Dubaj to miasto nie tylko ropą płynące, ale też zupełnie innym podejściem do życia
Na peryferiach Dubaju, błyszczącej metropolii zbudowanej na ropie naftowej, żyje sobie mała społeczność, która postanowiła robić różne rzeczy inaczej i udowodnić, że w miejscu tak zależnym od tego tradycyjnego paliwa kopalnego, można żyć niezwykle eko.
A mowa o starannie zaplanowanym Dubai Sustainable City, które przypomina, że pomiędzy ogromnymi drapaczami chmur i pożerającymi hektolitry paliwa supersamochodami żyją także osoby, którym kwestie środowiskowej świadomości nie są obce - i chodzi tu o coś więcej niż tylko panele solarne na dachach i staranne sortowanie śmieci.
Za projektem stoi SEE Nexus, firma zawdzięczająca swoją nazwę trzem filarom zrównoważonego modelu życia, czyli ograniczającego zużycie zasobów ziemskich przez jednostkę i całe społeczeństwo, a mianowicie:
Social - promocja zdrowia i szczęścia poprzez aktywność fizyczną, edukację i kulturę;
Environment - inteligentne praktyki związane z żywnością, odpadami i zużyciem energii;
Economy - tworzenie nowych sposobów eko życia, przystępnych finansowo i satysfakcjonujących.
Jak twierdzi jej CEO, dr Muawieh Radaideh: - To stół z trzema nogami. Jeśli zabierzesz jedną, stół się przewróci. Jestem pewien, że widzieliście już kiedyś budynki certyfikowane przez LEED (najpowszechniejszy system oceny budynków przyjaznych środowisku - redakcja). Wchodzisz do tych bezdusznych tworów i nie czujesz się jak w domu. Dlatego budując eko-budynki trzeba też brać pod uwagę czynniki ekonomiczne i socjalne. Nie możesz wybrać tylko jednej kwestii i zapomnieć o innych.
500 domów i i 89 apartamentów stoi więc na bardzo uporządkowanym planie hippodamejskim, otoczone strefą buforową złożoną ze ścieżek do jazdy konnej, rowerowej i biegowej (stworzonej z opon z recyklingu) oraz 10-metrowych drzew oczyszczających powietrze i będących naturalną blokadą dla zanieczyszczeń. Na terenie miasteczka nie brakuje oczywiście parkingów i ładowarek dla samochodów elektrycznych, a na niektórych ulicach dozwolony jest tylko ruch pieszy lub miejskich elektrycznych buggy z wbudowanym GPS.
Mówiąc krótko, mały raj na ziemi, szczególnie że okolicę zbudowano w taki sposób, żeby wyciągnąć mieszkańców z domu i nakłonić do aktywności na świeżym powietrzu. Wystarczy tylko wspomnieć o znajdującym się w okolicy sanktuarium dla uratowanych osłów, jednym z 11 miejskich biodomów, czyli zamkniętych ekosystemów niewymieniających substancji z otoczeniem czy ogromnej szklarni hodującej ponad 30 gatunków ziół i warzyw.
I to dopiero pierwszy etap, a kolejny zakłada szkołę z nauką eko praktyk wplecioną w program nauczania, szpital i innowacyjne centrum, które ma produkować 140% potrzebnej sobie energii w ciągu 50-letniego cyklu życia - ta faza ma zostać zakończona w przyszłym roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. No dobrze, zapytacie więc zapewne, ile trzeba mieć na koncie, żeby myśleć o przeprowadzce? Ceny zaczynają się od 750 tysięcy dolarów, a przecież trudno o piękniejsze otoczenie - no to jak, ktoś chętny?
Źródło: GeekWeek.pl/NewAtlas/thesustainablecity