Naładowanie iPada w samolocie skończyło się paniką
Do niecodziennego wypadku doszło podczas jednego z lotów linii Royal Air Philippines. Pasażer chciał naładować swojego iPada, niestety doszło do eksplozji. Skutkiem było awaryjne lądowanie samolotu w Hongkongu.
W przestworzach może zdarzyć się niemal wszystko, od pogryzienia personelu przez pasażerów, po wysypujące się na głowy podróżujących robaki. Jednak to, co się stało podczas ostatniego lotu samolotu linii Royal Air Philippines powinno przestrogą dla wszystkich.
Eksplozja w samolocie i awaryjne lądowanie
Wspomniany samolot leciał na trasie z Borcay do Szanghaju. W pewnym momencie pasażerowie usłyszeli huk i zobaczyli kłęby dymu, przez co wpadli w panikę. Maszyna została zmuszona do awaryjnego lądowania w Hongkongu.
Jak się okazało, przyczyną całego zamieszania był powerbank, który podczas ładowania iPada wybuchł. Według dostępnych informacji żaden z pasażerów nie odniósł obrażeń.
Dokładne przyczyny eksplozji nie zostały jeszcze podane, nadal trwa analiza wszystkich informacji, jednakże "winny" ma być powerbank. Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego kilka lat temu wprowadziła zakaz korzystania z powerbanków w trakcie lotu, jak widać nie bez przyczyny. Urządzenia te powinny być przechowywane w bagażu podręcznym.
Podstawą takiego zakazu jest to, że powerbanki bazują na bateriach litowo-jonowych. Powstały z ich powodu potencjalny pożar jest trudny do ugaszenia - tym bardziej, kiedy ma on miejsce tysiące metrów nad ziemią pośrodku oceanu.
Jak podają media, awaryjne lądowanie przebiegło w bezpieczny i sprawny sposób. Odpowiednie służby, zarówno strażacy jak i personel medyczny, zażegnali problem w ciągu godziny. W sumie po około 3 godzinach samolot wystartował w podróż do Szanghaju.
Co się może dziać w samolocie?
Kilka tygodni temu doszło do innego dziwnego wydarzenia. Miało ono miejsce w trakcie lotu z Amsterdamu do Detroit. Jeden z pasażerów przewoził w bagażu podręcznym zepsute ryby, które stały się pożywieniem dla robactwa. Niestety torba, w której znajdowała się zawartość, rozszczelniła się, a na głowy pasażerów zaczęły spadać... larwy. W wyniku incydentu samolot został zawrócony na lotnisko, dalej doszło do ewakuacji podróżujących. Właściciel bagażu został zatrzymany, zaś walizka została skierowana do zniszczenia.
Natomiast miesiąc temu podczas lotu z Tokio do Seattle, jeden z pasażerów dotkliwie ugryzł stewardessę. Samolot został zawrócony znad Oceanu Spokojnego do Tokio, gdzie mężczyzna, który dokonał tego aktu, został zatrzymany przez policję - był pod wpływem alkoholu. 55-latek tłumaczył się, że nie pamięta ataku, ponieważ wcześniej zażył środek nasenny. Według relacji mężczyzna "zachowywał się w sposób niebezpieczny dla załogi samolotu i pasażerów".