Chiny wyślą człowieka na Marsa

​Chiny budują własną stację kosmiczną na orbicie Ziemi, chcą razem z Rosją stworzyć bazę badawczą na Księżycu, kreślą plany wysłania ludzi na Marsa i sondy poza Układ Słoneczny. Dokonania i ambicje Pekinu wywołują niepokój w USA, a część ekspertów obawia się rozwoju kosmicznych technologii wojskowych.

Grafika komputerowa przestawiająca powierzchnię Marsa
Grafika komputerowa przestawiająca powierzchnię Marsa123RF/PICSEL

Gdy w maju chiński łazik Zhurong przysłał na Ziemię zdjęcia, które zrobił sobie i lądownikowi na bezkresnej równinie Utopia Planitia w pobliżu północnego bieguna Czerwonej Planety, chińscy internauci kipieli dumą. "Chiny jako drugi kraj świata z powodzeniem umieściły łazik na powierzchni Marsa, przełamując amerykański monopol" - cieszyła się państwowa prasa.

Zdjęcia z Zhuronga wywołały odmienną reakcję w Waszyngtonie. "Spójrzcie na Chińczyków", to "bardzo agresywny przeciwnik" i wyzwanie dla przewodnictwa USA w kosmosie - ostrzegł administrator NASA Bill Nelson, pokazując fotografię chińskiego łazika. Przekonywał w ten sposób Kongres do zwiększenia budżetu jego organizacji, by mogła skutecznie rywalizować z Chinami.

"Chiny jasno przestawiły swoje cele, chcą odebrać Stanom Zjednoczonym wyższość w przestrzeni kosmicznej. To nie tylko lądowanie na Marsie, które jest bardzo imponujące, ale też kilka lądowań na Księżycu i oczywiście rozpoczynająca się budowa stacji kosmicznej na niskiej orbicie okołoziemskiej" - mówiła z kolei zastępczyni Nelsona w NASA, była astronautka Pamela Melroy.

Większość chińskich osiągnięć kosmicznych to jak dotąd powtarzanie wcześniejszych dokonań USA czy Rosji, ale Pekin konsekwentnie bije własne rekordy i zmniejsza dystans dzielący go od Waszyngtonu. W 2003 roku Chiny jako trzeci kraj świata wysłały w kosmos człowieka. Do roku 2030 chcą się stać kosmiczną potęgą i prowadzić tysiące załogowych i towarowych lotów rocznie.

Wśród najbliższych kamieni milowych "nowego wyścigu kosmicznego" wymienia się kolejne lądowanie człowieka na Księżycu po 50 latach od ostatniej załogowej misji USA. Na liście jest też sprowadzenie na Ziemię pierwszych próbek skał z Marsa, a w dalszej perspektywie wysłanie ludzi na tę planetę.

Nie wszyscy zgadzają się z alarmistycznym tonem administratora NASA. "Robienie z chińskiej stacji kosmicznej tak poważnego zagrożenia to błąd, ponieważ wpisuje się w cele polityczne samych Chin" i wzmacnia przekaz, że "one też są potęgą kosmiczną" - ocenił dyrektor programowy Secure World Foundation Brian Weeden.

Prestiż jest istotnym celem chińskiego programu kosmicznego. Sukcesy utwierdzają wielu Chińczyków w przekonaniu o mocarstwowej pozycji ich kraju, a państwowa propaganda przedstawia je jako dowód na skuteczność rządów Komunistycznej Partii Chin (KPCh), zwłaszcza w kontekście zbliżających się hucznych obchodów jej 100-lecia.

Przywódca ChRL Xi Jinping połączył się niedawno z trzema tajkonautami budującymi na orbicie chińską stację kosmiczną Tiangong. "My, chińscy tajkonauci, mamy teraz stały dom na orbicie. W przestrzeni kosmicznej jesteśmy dumni z partii i ojczyzny" - powiedział kierujący misją gen. Nie Haisheng.

