Zobacz, jak SpaceX zniszczyło swoją rakietę i uratowało załogową kapsułę Dragon

Firma Elona Muska jest już w pełni gotowa do zainaugurowania historycznego wydarzenia, jakim będzie pierwszy po długiej przerwie start z terytorium USA załogowej misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Dziś (19.01) po godzinie 16:30 czasu polskiego odbył się test systemu ratunkowego kapsuły Crew Dragon. NASA i SpaceX poinformowały, że przebiegł on w pełni pomyślnie. Oznacza, to że jeszcze przed tegorocznym latem (najszybciej w marcu) będziemy mogli zobaczyć relację na żywo z lotu astronautów kapsułą od SpaceX w kierunku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Sobotni test rozpoczął się na słynnej platformie startowej LC-39A na przylądku Canaveral, z której startowały misje Apollo na Księżyc. Wystartowała stamtąd używana rakieta Falcon-9 w najnowszej konfiguracji Block 5. W chwili tzw. Max Q, czyli punkcie, w którym naprężenia w pojeździe kosmicznym spowodowane czynnikami aerodynamicznymi w locie atmosferycznym osiągają maksymalną wartość (w tym przypadku 1:27s po starcie), na niebie zaczęły się dziać piękne rzeczy.

Reklama

Rakieta Falcon-9 wyłączyła swoje silniki, symulując awarię. System ratunkowy kapsuły Crew Dragon wykrył problemy i w rezultacie tego odłączył kapsułę z ogromną prędkością od rakiety, by ratować znajdujących się na niej astronautów (podczas testu na pokładzie były manekiny). Kapsuła chwilę później zaczęła spadać na Ziemię, a rakieta eksplodowała w spektakularny sposób na wysokości ok. 30 kilometrów. Najlepsze, że SpaceX wypełniło ją maksymalną ilością paliwa, więc wybuch był tym bardziej zjawiskowy.

Po ok. 9 minutach po starcie, doszło do w pełni udanego wodowania kapsuły Crew Dragon w Oceanie Atlantyckim. Kapsuła została podjęta przez statek „Dragon Recovery Vessel” (GO Searcher), który dostarczy ją na ląd. Mieszkańcy i turyści przez następne miesiące będą mieli szansę znaleźć szczątki rakiety na plażach przylądka Canaveral.

Wygląda na to, że SpaceX jest już gotowe do pierwszego w swojej historii załogowego lotu na ISS. Przypomnijmy, że NASA zrezygnowała z programu załogowych misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną, słynnymi promami kosmicznymi, w 2011 roku, nie tylko na skutek potwornej katastrofy wahadłowca Columbia, ale również z faktu, że promy nie spełniały pokładanych w nich nadziei. Były to jednostki przestarzałe technologicznie i bardzo drogie w utrzymaniu.

Nie jest też tajemnicą i nikogo nie powinno dziwić, że agencja chciała również zapoczątkować nową erę transportu kosmicznego, realizowaną przez prywatny sektor przemysłu kosmicznego, przy bardzo małych kosztach. SpaceX udowodniło, że ten moment nadjedzie już za kilka miesięcy. Wówczas USA na zawsze uniezależni się w tej kwestii od Rosji i jej Sojuzów.

Źródło: GeekWeek.pl/SpaceX / Fot. SpaceX

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy