronautów przy okazji kolejnych misji na ISS.

Reklama

Natychmiast pojawiły się opinie, że NASA chce całą sprawę zamieść pod dywan, bo wiadomo, że jeśli podniesiona zostanie sprawa możliwości sabotażu, to misje załogowe natychmiast zostaną wstrzymane, a tego nie chcą zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna musi bezustannie funkcjonować, bo prowadzone są na niej niezwykle ważne eksperymenty, więc komplikacje nikomu nie będą służyły.

Cały jednak problem w tym, że takiej dziury nie można wywiercić ot tak sobie. Do tego dochodzi kwestia załatania ją żywicą epoksydową, tak jakby dla ukrycia śladów. Kadłub Sojuza jest wykonany z bardzo grubego aluminium. Poza tym na zdjęciach wykonanych jeszcze na Ziemi przy pracach konstrukcyjnych modułu nie widać żadnych dziur. Oznacza to, że musiała ona powstać już na ziemskiej orbicie.

Sprawa dziury w Sojuzie staje się coraz dziwniejsza. „Ktoś zrobił ją na orbicie”. Fot. NASA/Roskosmos.

Tej hipotezie sprzyja również fakt, że dziura wygląda tak, jakby została wywiercona na szybko, a nawet na ślepo, za pomocą nieprzemysłowej wiertarki, w dodatku przez kogoś, kto miał bardzo ograniczone ruchy, czyli mógł znajdować się w stanie nieważkości. Wszystko wskazuje więc, że dziurę musiał wywiercić ktoś z aktualnej załogi przebywającej na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Wiemy, że przed odkryciem dziury dwóch rosyjskich astronautów wyszło wspólnie na spacer kosmiczny. Wówczas rosyjskie moduły, włącznie z Sojuzem, nie były przez nikogo monitorowane, więc mogły wtedy dziać się tam cuda. Co ważne, wiertarki do wywiercenia takiej dziury znajdują się tylko u Rosjan. Pytanie brzmi tylko, co któryś z astronautów chciał w ten sposób uzyskać?!

Tak jak wspomniałem wyżej, pogorszenie stosunków na linii NASA-Roskosmos nie służy obu stronom. Rosyjski przemysł kosmiczny ma masę własnych problemów i ledwo zipie, a NASA nie zależy na problemach w załogowych lotach tuż przed rozpoczęciem pierwszych lotów z terytorium USA, które i tak się już opóźniają i nie wiadomo czy przypadkiem nie będzie trzeba prosić Rosjan o przedłużenie kończącej się umowy na loty Sojuzami.

Amerykanie i Rosjanie planują w listopadzie wspólny spacer kosmiczny, aby przyjrzeć się bliżej dziurze, poszyciu statku i osłonie z zewnątrz oraz sprawdzić, czy znajdują się tam ślady żywicy epoksydowej, użytej wcześniej do załatania dziury. Wówczas może poznamy więcej szczegółów i ta wielka zagadka zostanie wyjaśniona. Oby nie wyszło, że dziura została zrobiona z zewnątrz już w przestrzeni kosmicznej, bo wówczas do zabawy włączą się entuzjaści UFO i obcych cywilizacji.

Źródło: GeekWeek.pl/ / Fot. NASA/Roskosmos

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy