​Ewakuacja do jaskini [felieton]

Mężczyźni uwielbiają ucieczki do takich "jaskiń". Dlaczego tak się dzieje? / Lawrence K. Ho / Contributor /Getty Images
Reklama

Z mojego mieszkania najbardziej cenię sobie piwnicę. No dobra, może trochę przesadzam, ale piwnica jest dla mnie miejscem, w którym spędzam dużo czasu. Powiem więcej, każdy facet, który ją widział, chce tam siedzieć i nie chce z niej wychodzić. Sąsiad, którego niedawno zaprosiłem do domu na szklaneczkę whisky, spytał mnie: a możemy posiedzieć u ciebie w piwnicy? Nie miałem nic przeciwko - z prostego powodu. Urządziłem tam tak zwaną męską jaskinię. Obiekt marzeń samców we wczesno-średnim wieku.

Wywaliłem z niej półki z wekami, do których nikt nie zaglądał przez ostatnią dekadę, usunąłem rozsypujące się meble i stare wiadra po farbach, wstawiłem porządne regały, upakowałem na nich dziesiątki książek, które już nie mieściły się w gabinecie, dorzuciłem niewielkie biurko, bardzo wygodny fotel, wieżę i głośniki, odpowiednie oświetlenie, mniejszy regał z płytami CD.

Wcześniejsze odgruzowywanie i późniejsze urządzanie mojej dziupli trwało z przerwami jakiś kwartał, ale teraz jest to miejsce, w którym kryję się systematycznie i często, a za którym wzdycha każdy z moich kolegów. Jaskinia doskonale sprawdza się jako miejsce do pogadania, ale również do samotnej pracy, słuchania muzyki, czytania, poświęcania się swoim pasjom. 

Reklama

Mnie jednak skłania to także do rozważań - skąd bierze się ta męska tęsknota za taką przytulną izolatką? Trend zapoczątkował chyba poczciwy Henry David Thoreau, który wymeldował się z życia na jakieś dwa lata i zameldował samodzielnie zbudowanej chacie, nad stawem Walden pośrodku lasu? Czy potwierdza powszechną tezę o rzekomym "męskim autyzmie", przejawiającym się w problemach w rozumieniu innych i powracającą potrzebą zresetowania się w samotności?

Faktycznie, taka potrzeba nieszczególnie często występuje wśród kobiet. Im wystarczy, że pobodźcują się damskim towarzystwem dosłownie gdziekolwiek - w pubie, kawiarni, czy na zakupach. A facet musi zrobić sobie nastrój, musi wleźć do swojej pieczary, wtedy może poczuje, że zaczął się po męczącym tygodniu regenerować. Zresztą ta tęsknota za kontrolowaną samotnością u mężczyzn przybiera bardzo różne formy, począwszy od wędkarzy a na garażowych mechanikach-amatorach spędzających weekendy pod podwoziem skończywszy. 

Ekstremistami na tym gruncie są moim skromnym zdaniem preppersi - w zdecydowanej większości również faceci. Nie zdziwiłbym się, gdyby ukradkiem marzyli o tym, aby wreszcie znalazła się okazja, by te zebrane tony makaronu, konserw, sucharów i cukru w spokoju pokonsumować. A przy okazji pobyć sobie samemu, skoro świat, przemierzany przez hordy zombie i przykryty radioaktywnym opadem stał się niezdatny do normalnych kontaktów społecznych. Symptomatyczne, że na takie samotniczne pomysły wpadają dziś głównie faceci.

Przypomina mi to jakąś reakcję obronną przed nawałem konsumpcjonizmu, w którego feerii barw kobiety chyba po prostu lepiej się czują i do której znacznie lepiej się zaadaptowały. Wystarczy wspomnieć zakupy, które dla większości pań są okazją do ładowania akumulatorów. Chyba nie pomylę się bardzo, gdy powiem, że pod naporem reklam i pod nawałem towarów kobietom dużo łatwiej jest funkcjonować niż przedstawicielom płci brzydkiej. 

Dowód? Jeśli widok gościa smutno drepczącego za partnerką oddającą się ekstazie zakupów nie przekonuje, przypomnijmy, że coraz popularniejsze stają się poczekalnie-przechowalnie dla/na facetów. Żona, narzeczona, dziewczyna przychodzi do galerii i zostawia w takim miejscu towarzysza, który w tym czasie coś sobie poczyta, poprzegląda pisemka o samochodach, pogra w jakąś grę albo zajmie umysł łamigłówką. 

Gorzej, gdy takiego samca trzeba wysłać na zakupy - lista sprawunków staje się wtedy challengem, który trzeba jak najszybciej zakończyć, znaleźć najkrótszą, optymalną drogę. Tam, gdzie kobieta czuje się jak ryba w wodzie, facet zawzięcie rozwiązuje problem chińskiego listonosza: załatwić wszystko jak najkrótszą drogą i zwiewać. I po takim rozhukanym dniu męska jaskinia, z dala od obowiązków i związkowo-rodzinnej wrzawy, jest jak kraina Kanaan.

Przeglądałem oferty urządzania takich przybytków. Męskie jaskinie estetycznie stanowią jakiś osobliwy amalgamat alternatywnej rzeczywistości, baru, chatki Bilbo Bagginsa i sentymentalnej podróży w czasie. 

Na ogół znajdują się tam różne fanty: od lodówki z dobrze schłodzoną substancją po stoły bilardowe. Postery z kultowych filmów przygodowych i science-fiction. Pudełko z cygarami. Półeczka na ulubione figurki, komiksy i gry. Meble? Koniecznie miękkie i głębokie. Preferowany niższy sufit. Do tego sprzęt stereo, konsola. I bezwzględnie niewiele światła naturalnego, a może nawet kompletny brak okien. W sumie nic złego się nie stanie, jeśli będzie to gdzieś pod ziemią. Przytulnie, prawda?

Moim zdaniem popularność takich przybytków i tęsknota za nimi biorą się również z innej potrzeby: odreagowania stresu. Posiadanie swojego miejsca to jedna z najskuteczniejszych metod samodzielnego radzenia sobie z nerwami. Wynika to z elementarnej potrzeby kontroli i wpływu na otoczenie. Większość ludzi potrzebuje świadomości, że choć w najmniejszym stopniu jest w stanie kontrolować swoje życie. 

Brak takiego poczucia często prowadzi do problemów psychicznych, zaburzeń, a nawet depresji. Nasze miejsce to świątynia kontroli, potwierdzam to zresztą swoim przykładem. W urządzonej piwnicy nie ma przypadkowych przedmiotów. To jedyne miejsce, od którego bałagan trzyma się z daleka. Chaos świata zostaje za progiem.

Jasne, że nie każdemu z nas dany jest taki azyl. Pocieszające jest to, że swojego miejsca można szukać wszędzie: w pokoju, w wannie, w ulubionym fotelu, ale także w samochodzie lub we własnej głowie - na spacerze czy podczas treningu. Jeśli możemy w tym duchu urządzić swoją jaskinię - tym lepiej. Sam niejednokrotnie przekonałem się, że nawet po najbardziej stresującym dniu czas spędzony w samotności bardzo dobrze koił moje skołatane nerwy. 

Możliwość poświęcenia się lubianym zajęciom, odwrócenia uwagi i koncentracji na czymś zupełnie innym to dziś ogromny luksus. Warunki korzystania z takiego miejsca są jednak banalnie przejrzyste: co najmniej dwa kwadranse (najlepiej dziennie) bez jakiegokolwiek niezaplanowanego kontaktu. Zero internetu. Zero telefonów. Zero powiadomień. Robisz tylko to, co zaplanowałeś.

W epoce, która cierpi na chroniczny brak czasu, znalezienie takiego schronu to konieczność. Przekonaj się, że odpoczynek jest elementem treningu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Kozłowski | kołczowisko | coaching
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama