Test Faceta: Odkurzacz Dyson V8
Gadżeciarski odkurzacz nie z tej galaktyki powraca na nasze łamy. Po czterech latach od testów modelu Digital Slim, dostaliśmy do testów jego następcę. To model o wiele mówiącym kryptonimie "V8".
Dyson to firma, która nie tyle nie boi się innowacji, co innowacją żyje. Choć wcześniejszy model był w swoim czasie najnowocześniejszym tego typu gadżetem na rynku, a jego malutki silniczek potrafił kręcić się z prędkością 104 tysięcy obrotów na minutę, to brytyjscy inżynierowie poszli jeszcze dalej. Stworzyli cyfrowy silnik, który osiąga prędkość 110 tysięcy obrotów!"Na tworzenie naszych małych i jednocześnie mocnych silników cyfrowych poświęciliśmy kilkanaście lat i ponad 250 milionów funtów. Sercem bezprzewodowego odkurzacza Dyson V8 jest właśnie nasz najnowszy silnik. Jest on wynikiem 18 miesięcy prac badawczo-rozwojowych i 500 000 godzin testów. Silnik ten sprawia, że bezprzewodowy Dyson V8 jest zarówno mocny, jak i poręczny. To zupełnie nowy wymiar sprzątania" - mówi James Dyson konstruktor i wynalazca oraz złożyciel firmy Dyson. W pudełku, oprócz jednostki centralnej, znajdziemy także gustownie polakierowane w złotawy mat rury i kilka końcówek. Dwie malutkie do odkurzania szczelin i zakamarków, ssawkę z elektroszczotką do odkurzania dywanów oraz ssawkę z wałkiem do powierzchni twardych. Jest również instrukcja, ale szanujący się pan domu spokojnie obejdzie się bez niej.Urządzenie waży 2.6 kg, czyli niewiele więcej, niż kuchenny mikser. Z łatwością obsługuje się je jedną ręką. Podłączamy rurę ssącą, dopasowujemy końcówkę, naciskamy spust i rozpoczyna się oczyszczający nasze mieszkanie spektakl.
Podobnie, jak podczas poprzednich testów, również i tym razem odkurzanie Dysonem V8 sprawiało olbrzymią frajdę. Sprzęt jest bezprzewodowy, lekki i poręczny, co sprawia, że naszych ruchów nie krępują ciągnące się kable, czy wlokący za rurą odkurzacz. To wszystko sprawia, że nużący zazwyczaj proces jest prosty i całkiem przyjemny. Silnik o wysokiej sile ssania daje nam do wyboru dwa programy - zwykły oraz turbo. Ten drugi sprawia, że w zbiorniku na odpady lądują nawet najbardziej oporne drobinki kurzu, zwierzęca sierść, czy roztocza. Minus pracy w trybie turbodoładowanym to z pewnością o wiele krótsza żywotność baterii. Ładować możemy w dwojaki sposób - wykorzystując stację dokującą i wieszając odkurzacz na ścianie albo po prostu podpinając ładowarkę do dowolnie wybranego gniazdka. Nam do gustu przypadło to drugie rozwiązanie, jako że jest o wiele bardziej uniwersalne, a poza tym nie wiązaliśmy się na dłużej ze sprzętem i szkoda było wiercić w ścianie dziury pod montaż stacji.
Czas pracy baterii w nowym V8 wynosi nawet do 40 minut (zapomnijcie o tym, jeśli lubicie turboodkurzanie), to duży awans w porównaniu do poprzedniego modelu. Najnowszy Dyson jest także zauważalnie cichszy od swojego poprzednika. Producent nieznacznie powiększył również pojemnik na śmieci, który wyposażono w kołnierz, pomagający rzekomo w bardziej higienicznym usuwaniu brudu. Piszemy "rzekomo", gdy za każdym razem przy opróżnianiu zbiornika, drobinki pyłu wzbijały się w powietrze. Nowy Dyson kosztuje 2499 złotych i objęty jest dwuletnią gwarancją. To nie jest niska cena, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z półką high-end wśród odkurzaczy i kupujemy produkt, na którego rozwój firma przeznaczyła ponad 250 milionów funtów. V8 z cyfrowym silnikiem z pewnością nie stanie się bestsellerem na polskim rynku, ale z pewnością zyska grono fanów, którzy docenią jego zasługi, przymykając oko na cenę.