Część ekspertów wyraża zaniepokojenie z powodu militarnego potencjału technologii kosmicznych. Najwyższy rangą amerykański wojskowy, gen. Mark Milley, wymienił niedawno przestrzeń kosmiczną wśród "krytycznych obszarów" rywalizacji z Chinami, na których "Ameryka musi być na czele", bo inaczej przyszłe pokolenia Amerykanów "znajdą się w bardzo trudnej sytuacji względem Chin".

Według portalu Space.com Chiny "nieprzerwanie pracują nad wojskowymi zastosowaniami przestrzeni kosmicznej", w tym nad pociskami do niszczenia satelitów, a według niektórych doniesień także nad pociskami hipersonicznymi. Niepokój na Zachodzie wzbudzają również plany kosmicznej współpracy z Rosją, którą NATO uznaje za zagrożenie dla bezpieczeństwa.

Chińskie władze zaprzeczają zamiarom militaryzacji kosmosu, a w oficjalnych komunikatach pojawia się zwykle formułka o współpracy i "pokojowym wykorzystaniu przestrzeni kosmicznej". "Przestrzeń jest wspólnym dobrem rodzaju ludzkiego. Chińczycy dzielą z ludźmi na całym świecie zarówno marzenia, jak i prawo do eksploracji tajemniczego wszechświata" - napisała w komentarzu agencja prasowa Xinhua.

Pekin postanowił zbudować własną stację kosmiczną między innymi dlatego, że - z powodu restrykcji w USA - chińscy naukowcy nie mieli dostępu do badań prowadzonych od ponad 20 lat na międzynarodowej stacji kosmicznej (ISS). W tym czasie odwiedziło ją ponad 200 naukowców z 19 krajów, ale nie było wśród nich Chińczyków.

Podczas gdy ISS była głównie przedsięwzięciem amerykańsko-rosyjskim, zrodzonym na popiołach zimnej wojny, chińska stacja Tiangong powstaje w momencie, gdy coraz częściej mówi się o "nowej zimnej wojnie" - pisze portal CNN. Według komentatorów sojusze w przestrzeni kosmicznej będą coraz wyraźniej odzwierciedlały geopolityczne podziały na Ziemi, a w ziemskich relacjach USA-Chiny narasta rywalizacja.

Chiny zapraszają inne państwa do współpracy na stacji Tiangong czy w planowanej chińsko-rosyjskiej bazie badawczej na Księżycu. Równolegle USA budują międzynarodową koalicję na rzecz bezpiecznej i odpowiedzialnej eksploracji Księżyca. Promowane przez NASA porozumienie Artemis Accords podpisało dotąd 12 krajów, w tym Wielka Brytania, Australia, Kanada, Japonia i Korea Płd., ale wśród sygnatariuszy nie ma Chin ani Rosji.

Zgodnie z planami ogłoszonymi w połowie czerwca przez chińską agencję kosmiczną CNSA i rosyjski Roskosmos wspólna stacja badawcza na Księżycu (ILRS) ma zacząć działać w 2036 roku i dawać możliwość prowadzenia długoterminowych badań z wielu dziedzin, a w dalszej perspektywie także stanowić bazę dla misji załogowych. Według urzędników trwają rozmowy z potencjalnymi partnerami projektu, w tym z europejską agencją kosmiczną ESA.

"Mam nadzieję, że to współzawodnictwo popchnie USA, Chiny i inne kraje do pracy nad kosmicznymi technologiami i zdolnościami, które dadzą korzyści dla wszystkich na Ziemi. Jeśli nacisk na retorykę +my albo oni+ będzie zbyt duży, rywalizacja w przestrzeni kosmicznej może tu, na Ziemi, pogorszyć napięcia, które prowadzą do konfliktu, a to byłoby złe dla wszystkich" - ocenił Weeden z Secure World Foundation.

Z Kantonu Andrzej Borowiak 

anb/ jar/

PAP
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas