Uderzą w planetoidę, a na Ziemię może spaść deszcz meteorów

Misja kosmiczna o nazwie DART budzi mnóstwo kontrowersji, a to ze względu na jej cel. NASA i ESA jeszcze w tym roku zamierzają spróbować zmienić orbitę planetoidy, która potencjalnie zagraża Ziemi. Wielu uważa, że agencje coś przed nami ukrywają.

Misja kosmiczna o nazwie DART budzi mnóstwo kontrowersji, a to ze względu na jej cel. NASA i ESA jeszcze w tym roku zamierzają spróbować zmienić orbitę planetoidy, która potencjalnie zagraża Ziemi. Wielu uważa, że agencje coś przed nami ukrywają.
Sonda NASA może wywołać deszcz spadających gwiazd na Ziemi /NASA /123RF/PICSEL

Amerykańska i Europejska Agencja Kosmiczna pod koniec ubiegłego roku wystrzeliły w kosmos wyjątkową misję o nazwie DART. Naukowcy chcą za jej pomocą sprawdzić technologię unieszkodliwiania kosmicznych skał, które w przyszłości mogą znaleźć się na kursie kolizyjnym z naszą planetą i stanowić zagrożenie dla istnienia ludzkości.

Gdyby teraz doszło do takiego wydarzenia, skutki byłoby opłakane. Dorobek ludzkości mógłby przepaść bezpowrotnie w mgnieniu oka, a technologicznie cofnęlibyśmy się do Średniowiecza. NASA i ESA mają jednak plan niedopuszczenia do takiej sytuacji. Jest on realizowany od kilku lat, chociaż nie jest to temat, o którym dowiemy się z pierwszych stron gazet i serwisów internetowych.

Reklama

Sonda NASA uderzy w sporą planetoidę

Planetoida Didymos (65803) to tak naprawdę dwa obiekty. Główna planetoida ma 780 metrów średnicy, a także posiada satelitę o średnicy 160 metrów. Już w październiku bieżącego roku znajdą się ok. 11 milionów kilometrów od Ziemi. To odległość równa ponad 30-krotności odległości Ziemi do Księżyca. Zatem teoretycznie nic nam nie grozi, ale w przyszłości może się to zmienić.

Zadaniem urządzenia NASA będzie uderzenie w planetoidę i zmiana jej trajektorii lotu, by nigdy w przyszłości nie uderzyła w naszą planetę. Plan zakłada, że sonda Double Asteroid Redirection Test (DART) o wadze 300 kilogramów uderzy w mniejszą planetoidę o nawie Dimorphos z prędkością 6 km/s (22 tysiące km/h).

Uderzenie może wywołać na Ziemi deszcz spadających gwiazd

Uderzenie kinetyczne ma w teorii zmienić orbitę planetoidy o kilka milimetrów. Wydaje się to mało, ale w zupełności wystarczy, by na dystansie milionów kilometrów jej lotu, trajektoria zmieniła się tak bardzo, że obiekt ominie Ziemię. Na razie nikt nie wie, czy misja się powiedzie i czy plany naukowców zrealizują się w 100 procentach.

Astronomowie ostrzegają jednak, że ta misja może mieć inne nieprzewidziane skutki dla naszej planety. Otóż w trakcie uderzenia sondy w powierzchnię planetoidy, w przestrzeń kosmiczną może zostać wyrzucony materiał skalny, którego strumień skieruje się w stronę naszej planety.

Meteoroidy wpadające w atmosferę mogą stworzyć zapierający dech w piersi spektakl deszczu spadających gwiazd. Astronomowie mają nadzieję, że na Ziemię nie spadną duże skały, które nie zdołają się spalić w atmosferze, bo jeśli to nastąpi nad metropoliami, to mogą doprowadzić do sytuacji, jaka miała miejsce kilka lat temu nad rosyjskim Czelabińskiem. Chociaż zagrożenie jest niskie, to astronomowie przyznają, że powinniśmy mieć to na uwadze w przypadku realizacji kolejnych misji ratowania Ziemi.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: NASA | dart | Didymos | ESA | astronomowie | Kosmos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy