Chiny budują wyspę lotniskowiec. Australia znajdzie się w zasięgu bombowców
Chiny przebudowują wyspę spornego archipelagu Spratly na bazę dla bombowców strategicznych, wzbudzając obawy u Australijczyków, poczucie bezsilności na Tajwanie i w Wietnamie oraz wściekłość u Amerykanów.
Chińskie działania zaczynają coraz bardziej przypominać to, co robią Rosjanie w odniesieniu do Ukrainy. Korzystając ze swojej przewagi militarnej Chiny, metodą faktów dokonanych, rozwiązują spory terytorialne dotyczące wyspiarskich terytoriów, przede wszystkim na Morzu Południowochińskim.
Taki charakter ma właśnie budowa bazy lotniczej na Firey Cross Reef - jednej z wysp Spratly, do których swoich praw dochodzą jeszcze Wietnam, Tajwan, Malezja i Filipiny. Chodzi przy tym nie tylko o kontrolę przebiegających obok szlaków komunikacyjnych, ale przede wszystkim o złoża ropy i gazu, które mają się znajdować w tym miejscu.
Zdjęcia satelitarne wyraźnie pokazują, że Chińczycy realizują ogromną inwestycję budowlaną całkowicie przebudowując wyspę na bazę lotniczą z bardzo długim pasem startowym (tworzona jest sztuczna wyspa o długości ponad 3 km i szerokości do 300 m).
Chiny nie zdradzają celu tych prac, ale przypuszcza się, że nowa baza ma m.in. służyć jako miejsce uzupełniania zapasów dla bombowców strategicznych (przede wszystkim typu H-6K), w których zasięgu znajdzie się w ten sposób Australia i Nowa Zelandia.
Specjaliści oceniają, że cała inwestycja będzie kosztowała ok. 6 miliardów dolarów i realizowana jeszcze przez około 10 lat.
Na tym nie koniec, ponieważ od 2013 r. Chiny realizują budowę czterech innych sztucznych wysp, jednak prace nie dorównują skali robót realizowanych na Firey Cross Reef. Amerykanie protestują, ale rząd w Pekinie broni się, że inne kraje również prowadzą tego rodzaju inwestycje, dając przykład Filipin, budujących bazę wojskową w oparciu o wyspę Palawan.
Maksymilian Dura